Lekarka, która za pośrednictwem takich stron jak Pewna Recepta czy Dobra Recepta wypisała nam e-zwolnienia, straciła na rok prawo do udzielania L4 – ustalił DGP.

To efekt kontroli, którą wszczął ZUS po naszym zawiadomieniu. Alarmowaliśmy w nim, że w sieci można kupić zwolnienie, podając jedynie dane osobowe, NIP zakładu pracy, wskazując od kiedy i na ile dni oraz wpisując przyczynę, którą sugerowała nam sama strona (ostry ból kręgosłupa). Gdy poprosiliśmy o dokumentację medyczną, okazało się, że opisuje ona zdarzenia, które nie miały miejsca. Bo lekarz, mimo zapewnień na stronie, że się z nami skontaktuje, nie zrobił tego. Nie było więc teleporady, nie było też jak zebrać wywiadu medycznego, bo sama ankieta nie zawierała ani jednego pytania, które mogłoby dać lekarzowi pojęcie o naszym stanie zdrowia. A w dokumentacji, którą dostaliśmy, były informacje o odbytej teleporadzie.

Paweł Żebrowski, rzecznik ZUS, informuje teraz DGP, że lekarze orzecznicy w oddziałach ZUS w Koszalinie, w Lublinie oraz w II Oddziale ZUS w Warszawie skontrolowali, czy wspomniana lekarka prawidłowo orzekała o czasowej niezdolności do pracy pacjentów, a tym samym czy słusznie wystawiała L4. Jak ustaliliśmy, kontrola ZUS poszła dalej i objęła większą liczbę medyków. Okazało się, że mogło dochodzić do wielu nadużyć w kwestii wystawiania e-zwolnień. W sprawę zaangażowało się Ministerstwo Zdrowia.

W ramach kontroli rozpoczęło analizę dotyczącą lekarzy rekordzistów wystawiających ponadprzeciętną dziennie liczbę e-zwolnień lub e-recept. W przypadku konkretnych lekarzy urzędnicy ministerstwa wysyłają pisma z numerem prawa wykonywania zawodu do Naczelnej Izby Lekarskiej z prośbą o podjęcie pilnych działań leżących w kompetencji rzecznika odpowiedzialności zawodowej. Wykazują w nich, oprócz numeru prawa wykonywania zawodu danego medyka, także miejsce jego zatrudnienia oraz liczbę wystawionych e-recept i e-zwolnień. Pokazują także, jak ta liczba wygląda w odniesieniu do średniej wystawianych dokumentów przez lekarzy w Polsce. Do tej pory wysłano 4 pisma dotyczące 29 lekarzy oraz 1 ze szczegółowymi informacjami na temat recept przepisywanych przez określonych medyków.

Resort oczekuje teraz, że samorząd lekarski podejmie najostrzejsze, przykładowe działania, rozpoczynając właśnie od wspomnianych rekordzistów. Taka analiza jest możliwa dzięki systemowi e-zdrowie, który jest w stanie wychwycić każde nietypowe odchylenie. MZ rozważa wykorzystanie tego systemu do tego, żeby zablokować możliwość wypisania e-recepty lub e-zwolnienia, jeśli na koncie danego lekarza znajduje się ich niepokojąco dużo. – Rozczarowujące jest, że choć podajemy na talerzu dane lekarza i skalę jego działań, samorząd nie pokazuje wyraźnie środowisku, że tego rodzaju zachowania spotykają się z konsekwencjami – mówi nam jeden z urzędników MZ, który zajmuje się sprawą.

Przeciwko takiemu stawianiu sprawy protestuje jedna z okręgowych izb lekarskich, którą również zaalarmowaliśmy w kontekście działań lekarki. Tamtejszy rzecznik odpowiedzialności zawodowej wszczął postępowanie wyjaśniające i, jak słyszymy nieoficjalnie, zamierza wnioskować do sądu lekarskiego o jedną z najsurowszych kar, jaka istnieje w katalogu – czasowe zawieszenie prawa wykonywania zawodu.

Lekarka, która wystawiła nam zwolnienie, pracuje także stacjonarnie w dużej poradni medycznej. Kierownictwo placówki oficjalnie nie chce wypowiadać się na temat tego, czy zamierza kontynuować współpracę z panią doktor. – Czynności trwają. Z naszych informacji wynika, że lekarka z pomocą swojego pełnomocnika zamierza odwołać się od decyzji ZUS. W kwestii jej dalszego zatrudnienia będzie decydował zarząd – słyszymy oficjalnie.

Mniej oficjalnie – z całą pewnością zakaz wystawiania zwolnień przez rok będzie dolegliwy, gdyż lekarka ma specjalizację z medycyny rodzinnej, a ta co do zasady oznacza holistyczne podejście do pacjenta: zbadanie go, zaordynowanie leku, a w razie konieczności – wysłanie na zwolnienie. I trudno sobie wyobrazić sytuację, by po to ostatnie podmiot kierował swojego pacjenta – klienta – do innego okienka.

Katarzyna Zalewska, radca prawny, opisuje, że 12-miesięczny zakaz wystawiania zwolnień przez lekarza to najcięższa sankcja, po jaką ZUS mógł sięgnąć. – Od decyzji o cofnięciu upoważnienia do wystawiania L4 można złożyć odwołanie do ministra właściwego w sprawach zabezpieczenia społecznego. Na złożenie odwołania jest 14 dni i składa się je za pośrednictwem ZUS – mówi. W praktyce, jeśli zgromadzone przez ZUS dowody są mocne, rzadko ta decyzja jest uchylana. Kolejną instancją jest wojewódzki sąd administracyjny. – Trzeba pamiętać, że taka forma wystawiania e-zwolnień to miecz obusieczny. Jeśli wykryte zostaną nieprawidłowości, z konsekwencjami musi mierzyć się nie tylko lekarz, lecz także pacjent, który z takiej usługi skorzystał – ZUS może bowiem podważyć jego zwolnienie.

Profesor Jacek Męcina, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan, zwraca uwagę, że problem jest szerszy. – Proceder nadmiarowego korzystania z e-zwolnień drenuje kieszenie pracodawców, którzy za zwolnienia nieprzekraczające 33 dni w roku płacą. Problem był od miesięcy podnoszony na kolejnych posiedzeniach w ZUS i dziś widać chęć, zwłaszcza centrali zakładu, do podjęcia radykalnych działań – mówi. Opisuje, że większe zakłady pracy postanowiły wesprzeć się firmami wyspecjalizowanymi w weryfikacji e-zwolnień. Dzięki temu udało się np. ustalić, że pracownik firmy X będący na takim zwolnieniu dorabia w tym czasie jako ochroniarz na dyskotece. – Problem w tym, że na takich zwolnieniach często pojawia się adnotacja, że pacjent może chodzić. To utrudnia wykrycie nadużyć. Dlatego tym bardziej potrzebne jest skoordynowane działania instytucji takich, jak ZUS, izby lekarskie, rzecznik praw pacjenta i prokuratura. ©℗

Ministerstwo oczekuje, że izby lekarskie przyjrzą się lekarzom wystawiającym rekordowo dużo e-recept i e-zwolnień