Spada nie tylko liczba studentów, lecz także nauczycieli akademickich. Niż może nie podnieść jakości kształcenia w szkołach wyższych, na co liczył rząd.
Akademików coraz mniej / Dziennik Gazeta Prawna
Tylko w ciągu jednego roku liczba nauczycieli akademickich spadła o 2,2 tys. Natomiast przez ostatnie cztery lata kadra akademicka w sumie skurczyła się już o 5 tys. osób. Ta nowa tendencja zdaniem ekspertów jest spowodowana trudną sytuacją w szkołach wyższych. Tak wynika z raportu, który został przygotowany przez prof. Jerzego Wilkina na zlecenie Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP). Wnioski, które z niego płyną, zostaną omówione w przyszłym tygodniu na debacie zorganizowanej przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Ilość vs. jakość
Niż demograficzny, który potrwa przynajmniej do końca tej dekady, miał być szansą dla uczelni na poprawę jakości kształcenia. – Spadek liczby studentów w szkołach wyższych powinien być wykorzystany do zwiększenia roli aktywnych form nauczania i zmniejszenia grup studenckich, a z drugiej strony do umożliwienia nauczycielom akademickim większego zaangażowania się w prowadzenie badań naukowych – uważa prof. Jerzy Wilkin.
Pod warunkiem jednak że liczba pracowników akademickich nie będzie maleć. Tymczasem z raportu przygotowanego dla KRASP wynika, że wiele wydziałów i uczelni w obliczu trudności finansowych w polityce kadrowej stosuje przede wszystkim cięcia. Następstwem tego jest zwiększanie liczebności grup ćwiczeniowych i seminaryjnych, powiększanie pensum dydaktycznego i ograniczanie możliwości wyboru przez studentów zajęć na innych wydziałach.
Co prawda liczba studentów przypadająca na jednego nauczyciela akademickiego spada. Średnio jest ich obecnie 16, a jeszcze kilka lat temu było 19. – W praktyce na niektórych uczelniach nie widać jednak jeszcze skutków odzwierciedlających te dane. Wynika to z tego, że są one obarczone błędem – wyjaśnia prof. Jerzy Wilkin. Uzupełnia, że przed 2011 r. zdarzało się, iż jeden student kształcący się na kilku kierunkach był liczony dwukrotnie, a to zawyżało liczbę osób przypadającą na jednego wykładowcę.
– Warto również wskazać, że liczba studentów przypadająca na jednego nauczyciela akademickiego diametralnie się różni na poszczególnych kierunkach. Przykładowo na artystycznych jest ich zaledwie czterech. Z kolei zdarza się, że na studiach ekonomiczno-społecznych na jednego profesora przypada 180 osób – informuje prof. Marek Rocki, przewodniczący Polskiej Komisji Akredytacyjnej.
Zatem na niektórych fakultetach niekorzystne tendencje w ostatnich latach jeszcze bardziej się nasiliły i w efekcie trzeba było na nich poszerzać grupy ćwiczeniowe. Z raportu wynika ponadto, że jakość nauczania na uczelniach spada jeszcze z jednej przyczyny.
– Rywalizacja o studentów między placówkami publicznymi i niepublicznymi, jak i między uczelniami publicznymi i ich wydziałami prowadzi do zmniejszania wymagań stawianych studentom, łagodzenia kryteriów egzaminacyjnych i wydłużania okresów rozliczeń z przebiegu studiów. Po prostu szkoły przyjmują prawie każdego i zależy im na utrzymaniu ich liczby – wskazuje prof. Jerzy Wilkin.
Zdaniem ekspertów jeżeli w szkolnictwie wyższym nie uda się zapobiec niekorzystnej tendencji odpływu kadry akademickiej – m.in. z uwagi na jej starzenie się – wkrótce może powstać luka pokoleniowa. Już obecnie liczba profesorów zatrudnionych na uczelni spadła o kilkaset.
– Mnie najbardziej niepokoi odchodzenie młodych talentów. Najzdolniejsi naukowcy wybierają pracę w gospodarce. Trudno ich przekonać, aby zostali, kiedy tam pensje są kilkakrotnie wyższe niż na uczelniach – podkreśla prof. Andrzej Jajszczyk z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Dodaje, że odpływ jest szczególnie wyraźny w naukach innowacyjnych, takich jak informatyka i telekomunikacja – są one najbardziej zagrożone luką pokoleniową – uważa prof. Andrzej Jajszczyk.
Myślenie życzeniowe
KRASP ma pomysły, jak zahamować niekorzystne tendencje w szkolnictwie wyższym. – Jest oczywiste, że wzrost jakości kształcenia zależy w pierwszej mierze od liczby, kwalifikacji i kompetencji kadry naukowo-dydaktycznej. Na to potrzebne są większe fundusze, które powinny m.in. służyć systematycznemu podnoszeniu wynagrodzeń, przy ciągłym doskonaleniu mechanizmów doboru, selekcji i oceny akademików – stwierdza prof. Jerzy Wilkin.
Poza zwiększeniem budżetowych środków na szkolnictwo wyższe i naukę KRASP wnioskuje również o zmianę zasad finansowania uczelni. Resort nauki dostrzega problem i jedną ze swoich tematycznych debat poświęci temu zagadnieniu. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego jest otwarte na postulaty środowiska akademickiego.
Wśród wniosków, które płyną z raportu, niektóre dotyczą zasad wyliczania dotacji budżetowej dla uczelni publicznej. W ocenie KRASP w ten algorytm powinien być wbudowany mechanizm przeciwdziałający spadkowi poziomu finansowania w związku ze spadkiem liczby studentów stacjonarnych. Pozwoli to na stopniowe wyrównywanie ogromnej luki między Polską a krajami Unii Europejskiej, jeśli chodzi o poziom publicznych wydatków na jednego studenta w szkolnictwie wyższym.
– Bez istotnego wzrostu tego finansowania mówienie o znaczącej poprawie poziomu kształcenia pozostaje w znacznym stopniu wishful thinking, czyli myśleniem życzeniowym – podkreśla prof. Jerzy Wilkin.
Ponadto akademicy chcą, by środki dla uczelni były przyznawane na kilka lat, a nie jedynie na rok, jak jest obecnie. Dzięki temu będą mogły się do nich elastycznie i skutecznie dostosować, także poprzez poszukiwanie alternatywnych, prywatnych źródeł finansowania swej aktywności dydaktycznej. W ocenie ekspertów szkodliwy, a także utopijny jest pogląd, że nowe, pozabudżetowe źródła finansowania będą substytutem dla finansowania publicznego.
– Mówiąc o szkodliwości, mamy przede wszystkim na myśli to, że zbyt duże uzależnienie od finansowania prywatnego może skutkować nieakceptowalnym ze społecznego punktu widzenia ryzykiem utraty trwałości finansowej, jak i zagrożeniem dla autonomii i wiarygodności społecznej uniwersytetów i innych akademickich szkół wyższych – wynika z raportu.