Od nowego roku nie będzie już możliwe zarabianie bez ograniczeń na medykamentach przygotowywanych w aptece.

Tylko w dwóch aptekach Narodowy Fundusz Zdrowia wykrył w tym kwartale nieprawidłowości na kwotę 2 mln zł. W jednej z placówek w województwie świętokrzyskim stwierdzono nieprawidłowości niemal w każdej ze skontrolowanych 586 recept na leki przygotowywane na miejscu. Musi ona zwrócić Narodowemu Funduszowi Zdrowia ok. 980 tys. zł – gdyby nie kontrola byłaby to jej nieuzasadniona korzyść. Dla porównania w rezultacie wszystkich kontroli od początku października do zwrotu jest łącznie 2,6 mln zł.

W związku z nieprawidłowościami ma powstać centralny rejestr leków recepturowych, w którym będzie widać, jaki lekarz, kiedy i na jaką liczbę preparatów wystawił receptę – wynika z informacji, do których dotarł DGP.

Problem leków recepturowych

Problem leków recepturowych opisywaliśmy pod koniec listopada, wskazując, że grupa aptek, hurtowni, lekarzy i producentów zarabiała na zawyżaniu cen, wykorzystując to, że NFZ płaci za lek niezależnie od wysokości faktury i nie kontroluje rynkowych cen użytych składników. Top 10 najdroższych recept, jakie trafiły do sfinansowania przez fundusz, opiewało na kwoty od 18 tys. zł do prawie 40 tys. zł. Zarobki aptek na recepturowych medykamentach mogły być nawet 10 razy większe niż przychody ze sprzedaży przez nie gotowych leków.

Na czym polegały nadużycia? Na przykład w przypadkach wykrytych przez NFZ pojawiały się recepty widmo. W zeszłym roku w jednej z dolnośląskich aptek w przypadku „72 recept stwierdzono brak realizacji w zakresie wydania leków pacjentom. Pacjenci nie otrzymywali leków recepturowych realizowanych na podstawie kontrolowanych recept i nie byli nigdy w kontrolowanej aptece”. Innym sposobem było zawyżanie cen, ukrywanie faktur korygujących, brak dowodu zakupu składników do leku recepturowego – za który pobrano zwrot pieniędzy. Nasi rozmówcy mówią także o domach opieki społecznej, w których lekarz wypisywał nawet… 500 recept dziennie. Jeden z pacjentów miał przepisaną maść w ilości… 7 kg, z terminem ważności na ok. 3 tygodnie. Jak mówi prof. Beata Kręcisz, świętokrzyska konsultant wojewódzka ds. dermatologii, przy lekach stosowanych na duże partie ciała – np. przy atopowym zapaleniu skóry – pacjenci zużywają w ciągu miesiąca maksymalnie 1 kg. Jak podkreśla, preparaty recepturowe są potrzebne dla pacjentów, którzy np. są uczuleni na konserwanty i trzeba przygotować maść bez konkretnego składnika.

Jak pisaliśmy w DGP, części spraw przyglądają się służby wymiaru sprawiedliwości, mogło bowiem dochodzić do zmowy, oszustw, fałszowania dokumentów bądź innych przestępstw. Recepty były np. wystawiane przez lekarzy, którzy prowadzili prywatne praktyki bez kontraktu z NFZ. Hurtownie wystawiały natomiast zawyżone faktury za substancję do produkcji leku, które aptekarze przekazywali do NFZ. Bywało nawet, że niektórzy potem otrzymywali fakturę korygującą na właściwą już kwotę, ale jej już nie wysyłali do NFZ.

Efektem ujawnienia tego procederu jest nowy mechanizm refundacji, który zacznie działać od stycznia. Wprowadza on limity wycen za 1 g środków wykorzystywanych do produkcji leków recepturowych. – Z roku na rok było widać, że ceny na leki recepturowe rosły. Potem ktoś zaczął się temu przyglądać. I tak jak w odwróconym łańcuchu dostaw, czyli procederze wywozu leków za granicę, resort zdrowia wprowadził ograniczenia, które dotknęły cały rynek – mówi Łukasz Waligórski, redaktor naczelny portalu redaktor naczelny MGR.FARM.

Efekt zapowiedzi wprowadzenia limitów już widać. Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Izby Aptekarskiej, mówi nam, że ceny niektórych składników spadły. – Widać bardzo duże zróżnicowanie cen na ten sam produkt – przyznaje jeden z aptekarzy. Od innych słyszymy, że obniżki cen to może być efekt wyprzedaży zapasów przez hurtownie, bo wielu preparatom kończy się okres ważności. Jest też tak, że hurtownie zeszły z marży, wiedząc, że po wysokich cenach apteki nie będą u nich kupowały, bo jak wejdą limity wycen, to będą musiały dopłacać do leków recepturowych. – Producenci trzymają natomiast ceny, bo obawiają się, że jak je obniżą, to przyszła lista limitów będzie dla nich jeszcze mniej korzystna – mówi jeden z aptekarzy.

Stawka, którą będzie refundował NFZ, będzie zależna od tego, jak będzie wyglądał rynek w roku poprzedzającym. Producenci mówią, że nowe przepisy to cios dla rynku i skutkiem wprowadzenia limitów może być konieczność dopłacania przez pacjentów do leków, które były dostępne w ramach ryczałtu. Weronika Jakubowska, dyrektor marketingu komunikacyjnego i PR w firmie Amara, mówi wręcz o wycofaniu się z produkcji surowców do leków recepturowych, bo staje się ona nieopłacalna.

Farmaceuci wskazują na czynnik, który sprawi, że ich sytuacja się poprawi. Od 1 stycznia 2024 r. – po 11 latach bez zmian – wzrośnie wysokość marży, jaką apteka będzie mogła naliczyć za wykonanie leków robionych ręcznie, czyli taxa laborum, z 12,33 zł do niemal 25 zł. I będzie ona waloryzowana, gdyż będzie stanowiła równowartość określonego procentu od stawki minimalnego wynagrodzenia za pracę (od 0,75 proc. do 1,5 proc. w zależności od rodzaju leku). – Większość aptek działała uczciwie i nie zarabiała na lekach recepturowych. Tylko na tym właśnie wynagrodzeniu, które w końcu wzrośnie – mówi Marek Tomków. ©℗