Działalność uzdrowiskowa wciąż nie może odrobić strat po pandemii. Nowe wyzwania nie ułatwią tego także w tym roku.

W ubiegłym roku zakłady lecznictwa uzdrowiskowego przyjęły 819,9 tys. kuracjuszy. Choć to o niemal 37 proc. więcej niż rok wcześniej, to ciągle wynik nie osiągnął poziomu sprzed wybuchu pandemii. W 2019 r. liczba kuracjuszy wyniosła 858 tys., czyli o 4,6 proc. więcej – wynika z danych GUS. – Szyki pokrzyżował wybuch wojny w Ukrainie – mówi Jerzy Szymańczyk, prezes zarządu stowarzyszenia Unia Uzdrowisk Polskich, dodając, że najgorsza sytuacja jest na wschodzie kraju, gdzie kuracjusze masowo rezygnują z pobytów.

– W największym stopniu ci komercyjni, ich odsetek spadł w naszym przypadku z 40 proc. do 3 proc. – tłumaczy Dorota Czyż, prezes zarządu Uzdrowiska Horyniec, dodając, że od grudnia nasiliły się też rezygnacje osób ze skierowaniami. – Już nawet 10–20 proc. takich kuracjuszy regularnie nie dociera na turnus. W efekcie, choć weszliśmy w wysoki sezon, mamy 75 proc. obłożenia – wylicza.

Podobna sytuacja jest w innych uzdrowiskach na ścianie wschodniej. – Na każdy z turnusów nie dociera do nas 30 proc. kuracjuszy. Na 125 miejsc mamy zajętych z reguły nieco ponad 70. Głównie przez osoby z kontraktu, bo komercyjni pacjenci wybierają uzdrowiska na zachodzie kraju – mówi Barbara Kowal, dyrektor Samodzielnego Publicznego Sanatorium Rehabilitacyjnego im. Janusza Korczaka w Krasnobrodzie, dodając, że zakład ma przez to coraz większe problemy ze spięciem budżetu. – Ograniczamy inwestycje, remonty i naprawy, by starczyło na pensje. W tej branży obowiązuje zasada, że jak raz straci się kadrę, to potem się jej nie odzyska. Mamy jednak nadzieję, że ten marazm nie będzie trwał wiecznie – zaznacza.

Kajetan Kłoczko z Urzędu Miejskiego w Augustowie dodaje, że sytuację dodatkowo skomplikowały dyskusje o przesmyku suwalskim jako jednym z potencjalnych punktów zapalnych w Europie. Ich skutkiem były odwoływane rezerwacje. – Apelujemy o niestraszenie turystów hipotetycznymi zagrożeniami, ponieważ dla gmin takich jak Augustów może oznaczać to konsekwencje gospodarcze. Odpływ turystów i kuracjuszy mógłby wpłynąć negatywnie na zatrudnienie i dochody z tego sektora – podkreśla Kłoczko.

NFZ potwierdza rezygnacje pacjentów z leczenia uzdrowiskowego, wskazując, że dotyczy to wszystkich świadczeniodawców realizujących kontrakty na terenie całego kraju. Powodem tego stanu rzeczy jest także inflacja. Pacjenci muszą dojechać do placówki na własny koszt, czasem pokryć też inne wydatki, na co zaczyna brakować pieniędzy. Dlatego branża przewiduje, że w tym roku również nie uda się dobić do poziomu sprzed pandemii. Nie wyklucza też dalszego kurczenia się rynku zakładów leczenia uzdrowiskowego. W 2022 r. zniknęły cztery placówki, od 2019 r. w sumie 17.

Uzdrowiska, które są w kłopotach, walczą w NFZ o dodatkowe kontrakty, by wyrównać spadek liczby klientów komercyjnych, a tym samym przetrwać na rynku. – Namawiamy też na zakup dodatkowych usług i zabiegów – dodaje Dorota Czyż.

Andrzej Troszyński z NFZ przyznaje, że zgłaszają się świadczeniodawcy z całego kraju z prośbą o zwiększenie zawartych kontraktów. Każdorazowo po otrzymaniu takiej prośby fundusz dokonuje analizy potrzeb, sprawdzając przy okazji, czy świadczeniodawca w przypadku zwiększenia kontraktu spełni wymagania dotyczące personelu oraz infrastruktury medycznej.

Zdaniem ekspertów poprawę sytuacji przyniosłoby też szybsze wydawanie ponownych skierowań, które wypełniałyby pustkę po pacjentach, którzy nie dojechali. Dziś zakłady radzą sobie, planując przyjęcia większej liczby pacjentów, niż mają miejsc. – I tak wiemy, że nie wszyscy dojadą, więc w ten sposób zmniejszamy straty. Na taki zabieg mogą sobie jednak pozwolić tylko najwięksi – mówi przedstawiciel jednego z zakładów uzdrowiskowych.

Uzdrowiska apelują też do MZ o waloryzację kosztów wyżywienia i zakwaterowania o 3–4 zł za osobodzień. Od 1 lipca mają bowiem wzrosnąć wynagrodzenia personelu w placówkach. Ich przedstawiciele mówią, że jeśli nie dostaną wsparcia, tym razem zamiast dać podwyżki, będą zwalniać. ©℗