Jak usłyszeliśmy w resorcie skarbu, projekt ustawy może być rozpatrywany podczas dzisiejszego posiedzenia Komitetu Stałego Rady Ministrów. Najważniejsza zmiana to skrócenie procedur.
– Czas oczekiwania na kluczowe decyzje inwestycyjne w procesie poszukiwania i rozpoznawania węglowodorów zostanie skrócony z obecnych 12–20 miesięcy do ok. 3,5 miesiąca. Skróceniu ulegnie też czas oczekiwania na kluczowe decyzje inwestycyjne w zakresie wydobywania węglowodorów z dotychczasowych 27,5–43 miesięcy do ok. 6 miesięcy – zapowiada rzeczniczka resortu Agnieszka Jabłońska-Twaróg.
To ostatni moment na przyjęcie specustawy, ponieważ coraz więcej inwestorów traci zainteresowanie polskimi łupkami. Z początkiem lutego z poszukiwań wycofał się amerykański koncern Chevron, a wcześniej podobną decyzję podjęły ExxonMobil, Total i Marathon Oil. Zazwyczaj firmy tłumaczą takie kroki zbyt wysokimi kosztami eksploatacji. Ale polityka przyjęta przez część samorządów może je dodatkowo zniechęcać. Wiele gmin nie chce, by to u nich rozpoczęto wydobycie. Z różnych powodów.
Zwykle plany wydobycia kolidują z planami inwestycyjnymi gmin, a samorządowcy wykorzystują słabość przepisów, by blokować niechciane przedsięwzięcia. Zgodnie z ustawą – Prawo geologiczne i górnicze, jeśli na terenie gminy zostanie udokumentowane złoże kopalin, ma ona dwa lata na wprowadzenie zmian do studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. Samorządy masowo uchylają się od tego obowiązku, co oznacza, że inwestycje nie mogą dojść do skutku.
– Gminy na własny koszt muszą dokonywać zmian w studium, by uwzględnić udokumentowane kopaliny. Nie pomyślano jednak o uproszczonym trybie dokonywania tych zmian. Nie dość, że gmina ponosi koszty, to jeszcze ma obowiązek przeprowadzić konsultacje społeczne, które zazwyczaj rodzą dodatkowe problemy. A nie wszystkie samorządy chcą, by wydobywano u nich surowce i dewastowano krajobraz – wyjaśnia Grzegorz Kubalski ze Związku Powiatów Polskich (ZPP).
Teoretycznie, jeśli w ciągu dwóch lat gmina nie wprowadzi zmian w studium, robi to za nią wojewoda w drodze zarządzenia zastępczego, obciążając ją jednocześnie wszystkimi kosztami. Ale wojewodowie nie nadążają z wydawaniem decyzji. W grudniu przedstawiciele Ministerstwa Środowiska przekazali samorządowcom z komisji wspólnej, że wydano zaledwie sześć zarządzeń zastępczych (trzy dla Lubuskiego i po jednym dla Kujawsko-Pomorskiego, Opolskiego i Mazowsza). Skala opóźnień jest ogromna. Tylko w samym Mazowieckim wojewoda powinien już wydać zarządzenia w odniesieniu do ok. 160 gmin. Samorządowcy z ZPP szacują, że problem dotyczy nawet 40 proc. gmin w Polsce.
Resort środowiska (MŚ) rozkłada ręce. – Minister środowiska nie jest organem wyższego stopnia w stosunku do wojewody w rozumieniu k.p.a. ani nie sprawuje nadzoru nad wojewodami w zakresie zgodności ich działań z prawem. To kompetencja ministra do spraw administracji publicznej – przekonuje Grzegorz Zygan z MŚ. Resort administracji i cyfryzacji (MAiC) odbija piłeczkę. – Minister nie ma możliwości wpływania na działania wojewodów dotyczące indywidualnego rozstrzygania spraw w tym zakresie – twierdzi rzecznik Artur Koziołek.
– Zgodnie z art. 9 ust. 1 kodeksu postępowania administracyjnego właściwy minister wykonuje swoje uprawnienia wobec wojewody w zakresie i na zasadach określonych w odrębnych ustawach. W związku z tym współpraca z wojewodami w zakresie przepisu art. 208 ust. 2 ustawy – Prawo geologiczne i górnicze należy do zadań ministra właściwego ds. środowiska – dodaje. Czyli żaden z resortów nie poczuwa się do tego, by wpłynąć na wojewodów. Sprawę dodatkowo komplikuje to, że nawet wydanie zarządzenia zastępczego nie oznacza, że złoża będzie można od razu eksploatować.
Tego rodzaju konflikt między gminą Gubin a wojewodą lubuskim trwa już od roku. Samorząd co prawda był na etapie przygotowywania zmian w studium, ale przede wszystkim pod kątem przysposobienia terenów pod farmę wiatrową. Uwzględniono jednak występowanie złóż węgla brunatnego. Jak jednak przekonuje wójt Zbigniew Barski, doszło do kolizji, bo tereny pod wiatraki częściowo zachodziły na tereny przeznaczone do wydobycia złóż. – Wojewoda zażądał, by usunąć ze studium farmy wiatrowe, gdyż przeszkadzałoby to firmie górniczej. W związku z tym zakończyliśmy prace nad studium, a wojewoda wydał zarządzenie zastępcze – opowiada nam wójt. I dodaje, że gmina nie zamierza sprawy odpuścić.
– Odwołaliśmy się od tej decyzji m.in. dlatego, że złoża występują na terenie innych gmin Lubuskiego. Dziwi nas to, że zarządzenie wojewody dotyczy tylko trzech gmin, w tym naszej. Co więcej, nie określono zasad rekompensat dla gminy za wyłączenie części jej terenu pod eksploatację. Państwo nie sporządziło wykazu złóż, które mają podlegać ochronie i zabezpieczeniu – mówi wójt Barski. Sąd wojewódzki w Gorzowie Wielkopolskim oddalił jednak skargę gminy, dlatego samorząd rozważa dalsze kroki. – Przysługuje nam jeszcze odwołanie do NSA – dodaje nasz rozmówca.