Ludzie boją się zarzutów, że zaszczepili kogoś spoza grupy. Nie lepiej szczepić tych, co chcą, którzy i tak dostaliby swoje dawki? – mówi odwołana szefowa Centrum Medycznego WUM, dr Ewa Trzepla.

Czuje się pani winna tego, że doszło do szczepień przeciwko COVID-19 osób spoza grupy zero, w tym ludzi ze świata kultury, biznesu?
Jest kategoria winy wynikającej z działań zamierzonych przynosząca wymierną szkodę oraz druga kategoria – uznanie winy, w wyniku działań w dobrej wierze, bez wyrządzania realnej szkody, kiedy ocena tych działań jest negatywna. Ja czuję ogromny żal.
O co?
O to, że jednym ruchem skreślono 30 lat mojej pracy nagradzanej przez gremia naukowe, społeczne, nawet rządowe. Uznano mnie za wyrodną, działającą na szkodę, zapominając, że z niewielkiej, zadłużonej instytucji zrobiłam rentowną firmę z zyskami na poziomie kilku milionów rocznie. Ostatnim naszym osiągnięciem było zorganizowanie i wyposażenie największego w Polsce Uniwersyteckiego Centrum Stomatologii, które na wniosek rektora włączono w strukturę CM WUM. Wzięłam na siebie winę, myśląc, że to zakończy sprawę i nie będzie podważania kolejnych autorytetów, a przede wszystkim autorytetu uczelni. Mocno odchorowałam tę sytuację, to nie jest eufemizm. Między innymi dlatego zamierzałam już nie zabierać głosu w sprawie, ale pojawiają się nowe przekłamania. Dementuję więc: nie mam umocowań politycznych. Są „doniesienia”, że stworzyłam listę „znajomych królika”, ludzi, z którymi łączyć miałyby mnie bliższe relacje.
A nie łączą?
Znam osobiście jedną osobę z wymienionej grupy ludzi sztuki jako naszego wieloletniego pacjenta, którego poinformowałam o możliwości wcześniejszych szczepień zgodnie z decyzją NFZ, że można. Resztę aktorów znam z desek teatru, ekranów kin. To nie jest mój krąg towarzyski, choć czułabym się zaszczycona, gdyby tak było. Kierownictwo firmy, rejestracja, pracownicy administracji, lekarze powiadamiali naszych pacjentów, że najprawdopodobniej będzie u nas wcześniej akcja szczepień. Osoby powiadomione informowały kolegów ze swojego środowiska. Warunkiem było, że są pacjentami jednostek kampusu Banacha i się zarejestrują w systemie na adres ogólnie dostępny na stronie MZ lub CM WUM. Aktor, który ma znajomych w teatrze Krystyny Jandy, przekazał tę informację dalej. To była kwestia przypadku. Aktorzy szybko się zorganizowali, mając w sercu niedawną śmierć z powodu COVID-19 swojego kolegi. Podkreślałam, że szczepienia są pod znakiem zapytania, bo wszystko organizowane jest pod olbrzymią presją czasu. I póki co nie mamy szczepionek.
Nie robiła pani z tego tajemnicy?
Absolutnie! Z NFZ dostałam jasny przekaz: szczepionki mają krótki okres ważności i chodzi o to, by nie zmarnowała się żadna dawka. Miałam godziny, by zorganizować niemałą grupę pacjentów. I zespoły szczepiące, co w końcu roku nie było łatwe. Uruchomiłam, kogo mogłam. Bo wbrew temu, co teraz się mówi, nie każdy garnął się do szczepień, szczególnie tuż po świętach, chwilę przed sylwestrem. Część pracowników kompleksu WUM była na zwolnieniach, część na urlopach. Inni chcieli po prostu odpoczywać w gronie najbliższych. Kolejni, co widać po toczącej się dziś debacie, nie kryli swojego sceptycyzmu wobec szczepień. To dlatego na liście wyszczepionych znalazły się ostatecznie rodziny naszych pracowników. W tym i niektórzy z mojej rodziny. W wielu przypadkach, w sytuacji niepewności, ile osób się stawi na tak nagle organizowaną akcję, pracownicy szczepili również osoby towarzyszące w trosce o niezmarnowanie dawek.
