Nie mówię, że to lekkie czy przyjemne, ale że nie ma innej możliwości - mówi w wywiadzie dla DGP prof. Marek Góra, SGH, jeden z architektów reformy emerytalnej przeprowadzonej przez rząd Jerzego Buzka
Prof. Marek Góra, SGH, jeden z architektów reformy emerytalnej przeprowadzonej przez rząd Jerzego Buzka / Dziennik Gazeta Prawna
Co pan sądzi o propozycji prezydenta w kwestii odwrócenia wieku emerytalnego?
Nie odnoszę się do działań prezydenta czy politycznego kontekstu, ale problemu. Niezależnie od tego, co politycy dziś zdecydują, i tak w przyszłości będziemy pracować dłużej. To trzeba ludziom jasno powiedzieć. Niepokoi mnie ton politycznej dyskusji sugerujący, że wiek emerytalny może być niższy. W horyzoncie politycznym wszystko można zrobić, ale to perspektywa kilku lat. Natomiast z punktu widzenia uczestników systemu, czyli pracujących Polaków, ważny jest horyzont kilkudziesięciu lat. A w takim horyzoncie musimy się przyzwyczaić, że będziemy pracowali dłużej, innej możliwości nie ma.
Z czego to wynika?
Jeśli mamy zmniejszającą się proporcję pracujących do emerytów, dysponujemy dwiema opcjami. Pierwsza to obciążenie pracujących wyższą składką niż obecnie, co zrujnowałoby rynek pracy i pozbawiło części dochodów młodych ludzi. Druga to obniżenie emerytur. Musielibyśmy wybierać między dżumą a cholerą. Najlepszym wyjściem z tej pułapki jest przedłużenie okresu aktywności zawodowej.
Na ile jest to realne, jeśli wziąć pod uwagę fizyczne możliwości pracy osób w wieku okołoemerytalnym?
To możliwe. Pamiętajmy, że ta granica emerytalna 65 lat została ustanowiona pod koniec XIX w., gdy średnio ludzie nie dożywali pięćdziesiątki, a ich stan zdrowia był gorszy niż obecnie. Jeśli wtedy to miało uzasadnienie, dziś ma wielokrotnie większe.
Wtedy rzadko kto dożywał wieku emerytalnego?
Ale gdyby kierować się tymi standardami, które były punktem wyjścia do tworzenia systemu ubezpieczeń społecznych, dzisiaj wiek emerytalny należałoby ustanowić na poziomie 90 lat, a tego nikt nie zrobi, bo to nie miałoby sensu. Ale już 70 lat można spokojnie.
Słyszymy argumenty dotyczące tego, że ciężka fizyczna praca jest w wieku 65 lat niemożliwa?
Na pewno jest bardziej możliwa niż w przeszłości. Poza tym prac wymagających dużego fizycznego wysiłku jest w gospodarce coraz mniej. Niewielka część ludzi wykonuje prace stricte fizyczną. Trzeba tak planować karierę zawodową, by zajęcia do emerytury zmieniać. Od tych, które wymagają większej wydolności, do tych, które wymagają mniejszej.
To chyba nie aż takie proste.
Ale ja nie mówię, że to lekkie czy przyjemne, ja tylko mówię, że nie ma innej możliwości. Nie jestem fanem długiej pracy, ale chciałbym uniknąć sytuacji, w której ludzie uwierzą, że krótsza praca jest możliwa, a potem zderzą się ze ścianą. Chciałbym, by ludziom powiedzieć prawdę o tym, co ich czeka, a czeka ich konieczność dłuższej pracy. Jeśli będą ją znali, to przygotują się do tego.
A jak się mogą przygotować?
Dawniej ludzie uciekali na emeryturę, gdy ich kwalifikacje się przeterminowały. To już dziś jest trudne, w przyszłości absolutnie nie będzie możliwe. Do tego dochodzi kwestia zdrowia. Jeśli będziemy wiedzieć, że będziemy pracować dłużej, to będziemy myśleć nie o leczeniu się, a o podtrzymaniu dobrego stanu zdrowia. To zupełnie inne wyzwanie. To zadanie zarówno dla instytucji państwowych, które takie działania powinny wspierać i współfinansować, jak i dla pracodawców, którzy za chwilę będą mieli do dyspozycji głównie starszych pracowników. Kluczowa jest tu jednak nasza motywacja jako pracowników i zrozumienie, że nasza kariera zawodowa będzie trwała dziesięciolecia. Jeśli uwierzymy, że politycy są w stanie nas wysłać na wcześniejsze i jeszcze pewnie wysokie emerytury, to rozczarowanie będzie bolesne.