Od 26 września firmy instalujące klimatyzatory, urządzenia chłodnicze czy pompy ciepła powinny mieć certyfikaty. Tylko że nie ma ich gdzie uzyskać. To zaś grozi konsekwencjami właścicielom urządzeń.
Polska wciąż nie ustaliła jednostki certyfikującej firmy serwisowe oraz samych serwisantów, mimo że taki obowiązek wynikał z przepisów unijnych przynajmniej od 4 stycznia 2009 r. (do tego dnia należało podać dane jednostki certyfikującej Komisji Europejskiej). Dopiero kilka dni temu pojawił się na stronach Rządowego Centrum Legislacji projekt stosownego rozporządzenia. Zgodnie z nim funkcję takiej jednostki ma pełnić Urząd Dozoru Technicznego.
Użytkownika ukarzą
Problem w tym, że użytkownik za brak certyfikatu instalatora czy serwisanta może zapłacić karę do 3000 zł, ale nie mniej niż 600 zł. Przy czym kara może być nałożona przez wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska za niedopatrzenia nawet sprzed trzech lat. To znaczy, że inspektor może do takiej sprawy wrócić do 26 września 2018 r. A ponieważ dane o takich instalacjach znajdą się w centralnym rejestrze wszystkich zainstalowanych w Polsce urządzeń chłodniczych, klimatyzacyjnych i pomp ciepła, to nie będzie kłopotów ze sprawdzeniem, kto je zakładał.
Warto też wiedzieć, że za sam brak wpisu do rejestru także możliwa jest kara do 3000 zł. Zagrożeni tymi sankcjami są przede wszystkim posiadacze urządzeń napełnionych więcej niż trzema kilogramami czynnika chłodniczego. Jednak rejestru (a właściwie kilku, bo będą odrębne dla np. firm serwisowych czy sprzedających czynniki chłodnicze) też jeszcze nie ma. Pierwsze projekty rozporządzeń dotyczące tej kwestii pojawiły się w ostatnich dniach na stronie RCL. Rejestry powinny zacząć działać od 26 grudnia.
Opisane wyżej obowiązki i wiele innych – nałożonych na m.in. handlujących czynnikami chłodniczymi oraz posiadających, instalujących czy serwisujących urządzenia je zawierające – określa ustawa z 15 maja 2015 r. o substancjach zubożających warstwę ozonową oraz o niektórych fluorowanych gazach cieplarnianych (Dz.U. z 2015 r. poz. 881). Zwana jest ona potocznie ustawą o f-gazach i w znacznej części weszła w życie 10 lipca 2015 r.
Serwis nie zdąży
– To użytkownik powinien zacząć sprawdzać certyfikat serwisu – mówi Andrzej Sokulski, prezes zarządu Krajowej Izby Gospodarczej Chłodnictwa i Klimatyzacji. – Certyfikowany technik będzie legitymował się odpowiednim dokumentem, który będzie także umieszczony na dostępnej dla wszystkich liście prowadzonej w formie elektronicznej.
Nie jest już jednak możliwe, by instalatorzy i firmy serwisowe uzyskali niezbędne dokumenty na czas. – System certyfikacji ma objąć ok. 18 tys. techników i ok. 4500 firm zajmujących się montowaniem i naprawami urządzeń chłodniczych i klimatyzacyjnych oraz pomp ciepła – mówi Andrzej Sokulski. – A przepisy przejściowe wskazują, że obowiązek posiadania certyfikatu przez techników zaczyna się 26 września 2015 r., tj. trzy miesiące po ogłoszeniu ustawy.
Według Krajowej Izby Gospodarczej Chłodnictwa i Klimatyzacji sytuacja firm serwisowych w związku z wejściem w życie ustawy jest coraz trudniejsza i na dobrą sprawę prawo zamiast uporządkować funkcjonowanie rynku, jeszcze bardziej go destabilizuje. Artykuł 10 ustawy wskazuje, że od 25 września br. firmy, w których nie ma certyfikowanych techników, nie zakupią czynników chłodniczych, a ponieważ co trzecia naprawa wiąże się z uzupełnianiem gazu w urządzeniu, więc zaczną się problemy z naprawami. Z kolei niemożność uzupełnienia gazu może spowodować wzrost zużycia energii elektrycznej w urządzeniu nawet o 270 proc. Firmy zapewne poczynią zapasy czynników, ale nie wiadomo, na jak długo one wystarczą.
