Pacjenci, nawet jeśli wyniki analizy są dla nich pozytywne, by je poznać, i tak muszą iść na wizytę do lekarza. W ten sposób z systemu wyciekają pieniądze.
Pacjenci, nawet jeśli wyniki analizy są dla nich pozytywne, by je poznać, i tak muszą iść na wizytę do lekarza. W ten sposób z systemu wyciekają pieniądze.
To już powszechna praktyka: przychodnie nie chcą wydawać wyników badań. Zainteresowany może je poznać w czasie wizyty. Ale na nią nierzadko trzeba czekać miesiącami.
O takiej sytuacji poinformowała nas czytelniczka, której córka od tygodni walczy o wydanie wyników biopsji, którą zlecił jej endokrynolog. Rezultaty badania zgodnie z zarządzeniem kierownictwa poradni są u lekarza, a wizyta została wyznaczona dopiero na maj. Identyczne badanie zlecił kobiecie ginekolog, bo też chce wiedzieć, co się dzieje z jej zdrowiem, a może ją przyjąć szybciej. Tyle że kobieta będzie kłuta po raz drugi.
– Podobną historię z badaniem prostaty przeżył mój mąż. Wyniki czekały u urologa w Zespole Poradni Specjalistycznych „Awicenna” w Tychach, ale ani mąż, ani onkolog z innej placówki nie mieli do nich dostępu i trzeba było robić biopsję po raz drugi – relacjonuje kobieta.
Z kolei jedna z pacjentek Wojewódzkiego Centrum Onkologii w Gdańsku na rezultat cytologii czekała rok. Gdy go wreszcie poznała, okazało się, że ma raka.
Zdaniem rzecznika praw pacjentów Barbary Kozłowskiej placówki medyczne, które stosują opisywaną praktykę, łamią podstawowe prawa pacjentów. – Uzależnianie dostępu do wyników badania od wizyty u specjalisty nie ma podstaw. Chodzi bowiem o część dokumentacji medycznej – twierdzi.
Chorzy powinni zatem od ręki dostać odpis lub kserokopię. Dlaczego więc przychodnie nie chcą ich wydawać? Bynajmniej nie ze względu na koszty kserokopii, bo te i tak ponosi pacjent. Prawda jest okrutna. Placówki boją się, że nie dostaną z NFZ pieniędzy za badania, jeśli pacjent nie przyjdzie do lekarza, który je zlecił, i odejdzie do innej przychodni. Problem zniknie najwcześniej w 2017 r., gdy ruszy system, w którym każdy lekarz, także przyjmujący prywatnie, będzie mógł elektronicznie poznać wyniki badań.
Od stycznia osoby chore na raka mają być szybciej diagnozowane. Więcej badań będą mogli im zlecać lekarze rodzinni. Jednak między medykami i resortem zdrowia trwa spór o finansowanie dodatkowej diagnostyki. Stawką jest 300 mln zł, których chcą dodatkowo medycy rodzinni. Narodowy Fundusz Zdrowia twierdzi, że nie ma tych pieniędzy. Tymczasem pacjenci alarmują, że pieniądze na badania są marnowane, bo część z nich jest niepotrzebnie powtarzana.
Wszystko z powodu zasad rozliczeń ze świadczeniodawcami, które stosuje NFZ. Badania (z wyjątkiem tych kosztochłonnych, np. USG czy rentgena) w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej (AOS) nie są bowiem odrębnie kontraktowane. Są częścią składową porady. NFZ nie jest więc nawet w stanie wskazać, ile wydaje na taką diagnostykę.
– A zatem lekarz kierujący na badanie musi otrzymać wyniki zarówno ze względów merytorycznych, bo na ich podstawie podejmuje decyzję co do sposobu leczenia pacjenta, jak i rozliczeniowych – wyjaśnia Sylwia Wądrzyk z biura prasowego NFZ. Dodaje, że pacjent może dostać wynik bezpośrednio z pracowni, która zrealizowała analizę tylko wówczas, gdy ta zapewni dostarczenie wyników również do medyka, który ją zlecił.
– Tak więc pracownia może wydać wynik pod wspomnianym warunkiem, ale takiego obowiązku nie ma – dodaje Sylwia Wądrzyk.
Tym samym wykonanie prostego badania w większości wypadków wymaga dwóch wizyt u lekarza.
– Zdarzało się tak, że pacjent przychodził do nas, robił badania, dostawał wyniki do ręki i już nie wracał na wizytę kontrolną, a NFZ nie chciał nam zapłacić za wykonane świadczenie – mówi Ewa Radek, prezes Centrum Medycznego Paprocany z Tychów. Zapewnia, że na taką poradę w jej placówce nie czeka się dłużej niż dwa tygodnie, a gdy wyniki są niepokojące, konsultacja odbywa się od ręki.
Pacjenci skarżą się jednak, że w wielu innych placówkach muszą czekać miesiącami na ponowną konsultację lekarską. Ministerstwo Zdrowia uważa, że przepisy pozwalają uniknąć takich sytuacji.
Co prawda z par. 9 ust. 3 rozporządzenia ministra zdrowia z 21 grudnia 2010 r. w sprawie rodzajów i zakresu dokumentacji medycznej oraz sposobu jej przetwarzania (Dz.U. z 2014 r. poz. 177 ze zm.) wynika, że badania są dokumentacją medyczną, która musi być przekazana placówce, która skierowała chorego na diagnostykę. Ich wyniki (niekoniecznie oryginał) powinny zostać umieszczone w historii choroby.
– Przepis ten nie może być jednak podstawą do odmowy wydania pacjentowi wyników badań przed wizytą u lekarza – podkreśla Krzysztof Bąk, rzecznik Ministerstwa Zdrowia. Dodaje, że pacjent ma prawo dostępu do nich w każdym czasie i bez konieczności uzasadnienia swojego żądania. Poza tym na każdym etapie leczenia powinien móc uzyskać kopię lub odpis badań.
Co zrobić, gdy przychodnia nie chce wydać badań
● Można wystąpić o wydanie odpisu, wyciągu lub kopii
● Przychodnia pobiera opłatę: maksymalnie 7,45 zł za stronę odpisu, 0,75 zł za stronę kopii
● W sytuacji odmowy pacjent może skierować wniosek do rzecznika praw pacjenta o wszczęcie postępowania wyjaśniającego. W przypadku gdy udostępnienie dokumentacji nie jest możliwe, odmowa świadczeniodawcy wymaga zachowania formy pisemnej oraz podania przyczyny.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama