Osoby, którym rząd sfinansuje studia za granicą, mogą nie wrócić do Polski, by je odpracować. Unikną też zwrotu czesnego
Uczelnie tylko z rankingu szanghajskiego / Dziennik Gazeta Prawna
Jedynie 19 spośród prawie 5 tys. cudzoziemców uczących się na Harvardzie to Polacy. Na tle innych krajów wypadamy blado. Anglików na tej uczelni kształci się 225, Niemców 169, Francuzów 92, Rumunów 34. Rząd chce to zmienić.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego pracuje nad programem „Studia dla wybitnych”. Ma on ruszyć w 2016 r. i pochłonie ponad 336 mln zł. Dzięki niemu naukę na prestiżowych zagranicznych uczelniach na koszt państwa rozpocznie co roku 100 osób.
Jednak choć program jeszcze się nie rozpoczął, to eksperci już wytykają jego mankamenty. – Idea jest dobra, ale została ubrana w złe ramy – uważa Mateusz Mrozek, przewodniczący Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej.
Sporny obowiązek
Głównym celem programu jest zwiększenie liczby Polaków kształcących się na prestiżowych uczelniach zagranicznych, umożliwienie podejmowania takich studiów osobom, których na to nie stać, oraz zapewnianie najlepszej kadry dla polskiego rynku pracy. Może stać się jednak tak, że żadnego z tych założeń nie uda się zrealizować.
Zasady uczestnictwa w programie są zawarte w projekcie rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie szczegółowych warunków realizacji rządowego programu mającego na celu udzielenie pomocy finansowej studentom przyjętym na studia w zagranicznych ośrodkach akademickich.
Po pierwsze osoba, która będzie miała opłaconą naukę – np. na Harvardzie – ma zobowiązać się do opracowywania studiów. Przy czym z przepisów wynika, że będzie to polegało np. na odprowadzaniu składek na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne w Polsce przez pięć lat w ciągu dziesięciu od ukończenia kształcenia.
– A odprowadzenie składek do ZUS wcale nie jest równoznaczne z podjęciem pracy. Stypendyści mogą np. założyć własną działalność gospodarczą w Polsce i tu opłacać składki, a faktycznie pracować w np. Niemczech – mówi Mateusz Mrozek.
Dodaje, że kreatywność młodych osób nie zna granic.
– To jest główny mankament proponowanych przez resort przepisów. Nie dają one żadnych narzędzi do weryfikowania tego, czy stypendysta rzeczywiście odpracowuje studia w Polsce, a tylko wtedy mielibyśmy pewność, że pieniądze podatników na sfinansowanie jego nauki nie zostały wyrzucone w błoto – uważa Mateusz Mrozek.
Po drugie, rządowy program będzie skierowany nie tylko do Polaków, ale także posiadający obywatelstwo jednego z państw członkowskich Unii Europejskiej czy Europejskiego Porozumienia o Wolnym Handlu albo Konfederacji Szwajcarskiej. W efekcie może się okazać, że sfinansujemy naukę Anglikom, Francuzom czy Niemcom, co nie przełoży się na wyższy wskaźnik Polaków na uczelniach z szanghajskiego rankingu.
– Taki przepis jest jednak właściwy, ponieważ Polska nie może dyskryminować kandydatów do tego programu ze względu na obywatelstwo. Taki zakaz wynika bowiem z unijnych traktatów – komentuje dr hab. Piotr Wawrzyk z Instytutu Europeistyki Uniwersytetu Warszawskiego.
Tylko dla wybranych
Eksperci zwracają także uwagę na to, że studenci będą musieli z własnej kieszeni pokryć koszty rekrutacji na wyższą uczelnię. I choć będą mogli starać się o zwrot poniesionych wydatków, to jednak będzie on przysługiwał tylko tym, którzy po dostaniu się na studia zakwalifikują się do uczestnictwa w programie „Studia dla wybitnych”. To oznacza, że z rządowego wsparcia skorzystają tylko ci, których stać na opłacenie kosztów związanych z przyjęciem na daną uczelnię. A te – jeśli wymagają np. sfinansowania kosztów podróży kandydata, by mógł wziąć udział w egzaminie wstępnym – mogą wynosić kilka tysięcy złotych.
– Brałam pod uwagę wysłanie mojej córki na jedną z amerykańskich uczelni, ale musieliśmy zrezygnować, bo sam proces rekrutacji jest wymagający i wiąże się z licznymi z kosztami – mówi mama studentki czwartego roku medycyny. – Ministerstwo powinno pomagać również w tym zakresie. Bo w przeciwnym przypadku z programu będą korzystać tylko dzieci najbogatszych rodziców, a niekoniecznie te najzdolniejsze. Dla tych drugich studia na prestiżowych, zagranicznych uczelniach będą nadal nieosiągalne – dodaje.
Tymczasem zdaniem Mateusza Mrozka pomysł, by budżet państwa finansował koszty rekrutacji wszystkim osobom, które chcą studiować za granica, jest zły.
– Trudno, aby za każdą taką rekrutację płacił budżet. Szczególnie że niektórzy będą chcieli po prostu szukać szczęścia na takich uczelniach, nie mając przy tym potrzebnych predyspozycji. Warto jednak zastanowić się, że czy nie stworzyć systemu kredytowania rekrutacji, aby już na starcie najbiedniejsi nie zostali wykluczeni z programu – proponuje Mrozek.
Etap legislacyjny
Nowelizacja ustawy w trakcie konsultacji