Jak to się stało, że Centrum Medyczne WUM zostało w ogóle zaangażowane do akcji szczepień? Mowa była o szpitalach węzłowych…
Centrum Medyczne WUM zostało wyznaczone przez rektora WUM za zgodą Narodowego Funduszu do planowych szczepień dla pracowników i studentów wszystkich jednostek kampusu WUM grupy zero od 4 stycznia tego roku. I w tym zakresie czyniliśmy przygotowania. Komplikacje zaczęły się w Wigilię. Telefon z ARM odebrał administrator. Przychodzi do mnie i pyta, czy coś wiem o pierwszej partii szczepionek „na już” do wykorzystania? Odpowiedziałam, że nie. Przekazał mi słuchawkę i wtedy usłyszałam po raz pierwszy o przyznaniu nam nieplanowanych szczepionek z terminem ważności do 31 grudnia 2020 r. Nie chciałam zaburzać naszego cyklu przygotowań do szczepień grupy zero. Postawiłam więc warunek, że przyjmiemy najmniejszą ilość 75 dawek, bo brakuje czasu i procedur.
Dwa dni później dostałam kolejny telefon, tym razem z NFZ, o konieczności zwiększenia ilości dawek. Łącznie otrzymaliśmy ich 450.
Pamięta pani tę rozmowę?
Informacja, którą dostałam ja i inni dyrektorzy szpitali, była jasna: nie musimy kurczowo trzymać się kolejki i grupy zero, bo priorytetem jest, by szczepionki się nie zmarnowały. Dyrektor Funduszu mówiła, by szczepić pacjentów wszystkich jednostek WUM, także pracowników, rodziny i znajomych. Słowo „znajomych” w oficjalnym piśmie z NFZ, które przyszło 29 grudnia i mówiło o elastycznym podejściu, już się jednak nie znalazło. Ale doskonale pamiętam to, co słyszałam. Pamiętają zapewne również dyrektorzy szpitali, którzy dostali wówczas telefony w sprawie szczepień.
Teraz padają zarzuty, że nie dała pani rady zorganizować akcji należycie.
Pracownicy szpitali CSK Banacha i Szpitala Dziecięcego mieli rozpocząć szczepienia od 4 stycznia 2021 r. i do tego się przygotowywaliśmy. Ustaliłam z dyrekcją tych placówek, że szczepienia pracowników CSK Banacha będą się odbywały w Centrum Dydaktycznym, a drugiego szpitala – w jego siedzibie. Uznaliśmy, że wcześniejszą partię szczepionek podzielimy na szczepienia pracowników Szpitala Pediatrycznego w jego lokalizacji oraz na szczepienia pracowników CM WUM, administracji WUM i „innych” (określonych w piśmie Prezesa NFZ) w Centrum Dydaktycznym, które zostało w tym celu udostępnione przez rektora WUM.
28 grudnia do godz. 14.00 nie otrzymaliśmy szczepionek. Z rozmowy z ARM dowiedziałam się, że tylko 75 szczepionek ma status zrealizowanych, a resztę trzeba zamówić e-mailowo jako formalną realizację zamówienia partii szczepionek, o którą prosił NFZ. Wysłałam e-maila na wyraźne życzenie dyrekcji agencji. Szczepionki pojawiły się ok. 17.00, akcja ruszyła następnego dnia, tj. 29 grudnia. W pierwszej kolejności zaszczepieni byli ludzie zaangażowani w akcję. W tym dniu z 75 otrzymanych szczepionek zaszczepiliśmy zaledwie 60 osób. W ciągu 9 godzin cztery zespoły i taki wynik! A mocy przerobowych mieliśmy na 400 pacjentów. Przeraził nas brak chętnych i długie przestoje w pracy. Koordynatorka akcji dzwoniła do pracowników, ściągając ich z urlopów. Powiadamialiśmy pielęgniarki Izby Przyjęć Szpitala CSK, szczepiliśmy pracowników służb pomocniczych, sięgaliśmy po listy osób zarejestrowanych na naszych stronach.
