Tajny przepis resortu może wprowadzić rewolucję na rynku lekowym.

Refundacja z urzędu oraz najtańsze leki na listach ministerialnych – to dwie fundamentalne zmiany, które resort zdrowia wprowadził na ostatniej prostej w pracach nad ustawą refundacyjną. Jest szansa, że projektem zajmie się Sejm już podczas lipcowego posiedzenia.

Prace nad projektem, który reguluje wart 20 mld zł rynek leków, są bardzo skomplikowane i trwają od niemal dwóch lat. Wydawało się, że w tej kadencji nie wejdzie w życie, ale po tym jak został przyjęty przez rząd, wygląda na to, że jednak wrócił do gry. Jednak w dokumencie zmiana goni zmianę. Jak wynika z naszych informacji, w ostatniej z wersji pojawił się zapis mówiący o tym, że resort zdrowia mógłby objąć z urzędu refundacją leki OTC. Chodzi o preparaty wydawane bez recepty. To dość kluczowa zmiana. Po pierwsze, z tego powodu, że do tej pory refundacji podlegały tylko leki, które muszą być poprzedzone konsultacją medyczną i zalecone przez lekarza. A po drugie, to firmy same się zgłaszają do refundacji. Najnowszy pomysł wywraca tę zasadę.

„Ekonomiczna” recepta

Czy słusznie? Teoretycznie to rozwiązanie, które mogłoby być propacjenckie. Leki, które nawet są relatywnie tanie, ale pacjent musi je przyjmować regularnie, mogą obciążać jego kieszeń. Jednak nowy mechanizm może mieć dość niespodziewane skutki uboczne. Na przykład wpływa na konkurencję: jeżeli jeden produkt zostanie objęty dopłatami ze strony resortu zdrowia i dla pacjenta będzie stanowił koszt rzędu kilku złotych, reszta firm, która ma w swoim portfolio preparaty o podobnym działaniu, albo będzie musiała rynkowo (bez dopłaty płatnika) zejść do podobnej ceny, albo przegra konkurencję i wypadnie z rynku. Co z kolei może zaburzyć dostępność.

Poza tym nie wiadomo, na jakiej podstawie leki miałyby być wydawane. Czy pacjent będzie musiał dostać receptę tylko po to, by przy okienku w aptece dostać lek taniej? To by oznaczało, że recepta byłaby wystawiona nie z powodów medycznych, tylko ekonomicznych. – Podobna sytuacja jest w przypadku środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowe (np. mleka dla noworodków) – mówi mec. Marcin Pieklak z kancelarii DZP. I dodaje, że tego, jak będą wyglądać szczegóły, nie wiadomo. Bo przepisy są nieprecyzyjne, zmieniają się z projektu na projekt.

Moi rozmówcy wskazują na to, że nie tylko nie ma szczegółów, ale przepisy się wręcz wykluczają: z jednej strony wydaje się, że MZ daje sobie prawo do refundacji z urzędu, zaś kilka artykułów niżej jest wpisane, że może jedynie poprosić o złożenie wniosku refundacyjnego.

Profesor Marcin Czech, były wiceminister zdrowia zajmujący się polityką lekową, dodaje, że wprowadzenie refundacji leków OTC mogłoby doprowadzić do zamieszania na rynku jeszcze z innego powodu: ponieważ ich ceny i marże, które obecnie są ustalane rynkowo, nagle zostałyby ograniczone przez przepisy refundacyjne, które je ustawią na sztywno.

Nagły zwrot

Co ciekawe, najnowszy pomysł MZ, to zwrot o 180 stopni wobec tego, co proponowało ministerstwo w… 2021 r. Z tego okresu bowiem pochodzi pierwotna wersja dokumentu.

Tam resort nie tylko nie otwierał furtki dla leków OTC na listach refundacyjnych, ale jeszcze bardziej zaostrzył przepisy. Wykluczał wszystkie leki na receptę z tego mechanizmu, posiadające odpowiedniki OTC. Po dwu latach zmienił radykalnie zdanie: nie tylko wycofał zakaz, lecz także otworzył szeroko drzwi dla samych leków OTC. Ba, może sam decydować, które leki chce objąć dopłatami. Dlaczego?

Być może Ministerstwu Zdrowia leży na sercu dobro pacjentów. Może tak być, choć zaskakująca w tym kontekście wydaje się taka zmiana zdania. – A jak nie ma jasnej motywacji, to chodzi o politykę – mówi jeden z moich rozmówców. I dodaje, że gdyby był politykiem, to w kampanii złożyłby obietnicę refundacji popularnych leków, a dzięki nowym przepisom miałby szansę ją dotrzymać.

Juliusz Krzyżanowski z Baker McKenzie Krzyżowski, dodaje, że brakuje rzetelnej debaty refundacyjnej dotyczącej tego, dlaczego akurat te, a nie inne leki mają być refundowane. Chodzi o jeden budżet – i to, co jest z niego opłacane, teoretycznie powinno być dyktowane potrzebami zdrowotnymi, ale także ekonomicznymi pacjentów. Czy zatem dopłacać do większej liczby relatywnie tanich leków, ale za to popularnych, czy też może do bardzo drogich? Czy dać darmowe leki dla grup wiekowych, czy raczej uzależnione od dochodów ekonomicznych.

Losy projektu wciąż nie są przesądzone. ©℗