Z powodu eksportu, lekarstw brakuje dla polskich pacjentów. Za granicą można sprzedać je dużo drożej
Z powodu eksportu, lekarstw brakuje dla polskich pacjentów. Za granicą można sprzedać je dużo drożej
/>
Zakładanie fikcyjnych placówek medycznych, udawanie pacjentów, prowadzenie podwójnej księgowości... Handlowcy są kreatywni, bo stopa zwrotu – nawet po uwzględnieniu ryzyka – jest wysoka.
Ceny leków w Polsce należą do najniższych w Europie. Sprzedając je do innego kraju UE, można zarobić od kilkudziesięciu do kilkuset złotych na jednym opakowaniu. Według konserwatywnych szacunków wartość wywiezionych leków sięga 2 mld zł. Dochodzi do sytuacji paradoksalnej: z powodu eksportu leków brakuje dla polskich pacjentów.
Lista najbardziej poszukiwanych preparatów jest długa. Znajdują się na niej leki ratujące życie, m.in. insulina, lek przeciwzakrzepowy (Clexane), leki brane po przeszczepach (Sandimmum Neoral) czy onkologiczne (Zoladex) oraz psychiatryczne (Rispolept). Dwie trzecie tych leków jest sprzedawanych poza Polskę legalnie. Reszta wymaga kreatywnej księgowości.
Teoretycznie hurtownia może, zgodnie z prawem unijnym, sprzedać leki do innego kraju. W praktyce producenci reglamentują dostawy. A prawo mówi, że jeżeli danego leku brakuje dla polskich pacjentów, jego wywóz jest niemożliwy. Z kolei apteki nie mogą sprzedawać ani za granicę, ani do hurtowni. Jedynie bezpośrednio chorym. Kwitnie jednak proceder odsprzedawania leków hurtowniom. A te wysyłają je za granicę. Zdarza się, że przedsiębiorca zakłada hurtownię, a przez spółkę córkę także aptekę. Tak dochodzi do odwróconego łańcucha sprzedaży, który jest nielegalny.
Urzędnicy Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego (GIF) razem z policją, ze skarbówką i z celnikami tropią nieuczciwych. Efekty są jednak mizerne. Do tej pory przeprowadzono 4 tys. kontroli, w wyniku których odkryto 320 przypadków odwróconego łańcucha. Zamknięto ok. 70 aptek i wydano 37 zakazów prowadzenia hurtowni. Reszta dostała upomnienia, by działać zgodnie z prawem. W części toczą się jeszcze postępowania. Jak przyznaje rzecznik GIF, to wierzchołek góry lodowej. – Można to porównać do walki z hydrą: odcinamy łeb, odrastają dwa nowe – mówi Paweł Trzciński. Powód braku skuteczności jest banalny. Inspektor, owszem, może zamknąć aptekę czy hurtownię, ale nie może ukarać przedsiębiorcy. Ten za kilka dni otwiera nową firmę i osiąga zyski pozwalające mu zrekompensować sobie wcześniej otrzymane mandaty.
Jest kilka metod na zacieranie śladów. Niektórzy w fakturach wykazują, że tyle leku zakupiono w hurtowni, a tyle i tyle sprzedano pacjentom. To wersja dla inspektorów GIF – bo inspekcja ma wgląd do całej dokumentacji dotyczącej obrotu lekami. W drugiej wersji – dla urzędu skarbowego – zakup leku jest zatajany, bo nikomu w Polsce się go nie sprzedaje. Jeśli opuszcza hurtownię, to po to, aby przejechać przez granicę.
Są także osoby, które skupują recepty albo mają ugadanych lekarzy, którzy je wypisują. Potem leki są wykupywane dyskretnie z aptek. Powstają też apteki lub hurtownie słupy, które specjalizują się tylko w sprzedaży za granicę. Zdarza się, że kierownik apteki nie ma pojęcia o procederze w jego placówce. Kazimierz Jakubiec z Wielkopolskiego Inspektoratu Farmaceutycznego opowiada, jak jedna z aptek zamówiła 3 tys. opakowań leku, którego zazwyczaj zamawiała po 10 sztuk. – Pojawiliśmy się tam, by zbadać sprawę. Okazało się, że kierownik nic nie wiedział. Zamówienie złożył podmiot prowadzący aptekę, leki nawet nie trafiły na stan, tylko automatycznie do współpracującej hurtowni – opowiada.
Jak wynika z danych IMS Health, średnia cena leku innowacyjnego w Polsce wynosi 7,05 euro. Natomiast średnia dla UE to 17,6 euro, a np. w Niemczech już blisko 60 euro. Podobnie jest z lekami generycznymi, których ceny są niższe tylko w Bułgarii. Dla Polski to 2,9 euro, średnia ok. 5 euro, a w Niemczech czy Szwajcarii ponad 10 euro.
Ten nielegalny eksport to kłopot nie tylko dla naszych pacjentów, ale i dla firm farmaceutycznych. Jeśli cena np. Clexane wynosi u nas 20 euro, a w Niemczech ok. 40 euro (dane za rok 2012) – to kiedy lek z Polski trafia do Niemiec, firma traci.
– W niektórych przypadkach nawet co trzeci lek przeznaczony na polski rynek wyjeżdża za granicę. Firmy farmaceutyczne mają ograniczone możliwości kontroli, gdzie trafiają ich produkty. Próbują wprowadzać interwencyjne modele sprzedaży leków do aptek – tłumaczy Paweł Sztwiertnia, dyrektor generalny Związku Pracodawców Innowacyjnych Firm Farmaceutycznych „Infarma”.
Główny inspektor farmaceutyczny apeluje, by powstały listy leków objętych całkowitym zakazem wywozu. A także, aby je aktualizować w zależności od potrzeb rynku. Takie listy działają w państwach, gdzie leki są relatywnie tanie, jak Hiszpania czy Grecja. Ministerstwo przygotowuje takie przepisy w ramach nowelizacji ustawy refundacyjnej, ale ma ograniczone pole manewru. Na przeszkodzie stoją przepisy unijne. Bruksela za cel stawia sobie jednolity rynek w ramach UE i konkurencję, która mogłaby doprowadzić do obniżenia cen w skali całej Europy.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama