Izba lekarska jest zbulwersowana tym, że resort pozwala szkołom medycznym przyjmować na studia coraz więcej cudzoziemców.
Minister zdrowia co roku w drodze rozporządzenia ustala limit miejsc na kierunkach lekarskim i lekarsko-dentystycznym nie tylko na studiach dziennych, lecz także na niestacjonarnych oraz prowadzonych w języku obcym. Przy czym – zgodnie z prawem o szkolnictwie wyższym (Dz.U. z 2005 r. nr 164, poz. 1365 ze zm.) – podejmując decyzję, powinien uwzględnić możliwości dydaktyczne uczelni oraz zapotrzebowanie na absolwentów danego kierunku. W tym roku zwiększył liczbę indeksów na dziennej medycynie aż o 394, ale na tym nie koniec. Zgodnie z projektem rozporządzenia w tej sprawie na uczelniach pojawi się także więcej cudzoziemców. W nowym roku medycyny będzie się uczyć za pieniądze i po angielsku 1551 osób. To oznacza, że limit miejsc dla nich w porównaniu z kończącym się rokiem akademickim został zwiększony o 100. Uczelnie chętnie je tworzą, ponieważ studenci z zagranicy to dla nich czysty zysk. Najwięcej przyjmie ich w tym roku Uniwersytet Medyczny w Lublinie.
Zwiększanie liczby indeksów dla cudzoziemców nie podoba się Naczelnej Radzie Lekarskiej. Zauważa ona, że ci lekarze nie zostaną w Polsce, tylko wrócą do swoich krajów.
– Przyznawanie wysokiego limitu przyjęć dla studentów niepolskojęzycznych, mimo że prestiżowe i korzystne finansowo dla uczelni, powoduje ograniczenie miejsc do kształcenia kadry medycznej, która zostanie w Polsce – podkreśla prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej. W jej ocenie rozkład miejsc na uczelniach medycznych powinien preferować studentów kształcących się po polsku, a powinno pójść za tym odpowiednie zwiększenie szkołom wyższym dotacji z budżetu państwa.
Od października będzie też łatwiej o indeks dla przyszłych dentystów, bowiem im minister zdrowia także zwiększył limity (na studiach stacjonarnych dla Polaków z 747 do 784 w całej Polsce). Zdaniem samorządu lekarskiego także ta decyzja nie jest słuszna i nie została poprzedzona analizami. Z danych NRL wynika, że w przeciwieństwie do innych lekarzy liczba stomatologów w Polsce przewyższa średnią europejską.
– Ustalone limity przyjęć na ten kierunek nie odzwierciedlają potrzeb systemu ochrony zdrowia. Na polskim rynku nie występuje niedobór lekarzy dentystów – podkreśla Maciej Hamankiewicz, prezes NRL. Duże zapotrzebowanie na świadczenia stomatologiczne ma związek jedynie z niedostatecznymi nakładami na nie w ramach powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego, nie zaś z liczebnością kadry medycznej realizującej ten rodzaj usług – dodaje.