Przedstawiciele górniczych związków zawodowych oceniają, że podział górników dołowych - pod kątem uprawnień emerytalnych - na zatrudnionych przy wydobyciu węgla oraz tych wykonujących inne czynności pod ziemią jest nieuzasadniony i praktycznie niewykonalny.

"Współczesne górnictwo nie ma nic wspólnego z obrazem, gdzie jeden górnik rąbie kilofem węglem, drugi ładuje na wóz, trzeci wozi itp. Wydobycie węgla to proces, w którym uczestniczą górnicy różnych specjalności, na poszczególnych stanowiskach pracy" - ocenił we wtorek szef górniczej Solidarności Jarosław Grzesik.

Jego zdaniem w tej sytuacji nieuzasadnione byłoby dzielenie górników zatrudnionych na dole kopalń - w zależności od stanowiska - pod kątem uprawnień do emerytury.

Obecnie prawo przejścia na emeryturę po przepracowaniu pełnych 25 lat przysługuje jedynie górnikom zatrudnionym przez cały ten czas na dole kopalń - w pełnym wymiarze czasu pracy.

Oznacza to m.in., że do emerytury nie są wliczane wszelkie wolne dni, urlopy, zwolnienia chorobowe itp. By dostać górniczą emeryturę trzeba takie dni odpracować. Dotyczy to także np. wolnych dni przysługujących zgodnie z przepisami honorowym krwiodawcom, których jest wielu wśród górników.

Obawy związkowców dotyczące ograniczenia uprawnień emerytalnych wyłącznie do osób zatrudnionych bezpośrednio przy wydobyciu powstały po ubiegłorocznym expose premiera Donalda Tuska. W ostatnim czasie w mediach pojawiły się informacje, że w zaplanowanym na najbliższy piątek wystąpieniu w Sejmie, potocznie zwanym "drugim expose", szef rządu powróci do tego tematu.

18 listopada ubiegłego roku premier powiedział: "Jeśli chodzi o uprzywilejowane warunki przechodzenia na emeryturę w górnictwie, będziemy proponowali utrzymanie tych przywilejów wyłącznie dla tych, którzy pracują bezpośrednio przy wydobyciu (...). Oni dziś dysponują specyficznymi, im precyzyjnie dedykowanymi przywilejami i te powinny być zachowane".

Wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak, kilkakrotnie pytany w ostatnich miesiącach na Śląsku o tę sprawę, odpowiadał, że nie należy przydawać wypowiedzi premiera dodatkowych interpretacji, a trzeba traktować ją, jako potwierdzenie utrzymania górniczych uprawnień w tym zakresie.

11 sierpnia Pawlak powiedział w Katowicach: "Nie ma żadnego formalnego projektu, natomiast zapowiedź pana premiera w expose była jasna, to znaczy, że emerytury dla górników pracujących pod ziemią nie będą zmienione". Pytany o możliwość ograniczenia uprawnień do górników pracujących przy wydobyciu (zamiast wszystkich górników dołowych) wicepremier wskazał, że "nie należy robić twórczych rozwinięć myśli pana premiera, tylko brać je wprost".

19 września minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz potwierdził w Katowicach, że w ramach rządu trwają prace analityczne dotyczące systemu emerytur górniczych. Zapewnił, że górnicy najciężej pracujący na dole zachowają swoje uprawnienia. "Pan premier bardzo precyzyjnie w expose powiedział, że ci, którzy pracują najciężej, pracują na dole, będą mieli zachowane swoje dotychczasowe uprawnienia" - mówił.

Pytany, czy możliwe jest ograniczenie uprawnień wyłącznie do grupy pracowników zatrudnionych przy wydobyciu, Kosiniak-Kamysz wskazał, że "ważne jest określenie, kogo to ma dotyczyć". Jak mówił, w analizach tego problemu trzeba uwzględniać zarówno stanowisko premiera, jak i Ministerstwa Gospodarki, które odpowiada za górnictwo. Minister ujawnił, że w tej sprawie są też dyskusje, np. z Centralnym Instytutem Ochrony Pracy, który pomaga w ustaleniu niektórych zagadnień.

Szef górniczej Solidarności Jarosław Grzesik powiedział we wtorek PAP, że związkowcy nie mają informacji, aby istniał jakikolwiek konkretny projekt zmian w emeryturach górniczych. Nie było też żadnych konsultacji tego typu przymiarek ze stroną społeczną. Grzesik wyraził nadzieję, że jeżeli rząd chciałby wprowadzać zmiany w tym zakresie, rozpocznie od przedyskutowania ich z partnerami społecznymi.

Szef górniczej "S" wskazał na specyfikę górniczej pracy, która nie pozwala - jego zdaniem - precyzyjnie określić, kto pracuje "przy wydobyciu", a kto nie. "Nie ma sensu dociekać, czy ważniejszy pod ziemią jest kombajnista przy ścianie, czy ślusarz i elektryk, którzy też pracują na przodku" - uważa Grzesik.

Jak mówił, na dole przy wydobyciu pracuje także górniczy dozór, choć jego zadania nie polegają na obsłudze urządzeń itp., a na organizowaniu bezpiecznej i efektywnej pracy górników. Ciężkie i niebezpieczne prace w kopalniach wykonują także górnicy drążący chodniki w kamieniu (chodzi o udostępnianie pokładów do wydobycia i przygotowanie ścian wydobywczych) oraz ci zatrudnieni przy likwidacji chodników. Obydwie te grupy w dosłownym znaczeniu nie pracują przy wydobyciu, związkowcy wskazują jednak, że pozbawienie ich uprawnień emerytalnych byłoby nie do pomyślenia.

Związkowcy uważają, że pracownicy dołowi są jednakowo narażeni na podziemne niebezpieczeństwa. Podkreślają, że wydobycie węgla nie jest możliwe bez utrzymania podziemnej infrastruktury, transportu, wentylacji itp. Dlatego sprzeciwiają się zróżnicowaniu uprawnień emerytalnych dla górników dołowych w zależności od charakteru wykonywanej pod ziemią pracy.

Grzesik ocenił, że jest kwestią do dyskusji, czy osoby korzystające z górniczej emerytury powinny następnie podejmować pracę pod ziemią w prywatnych firmach, świadczących usługi na rzecz kopalń, jak zdarza się to obecnie.