Eksperci liczą na to, że przekazanie wojewodom kompetencji funduszu zdrowia nie jest jeszcze przesądzone. Bowiem zdaniem niektórych powinny one przypaść urzędom marszałkowskim.
Eksperci liczą na to, że przekazanie wojewodom kompetencji funduszu zdrowia nie jest jeszcze przesądzone. Bowiem zdaniem niektórych powinny one przypaść urzędom marszałkowskim.
Podczas gdy w Ministerstwie Zdrowia toczą się prace nad tym, jak przeprowadzić obiecywaną likwidację NFZ (obecnie podawany termin to początek 2018 r.), szefowie szpitali i eksperci mają zastrzeżenia co do fundamentalnego założenia tych planów – a mianowicie przekazanie zdrowotnych zadań wojewodom. Ci ostatni są bowiem częścią administracji centralnej, tymczasem wielu specjalistów uważa, że zdrowie powinno trafić do samorządów. I liczą na to, że ich głos zostanie wzięty pod uwagę.
– Przekazywanie kompetencji oddziałów NFZ wojewodom w praktyce oznacza jeszcze większe uzależnienie od resortu zdrowia – ocenia Dariusz Madera, dyrektor Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu. – Władze samorządowe zostały wybrane przez mieszkańców i to one powinny decydować o kształcie i priorytetach ochrony zdrowia w regionie – mówi wicemarszałek woj. opolskiego Roman Kolek. I wtórują mu inni samorządowcy.
Eksperci także nie widzą wojewodów w roli instytucji płacącej za świadczenia. Choć nie są pewni, czy marszałkowie byliby lepsi.
– Wojewoda powinien mieć jak obecnie rolę nadzorczo-kontrolną, ewentualnie planistyczną, natomiast nie powinien pełnić roli np. płatnika ani właściciela – stwierdza Adam Kozierkiewicz, ekspert ochrony zdrowia.
Jego zdaniem przypisanie mu np. kontraktowania świadczeń oznaczałoby, że w praktyce musiałby przejąć lokalny NFZ. I to – zdaniem specjalistów – nie jest dobre rozwiązanie.
Z kolei oddanie zadań NFZ urzędom marszałkowskich ma ten szkopuł, że mają oni własne szpitale, a więc nie są neutralni. – Z doświadczeń ostatnich kilkunastu lat widać, że marszałkowie koncentrują się na utrzymaniu swoich placówek. Nawet regionalne programy zdrowotne są tak przez nich kształtowane, by finansowo dostarczyć środków własnym szpitalom – dodaje Kozierkiewicz.
– Zdrowie powinno być przede wszystkim skoordynowane. Priorytety muszą być ustalone centralnie, ale wdrożenie i modyfikacje regionalne – twierdzi Michał Czarnuch z kancelarii Domański Zakrzewski Palinka. Jego zdaniem zarządzanie środkami i realizowanie potrzeb powinno być w regionie, ale według ustalonych kryteriów m.in. wynikających z map potrzeb zdrowotnych.
Niestety na razie tych priorytetów nie znamy nawet w tak ogólnym zakresie, jak w kwestii tego czy stawiamy na profilaktykę, czy na prewencję.
Lepsi więksi
Marszałkowie mogą mieć jeszcze inną ważną rolę do odegrania. Jedną z głównych bolączek ochrony zdrowia jest obecnie brak koordynacji działań. Zasoby finansowe i kadrowe są ograniczone, a szpitale nie zawsze z sensem o nie rywalizują.
– Szefowie szpitali i ich podmioty tworzące coraz częściej są zdania, że lepiej, by na poziomie regionu był jeden gospodarz sprawujący nadzór właścicielski nad publicznymi podmiotami leczniczymi – mówi Piotr Najbuk z kancelarii Domański Zakrzewski Palinka.
Dla przykładu w Warszawie szpitale należą aż do siedmiu różnych właścicieli publicznych, m.in. miasta, marszałka, resortów zdrowia, administracji, obrony narodowej oraz uczelni medycznych. I każdy działa na własną rękę, np. decydując o inwestycjach. Tymczasem na rynku komercyjnym dawno dostrzeżono, że liczy się efekt skali i placówki są konsolidowane.
Takim naturalnym integratorem wśród podmiotów publicznych mogliby być właśnie marszałkowie, choć oczywiście nie wszystkie placówki – zwłaszcza te zadłużające się – chcieliby wziąć pod skrzydła.
/>
– Patrząc na mnogość podmiotów zarządzających w regionie placówkami, trudno mówić o strategii działania. Rozwiązaniem byłoby przekazanie samorządowi wojewódzkiemu nadzoru i środków NFZ, ale także zwiększenie jego roli jako właściciela publicznych placówek ochrony zdrowia, tak aby mógł skutecznie wprowadzać regionalizację – stwierdza Dariusz Madera.
Resort zdrowia też dostrzegł takie oczekiwania. Planuje bowiem otworzyć furtkę do przekazywania sobie szpitali między publicznymi właścicielami bez przekształcenia w spółkę i typowej transakcji sprzedaży udziałów. Możliwość taką zawarł w projekcie ustawy o działalności leczniczej.
Ale czy faktycznie szpitale zaczną zmieniać publicznych właścicieli na innych? – To dobry pomysł dla tych, którzy chcą się pozbyć zadłużonych placówek. Dla marszałków raczej zły – uważa Dariusz Hajdukiewicz, szef wydziału zdrowia w stołecznym ratuszu. Podobnego zdania jest Marek Wójcik ze Związku Powiatów Polskich. Podkreśla, że część powiatów pewnie faktycznie chętnie wyzbyło się placówek, ale nie brakuje i takich, które o swoje placówki chcą walczyć i w tym celu w ostatnich dniach zarejestrowały związek swoich szpitali. Powód? Boją się marginalizowania potrzeb swoich mieszkańców.
Potrzebna debata
Jak widać, choć zegar tyka, a prace nad reformą już trwają, potrzebne jest przeanalizowanie propozycji w szerokim gronie. – Powinna odbyć się debata, jaki model mamy mieć w zdrowiu: ubezpieczeniowy, budżetowy z dużą rolą wojewody czy samorządowy, w którym główną rolę odgrywa marszałek – stwierdza Jerzy Gryglewicz z Uczelni Łazarskiego.
Coraz częściej pojawiają się też głosy, że rząd zamiast likwidować fundusz, powinien go zreformować. Bo takie rozwiązanie prawdopodobnie byłoby najbezpieczniejsze dla pacjentów.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama