Plany ministerstwa edukacji przedstawiono podczas wspólnej konferencji prasowej premiera i minister edukacji Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Ministerstwo Edukacji Narodowej zdecydowało, że opracuje nowy podręcznik. Jego założeniem jest możliwość korzystania z niego przez co najmniej trzy lata. Nie będzie więc pisania w książkach lub naklejania naklejek, jak jest obecnie. Książki mają być własnością szkoły i będą wypożyczane uczniom. Rząd przewiduje, że opłacenie podręczników nie będzie kosztować skarbu państwa więcej niż 10 milionów złotych.
Darmowe podręczniki dla pierwszaków będą jeszcze w tym roku. Minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska zapowiedziała na konferencji prasowej, że resort planuje wprowadzić książki od września 2014 roku.
"Zawartość książek dla uczniów pierwszych klas ma przygotować podległy ministerstwu Ośrodek Rozwoju Edukacji" - tłumaczyła na spotkaniu z dziennikarzami Kluzik-Rostkowska.
"Pozwoli to ukrócić obecną sytuację, gdzie rynkiem podręczników rządzą wydawcy, a koszty przerzucają w zasadzie na rodziców" - mówiła szefowa MEN. Tak zwany box do nauczania początkowego to wydatek około 250 złotych. W dodatku nie można nic z tego wykorzystać ponownie, bo wszędzie trzeba coś dopisać, dokleić, bądź wyrwać" - mówiła minister edukacji.
Dlatego to MEN weźmie na siebie obowiązek przygotowania i dostarczenia do szkół darmowych podręczników. Na początek dla 6-latków. W kolejnych latach resort będzie wprowadzał tę zasadę na pozostałe klasy. Ministerstwo przygotowało projekt ustawy, którą "zmusi" wydawców do opracowania takich książek, z których będzie można korzystać minimum przez trzy kolejne roczniki uczniów. Będą własnością szkoły bądź samorządu lokalnego. "Dzieci będą je wypożyczały, czyli będą darmowe" - tłumaczyła szefowa MEN.
Ministerstwo edukacji sprawdziło, jak kwestia podręczników jest rozwiązana w innych unijnych krajach. W większości uczeń dostaje książki ze szkoły.
Premier spodziewa się krytyki
Obecny na konferencji prasowej premier dodał z kolei, że jego intencją nie jest walka z wydawcami podręczników szkolnych. Donald Tusk tłumaczył, że rząd w tej sprawie jest "głosem rodziców". Premier mówił, że rodzicom trudno jest przebić się ze swoimi postulatami, zwłaszcza w starciu z potężnym rynkiem wydawców. Dlatego to rząd bierze na siebie obowiązek mówienia w imieniu rodziców.
Jeśli okaże się, że wyprodukowanie podręcznika to na przykład 10 złotych, to - jak tłumaczył Donald Tusk - może doprowadzi to do "bardziej ludzkich" zachowań na rynku, bardziej prorodzicielskich.
Według szacunków rządu koszt wyprodukowania około 550 tysięcy podręczników - bo tyle dzieci pójdzie od września do pierwszych klas - nie powinien przekroczyć 10 milionów złotych. Teraz rodzice co rok zostawiają na rynku wydawniczym ponad 130 milionów złotych.
Donald Tusk przyznał, że spodziewa się krytyki pomysłu przez wydawców. Podkreślił, że jego celem jest przede wszystkim wybór bardziej oszczędnego rozwiązania.