Kłopoty polskich serwisantów z uzyskaniem certyfikatu już wykorzystują firmy z innych krajów, w których certyfikacja działa bez problemu, np. z Czech i Słowacji. Już dzisiaj bowiem duże firmy wolą, by ich urządzenie serwisowały osoby z certyfikatem. A właściciele polskich firm czy technicy ubiegają się o stosowny dokument u naszych południowych sąsiadów. Budzi to jednak sporo wątpliwości natury prawnej.
Na kołach też trudno
Ustawa o f-gazach dotyczy też samochodów, przede wszystkim aut-chłodni. Pojazdy te, jeżdżąc po europejskich szosach, muszą mieć certyfikaty szczelności. Potwierdza to najczęściej odpowiednia naklejka na aucie. Jak mówi Krzysztof Grochowski z firmy Frigipol zajmującej się serwisowaniem urządzeń chłodniczych, także o takie dokumenty trzeba się postarać u zagranicznego certyfikatora, bo jednostki certyfikującej u nas nie ma. Pracownicy zajmujący się serwisowaniem chłodni działają na razie na podstawie starych uprawnień, ale po 25 września będzie z tym poważny problem. Tym samym pojawią się zapewne kłopoty z naprawami, a przede wszystkim z uzupełnianiem czynników chłodniczych w takich pojazdach.
Tymczasem dobry stan instalacji, a przede wszystkim ograniczenie wycieków, powinno stać się priorytetem ze względów ekonomicznych. Będą nas bowiem obowiązywały „kontyngenty” tańszych czynników chłodniczych. Jeśli zacznie ich brakować na rynku, trzeba będzie zastępczo używać znacznie droższych, ale mniej przyczyniających się do efektu cieplarnianego. Różnica w cenie jest nawet 40-krotna (tańszy kosztuje ok. 27 zł za kg, a droższy zamiennik – 1200 zł).
Polska przegrała przed Trybunałem Sprawiedliwości UE
Za niedotrzymanie terminów wprowadzenia unijnych przepisów Polska została postawiona przed Trybunałem Sprawiedliwości UE. Ten stwierdził, że nasz kraj uchybił zobowiązaniom państwa członkowskiego m.in. w zakresie szkoleń i certyfikacji wymaganych przepisami o f-gazach (wyrok TSUE z 25 czerwca 2015 r., sygn. C-303/14.)
– Jeżeli uchybienia stwierdzone wyrokiem w trybie art. 258 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej nie zostaną usunięte, wówczas w celu przymuszenia Polski do wykonania przedmiotowego wyroku mogą zostać nałożone na Polskę sankcje w postaci tzw. ryczałtu lub okresowej kary pieniężnej na podstawie kolejnego wyroku wydanego przez Trybunał Sprawiedliwości UE w trybie art. 260 ust. 2 TFUE – wyjaśnia Aneta Mostowska, radca prawny z Envilex Sp. z o.o. z Opola. – Analizując orzecznictwo TSUE, można stwierdzić, że od około pięciu lat wzrasta tendencja do nakładania sankcji finansowych na państwa członkowskie, które uchybiły swoim zobowiązaniom wynikającym z prawa unijnego i nie wykonały wyroków stwierdzających uchybienie.
Wysokość minimalnego ryczałtu dla Polski wynosi obecnie 4266 euro dziennie. Należy tę kwotę pomnożyć przez liczbę dni, w których trwało uchybienie. Przykładowo roczne naruszenie przy zastosowaniu powyższej minimalnej stawki ryczałtu to obciążenie dla Polski w kwocie 1 557 090 euro.
Kara może okazać się jednak znacznie wyższa i sięgać nawet 60 tys. euro dziennie. To, jak wyliczyli przedstawiciele Krajowej Izby Chłodnictwa i Klimatyzacji, daje przy zwłoce przekraczającej 2400 dni ponad 150 mln euro, i każdego dnia ta kara rośnie.