Wszyscy jesteśmy zwolennikami energetyki odnawialnej. Nie zakłóca bowiem środowiska naturalnego (jeśli pominąć efekty estetyczne w postaci na przykład nagromadzenia wiatraków), nie emituje gazów cieplarnianych oraz, co niebagatelne w dzisiejszym świecie, ma szanse w dużym stopniu uniezależnić poszczególne kraje od importu ropy i gazu.
Pewnym problemem jest koszt i wysokość subsydiowania (dotacje z zasady niekorzystnie wpływają na przebieg wielu procesów rynkowych). Mimo to – powiedzmy jednak dobitnie – energia odnawialna to przyszłość.
Aby rzeczywiście tak się stało, trzeba niestety dla pełnego obrazu dodać do rozważań jeszcze jeden element: źródła energii są wprawdzie odnawialne, ale pewne metale potrzebne do efektywnej transformacji tej energii w prąd i ciepło takie oczywiście nie są. Mówimy tu o tzw. metalach ziem rzadkich, jak zwyczajowo określa się rodzinę 17 pierwiastków chemicznych mających rozliczne, niezwykle ważne zastosowania przemysłowe. W tym zastosowania na rzecz rozwoju gospodarki niskoemisyjnej, a energetyki odnawialnej w szczególności. Dla przykładu, bez magnesów bazujących na jednym z metali rzadkich nie można dzisiaj budować wydajnych turbin wiatrowych (typowa 3,5-megawatowa turbina zawiera ok. 600 kg tych metali!), a inny z nich jest potrzebny do budowy światłowodów i paneli ogniw słonecznych. Coraz liczniej pojawiają się więc przestrogi, aby nie wpaść z deszczu pod rynnę, tj. aby problemów z nieodnawialnymi geopaliwami nie zastąpić problemami z nieodnawialnymi minerałami. Przekonująco przestrzegają przed tym na przykład francuscy badacze O. Vidal, B. Goffe i N. Arndt w artykule opublikowanym w „Nature” i opisanym u nas przez A. Hołdysa w „Wiedzy i Życiu”.
Problem nie polega niestety tylko na tym, że globalne zasoby niektórych z metali ziem rzadkich niebawem się wyczerpią, ale jeszcze może bardziej na tym, że ponad 90 proc. dostaw tych surowców pochodzi dzisiaj z Chin. Biorąc pod uwagę, iż niemała część zastosowań tych metali dotyczy przemysłu zbrojeniowego, potencjalny konflikt widać jak na dłoni – historia poważnych międzynarodowych sporów dotyczących dostępu do różnych surowców jest dostatecznie długa. Z analiz różnych ekspertów można także wyczytać, iż przy założeniu realizacji do roku 2050 wszystkich dzisiejszych planów rozwoju energetyki wiatrowej i słonecznej nawet powszechnie dzisiaj dostępne surowce jak stal, aluminium czy miedź mogłyby stać się artykułami o znaczeniu strategicznym!
Jaka jest recepta? Po pierwsze, niezbędne są innowacyjne działania na rzecz stopniowego ograniczania zużycia metali, szczególnie tych o strategicznym znaczeniu, we wszystkich sektorach gospodarki. Badania nad turbinami czy ogniwami słonecznymi spełniającymi ten warunek są już zaawansowane, choć na razie kosztem istotnego zmniejszenia wydajności tych urządzeń. Po drugie, należy dobrze rozpoznać zasoby metali ziem rzadkich w innych rejonach świata i doprowadzić do ich eksploatacji w oparciu o nowe technologie, umożliwiające ograniczenie olbrzymich obecnie strat przy wydobyciu i przerobie. Po trzecie, należy zasadniczo usprawnić procesy odzyskiwania metali, czyli ich recyklingu, doprowadzając jak najszybciej do sytuacji, w której odzyskiwanie metali ze złomowanych urządzeń będzie tańsze od pozyskiwania ich z rud wydobywanych z ziemi. Żeby to osiągnąć, należy myśleć o recyklingu już na etapie projektowania danego urządzenia, a nie dopiero po jego zużyciu. Krótko mówiąc, jeśli nie chcemy, aby zielona gospodarka natknęła się za dwie czy trzy dekady na poważne bariery rozwoju, musimy terminowi „odnawialny” nadać znaczenie znacznie szersze niż dotychczas.