Zgodnie z nowym projektem ustawy prowizja od transakcji bezgotówkowych ma spaść do poziomu 0,2–0,3 proc. Zyskają na tym sklepy i punkty usługowe, a stracą banki. I to nawet kilkaset milionów złotych w skali roku
Wysokość prowizji interchange w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna
Obecnie opłata, jaką właściciele punktów handlowo-usługowych odprowadzają za pośrednictwem operatorów terminali do banków z tytułu transakcji kartami płatniczymi, wynosi maksymalnie 0,5 proc. Ale to ma się zmienić.
– Proponujemy, aby od przyszłego roku dla kart debetowych interchange wynosiła maksymalnie 0,2 proc., a dla kart kredytowych – 0,3 proc. – wyjaśnił Wincenty Elsner, poseł Twojego Ruchu i pomysłodawca regulacji.
Zgodnie z poselskim projektem ustawy na operatorów terminali mają zostać nałożone także nowe obowiązki informacyjne. Firmy te w umowach z detalistami mają określać wysokość wszystkich elementów składowych opłaty akceptanta, a więc np. swojej marży. Dla nowo podpisywanych umów ze sklepami niższe stawki interchange miałyby zacząć obowiązywać już od 1 stycznia przyszłego roku. Natomiast na dostosowanie obowiązujących dziś kontraktów do nowych warunków operatorzy terminali mają dostać trzy miesiące.
Na razie nie wiadomo, czy projekt ustawy zostanie zgłoszony do laski marszałkowskiej jako inicjatywa poselska, czy Komisji Finansów Publicznych, która będzie o nim dyskutować podczas kolejnego posiedzenia Sejmu. – Wpłynęło do nas wiele uwag i wniosków w tej sprawie. Chcielibyśmy więc formalnie się do nich odnieść – powiedziała Krystyna Skowrońska, posłanka Platformy Obywatelskiej, przewodnicząca tejże komisji.
Obecnie projektowana nowelizacja ustawy o usługach płatniczych to już druga w ostatnim czasie regulacja rynku kart w Polsce. W ubiegłym roku parlament obniżył interchange z poziomu ok. 1,3 proc. do maksymalnego limitu w wysokości 0,5 proc. Wydawało się, że będzie on obowiązywał przez kilka najbliższych lat. Sytuacja zmieniła się jednak po tym, jak niedawno Visa zawarła specjalne porozumienie z Komisją Europejską. Zgodnie z nim operatorzy terminali – tj. agenci rozliczeniowi – dostali możliwość stosowania do transakcji krajowych transgranicznych stawek interchange, czyli w wysokości od 0,2 do 0,3 proc. w zależności od rodzaju karty. Warunek jest taki, że agent musi oferować usługi z zagranicy. Tak skonstruowane porozumienie mogło by spowodować, że polscy agenci traciliby rynek na rzecz zagranicznych, gdyż musieliby pobierać od sklepów wyższe prowizje. Nowe przepisy mogą tej sytuacji zapobiec.
Przeciw kolejnej nowelizacji ustawy są banki, dla których będzie ona oznaczać ubytek w przychodach, w wysokości nawet kilkuset milionów złotych rocznie. Pieniądze te pozostaną na rachunkach sprzedawców, a więc przede wszystkim dużych sieci handlowych oraz stacji paliw. – Mam wrażenie, że pomysłodawcy regulacji zapominają, że banki to także firmy. Ustawodawca nie powinien zaburzać rynku, dając oszczędności jednej kategorii przedsiębiorców i zabierając przychody innej – stwierdził Jerzy Bańka, wiceprezes Związku Banków Polskich. Dodał, że kolejna administracyjna obniżka prowizji od transakcji będzie czynić nieopłacalnym wydawanie kart i zaowocować może znacznymi podwyżkami innych prowizji i opłat za usługi oferowane przez banki.
Wydaje się jednak, że regulacja rynku kart jest nieunikniona – zwłaszcza że popiera ją Ministerstwo Finansów. A w dodatku może się okazać, że w przyszłości będzie potrzebna kolejna. Taki efekt mogą przynieść decyzje Komisji Europejskiej. Kilka dni temu odbyło się posiedzenie unijnej grupy roboczej ds. usług finansowych, na której zaprezentowano nowe propozycje w sprawie prowizji na rynku kart. Oprócz znanych już stawek interchange w wysokości 0,2 i 0,3 proc. dla transakcji kartami debetowymi i kredytowymi pojawiła się propozycja stawki 0,1 proc. dla mikropłatności, czyli transakcji o wartości do równowartości 20 euro. Jeżeli ten pomysł zostanie przyjęty, nasz parlament będzie musiał ponownie zająć się polskimi prowizjami interchange.