Collegium Medicum UJ nie chce prowadzić rekrutacji na płatny kierunek lekarski. Od kiedy przybyło uczelni kształcących lekarzy, uczelniom z tradycjami ubywa kandydatów na studia niestacjonarne.
Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego złożyło wniosek do Ministerstwa Zdrowia w sprawie zawieszenia rekrutacji na kierunek lekarski w trybie niestacjonarnym. Nie chce już prowadzić naboru na studia płatne. Władze uczelni zawnioskowały też o zwiększenie limitu przyjęć na studia lekarskie w trybie stacjonarnym z 240 do 260 miejsc.
– Powodem jest znacznie słabnące od 2022 r. zainteresowanie kandydatów płatną formą studiów. W efekcie trzeba było uruchamiać dodatkowe nabory na ten kierunek, a co za tym idzie – rekrutować osoby ze zdecydowanie słabszymi wynikami z egzaminu maturalnego. Niewątpliwe ma to związek z uruchamianiem studiów lekarskich na wielu innych uczelniach – wyjaśnia Adam Koprowski, rzecznik prasowy UJ. I dodaje, że odsetek kończących studia na kierunku lekarskim w trybie niestacjonarnym na Wydziale Lekarskim UJ CM spadł do ok. 30 proc.
Brak selekcji
W ostatnim roku lista uczelni kształcących przyszłych lekarzy znacznie się wydłużyła. Obecnie jest ich już 36.
Poprzednia ekipa rządząca zmieniła ustawę – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 742 ze zm.) tak, by łatwiej było otwierać kierunki medyczne. Chodziło o to, by zwiększyć liczbę lekarzy. Jednak zdaniem środowiska lekarskiego odbyło się to kosztem jakości. Wskutek zmian na studia bezpłatne mają szansę kandydaci z gorszymi wynikami na maturze niż w poprzednich latach. Mogą też wybrać szkoły, na których czesne jest znacznie niższe niż np. na UJ.
– Obecnie na medycynę jest się cztery razy łatwiej dostać niż kilka lat temu. Wcześniej już na etapie rekrutacji dochodziło do preselekcji – przyznaje Damian Patecki, przewodniczący komisji kształcenia medycznego Naczelnej Izby Lekarskiej.
Limity przyjęć na uczelnie medyczne systematycznie się zwiększają.
– W 2023 r., po dołączeniu kolejnych uczelni limity wyraźnie wzrosły. Gdy się porówna rok akademicki 2021/2022 z rokiem 2023/2024, dla kierunku lekarskiego jest to wzrost z 9039 osób do 10 289, czyli o prawie 1300 osób – mówił wiceminister zdrowia Marek Kos na wtorkowym posiedzeniu sejmowej podkomisji stałej ds. organizacji ochrony zdrowia.
Inne uczelnie kształcące przyszłych lekarzy od lat na razie nie chcą iść w ślady UJ. Choć dostrzegają negatywny wpływ powstawania nowych kierunków studiów na rekrutację, nie zamierzają rezygnować z kształcenia studentów na zasadach odpłatności.
– Nasza uczelnia nie planuje w najbliższym czasie wstrzymywania rekrutacji na studia niestacjonarne. Pomimo spadku zainteresowania tą formą nauki nadal dążymy do zapewnienia różnorodności i elastyczności w oferowanych programach studiów – mówi dr hab. n. med. Rafał Podgórki, prodziekan Kolegium Nauk Medycznych Uniwersytetu Rzeszowskiego.
– Medycyna to bardzo kosztowne studia. Czesne za studia wieczorowe i anglojęzyczne stanowią więc ważną pozycję w budżecie uczelni. Dlatego szkoły wyższe chcą je utrzymać – wyjaśnia Damian Patecki.
Niższe czesne czy renoma
Trudno się dziwić kandydatom, że przy wyborze studiów nie kierują się wyłącznie renomą uczelni. Student kierunku lekarskiego Akademii Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu płaci 19,5 tys. zł za semestr, a w Akademii WSB w Dąbrowie Górniczej – 21 tys. zł. Dla porównania – Warszawski Uniwersytet Medyczny ustalił opłatę w wysokości 27,1 tys. zł za semestr. Preferencyjny kredyt na studia medyczne to zaś maksymalnie 22 tys. zł za semestr. Nie na wszystkich uczelniach wystarczy, by opłacić czesne.
Zdaniem ekspertów, aby zapewnić jakość kształcenia, należy zmienić prawo. Obecnie trwa ocena jakości kształcenia na nowych kierunkach lekarskich. Nie jest jeszcze pewne, które uczelnie będą prowadziły rekrutację na nowy rok i jaki zostanie im przydzielony limit miejsc. ©℗
Studenci wybiorą kierunki, do których nie muszą dopłacać
Za wszystkie płatne studia na kierunku lekarskim trzeba zapłacić wysoką kwotę. Jednak jeszcze kilka lat temu na studia niestacjonarne trafiały osoby, które uzyskały podczas rekrutacji wyniki tylko nieznacznie niższe niż te gwarantujące dostanie się na studia w trybie stacjonarnym. Teraz nie ma już walki o wysoki wynik na maturze – na część kierunków można się dostać, zdawszy maturę podstawową i podszedłszy do rozszerzonej. Co więcej, ryzyko nieukończenia kierunku na uczelniach prywatnych zdaje się znacznie niższe. Dlatego absolwenci liceów mogą chętniej wybierać Krakowską Akademię im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego niż UJ. Wysoki poziom nie zawsze jest więc argumentem przemawiającym za wyborem uczelni. Na UJ zdarzało się, że co piąty student nie kończył pierwszego roku. Wątpię, żeby na niepublicznych uczelniach studenci byli oceniani taką samą miarą.
Zwiększanie limitu miejsc na kierunkach lekarskich może się wiązać z obniżeniem poziomu wiedzy kandydatów. Nie tylko wiedzy wejściowej, lecz także związanych z nią możliwości zrozumienia szczegółów nauk podstawowych i gromadzenia na ich podstawie wiedzy klinicznej w czasie studiów. Wydaje się to nieuniknione, kiedy rozmawiamy o możliwości rozpoczęcia studiów z maturą zdaną na 30 proc.
W zeszłym roku na 8,5 tys. miejsc na kierunek lekarski 440 było niewykorzystanych. To bardzo dużo. Były takie uczelnie, które nabór prowadziły jeszcze w listopadzie. Czekały na chętnych. Oznacza to też, że nie miały minimalnego progu wejścia.
Na części kierunków kredyt na studia medyczne, udzielany na preferencyjnych zasadach, starczy na opłacenie czesnego. Studenci wybiorą więc kierunki, do których nie będą musieli dopłacać. Ważnym elementem jest też lokalizacja. Jeśli ktoś płaci za studia, wybierze uczelnię blisko domu. Tak będzie taniej, choć niekoniecznie lepiej.