Sto złotych i kilkanaście minut fatygi wystarczą, żeby zdobyć skierowanie na szczepienie przeciwko COVID-19 bez czekania na swoją kolej. Choć niedługo ma zostać otwarta rejestracja na szczepienia dla wszystkich, rozrasta się czarny rynek poza narodowym programem.

Jak przyznają osoby, które dostały ofertę szczepienia tylnymi drzwiami, akcja ma coraz mniej incydentalny charakter. – W ciągu tygodnia otrzymałem informację o możliwości dostania skierowania od trzech różnych znajomych z namiarami na trzech zupełnie niezwiązanych ze sobą lekarzy przyjmujących prywatnie – opowiada nasz rozmówca.
Informacje o medykach, którzy wystawiają dokument, rozchodzą się pocztą pantoflową – na facebookowych grupach, forach internetowych i konwersacjach wśród znajomych.
Jak zdobyć skierowanie? Po pierwsze, jak zawsze niezawodne są znajomości. Dokument nieodpłatnie wystawiają lekarze, którzy chcą przyspieszyć proces u swojej rodziny czy znajomych. Ewentualnie u chorych, którzy mogliby zostać zaszczepieni, ale ich schorzenia nie znalazły się w wyszczególnionych grupach.
– Nie robią tego dla pieniędzy, większość z nich incydentalnie wypisuje skierowania dla swojego najbliższego otoczenia. Kryteria wieku omija się, wpisując w system choroby przewlekłe upoważniające do szczepienia. Nikt nie wymaga wykazania historii leczenia czy nie weryfikuje kartoteki medycznej. Wpisanie odpowiedniego kodu choroby umożliwia „przepuszczenie przez system”, nawet jeśli wiek w numerze PESEL jest znacznie niższy niż ten, który umożliwiałby otrzymanie skierowania normalną ścieżką – tłumaczy osoba zaznajomiona z procederem.
Jak dodaje, część medyków robi to w proteście i irytacji na obecny porządek szczepień – w którym uprzywilejowani zostali np. młodzi nauczyciele mający zajęcia zdalne, a pominięta część poważnie chorych. Innym czynnikiem wywołującym oburzenie był przedświąteczny chaos z rocznikami dopuszczonymi do rejestracji. W efekcie, jak mówią lekarze, i tak system jest na tyle dziurawy, że dostęp do niego mają nie najbardziej potrzebujący, lecz najcwańsi. Jak twierdzą, ci, którzy potrzebują pomocy, ale np. nie byli tak bardzo obeznani w informatycznym systemie rejestracji, przegapili np. chwilowe otworzenie się jej tuż przed Świętami Wielkanocnymi.
Z drugiej strony, jak przyznają, ich decyzje wiążą się z tym, że wiele osób zrezygnowało ze szczepień (np. z powodu unikania szczepionki AstryZeneki), przez co w niektórych punktach pojawiła się luka.
Drugim, coraz bardziej rozpowszechnionym wariantem otrzymania skierowania poza kolejką, jest droga „komercyjna”, czyli zapisanie się na odpłatną wizytę u lekarza, który w ciemno wypisuje dokument. Wizyta kosztuje ok. 100 zł i w praktyce jest fikcją. Tak jak e-skierowania i teleporady okazały się wybawieniem służby zdrowia w czasie pandemii, tak teraz stały się też polem do nadużyć. – Zarejestrowałem się na platformie, umówiłem na wizytę, a 50 minut przed planowaną konsultacją otrzymałem już skierowanie – opowiada osoba, która zdecydowała się skorzystać z usługi. Taka praktyka może być dobrym biznesem – lekarze w ten sposób są w stanie przyjąć nawet ponad 70 pacjentów dziennie, „pracując” od rana do późnych godzin wieczornych. W ten sposób miesięcznie w szarej strefie skierowań można byłoby zarobić nawet ok. 150 tys. zł. Dlatego na przyjęcie „szczepionkowych klientów” decydują się nie tylko pojedynczy lekarze; e-skierowanie można też zdobyć m.in. poprzez strony, które dotychczas wystawiały recepty np. na antykoncepcję awaryjną. Użytkownicy social mediów wysyłali sobie linki z poradniami, do których można się szybko i bezproblemowo zapisać. Niektóre z nich są dziś nieaktywne.
W ten sposób można wystawić skierowanie nawet zdrowym dwudziestolatkom. I nic nie stoi na przeszkodzie, by mogli oni następnie zdecydować się na „szczepionkową turystykę”, wybierając punkt, który najszybciej zaoferuje szczepienie. W efekcie, w sytuacji gdy osoby prawidłowo zakwalifikowane wciąż czekają na swój termin, zaszczepieni tylnymi drzwiami mają za sobą przynajmniej pierwszą dawkę. Dodatkowo, mając skierowanie nawet tydzień wcześniej, znacznie wyprzedzą kolejkę, która stworzy się, gdy otwarte zostaną powszechne szczepienia.
Do momentu zamknięcia dzisiejszego wydania DGP nie otrzymaliśmy odpowiedzi z Ministerstwa Zdrowia ani Narodowego Funduszu Zdrowia w sprawie ewentualnych interwencji względem nadużyć. Jak jednak nieoficjalnie przyznają DGP pracownicy NFZ, wiedzą o sygnałach pojawiających się w internecie i uważnie monitorują zjawisko. Nie wykluczają również interwencji, jeśli zaczną wpływać skargi na poszczególnych lekarzy czy placówki dopuszczające się tego typu praktyk. Po przeprowadzeniu kontroli w danej instytucji kary będą uzależnione od rodzaju udowodnionego przewinienia.