Skąd ta presja czasu? Skąd tak krótki termin szczepionek?
Też się nad tym zastanawiam. To była totalnie nieefektywna szarpanina. Kto przy zdrowych zmysłach uwierzy, że akcja szczepień, bez żadnego nagłośnienia i przygotowania, w sylwestra, przyciągnie tłumy?
Zamrożona szczepionka może czekać długo. Gorzej, gdy jest niewłaściwie przechowywana lub za wcześnie rozmrożona. Może zamrażarki się popsuły, może była wada w transporcie? To nie pytania do mnie. Wiem jednak, że w tamtym czasie logistyczne problemy się mnożyły. Druga partia dotarła do nas 30 grudnia, choć najpierw słyszeliśmy o 31 grudnia. Szaleństwo! Hurtownia zgłaszała nam kłopoty z transportem. Zaczęłam na cito organizować własny, tzn. rozmawiałam z uczelnią, czy mają samochody lodówki. To nie są w końcu duże paczki. Administrator CM WUM dzwonił do MZ z prośbą o zgodę na takie działanie, ale jej nie dostał. Na szczęście hurtownia potraktowała nas priorytetowo i partia dotarła właśnie 30 grudnia.
Ludzie spoza grupy zero byli szczepieni jako pracownicy niemedyczni jednostek podległych WUM?
Nie! To kolejne nieporozumienie. Ankieta, którą dostaje każdy przed szczepieniem, zawiera pytanie, czy dana osoba jest pracownikiem medycznym. Do wyboru są odpowiedzi „tak” lub „nie”. Zaznaczenie tej drugiej oznacza, że ktoś nie jest pracownikiem medycznym. Tak zrobiły właśnie np. osoby z teatru Krystyny Jandy. Nikt nie zamierzał ich ukrywać w systemie. Zresztą, gdy przyjechali na szczepienia, każdy pytał, jak może pomóc, włączając się w promocję szczepień. Może wrzucić hasło na swoim profilu itp.? O wszystkich moich działaniach wiedziały władze uczelni, zarówno rektor prof. Gaciong, jak i inni. Jeden z prorektorów od razu zamieścił na stronie WUM informację o tym, że zaszczepiliśmy 18 osób ze świata kultury i sztuki, którzy zgodzili się propagować dalej akcję. Mieliśmy organizować spoty i reklamy. Aktorzy mieli uaktywnić swoje profile, propagując konieczność szczepień...
W którym momencie akcja jawna stała się wstydliwa?
Po informacji, że zaszczepiliśmy ,,celebrytów”, zaczął wylewać się hejt. Podchwyciła go część mediów i władza, mówiąc o „żółtych firankach”, podziale na lepszych i gorszych, a skrupulatnie zapominając o tym, w jakiej sytuacji nas postawiono. Kolejne spiskowe teorie dopełniły całości obrazu. Gdyby nie to zamieszanie z końca roku, dziś bylibyśmy pewnie stawiani jako wzór. Bo przygotowany na czas od 4 stycznia harmonogram szczepień teraz się sprawdza. Jak wspominałam, nie tylko ja znalazłam się pod presją konieczności dodatkowych szczepień w końcówce 2020 r. Dyrektorzy innych placówek też odbierali takie telefony. I też, zgodnie z deklaracją NFZ, szczepili poza grupą zero. Z tą różnicą, że u nich nic się nie wydało, a my o każdym ruchu mówiliśmy głośno. Dziś trzeba liczyć się ze skutkami ubocznymi tego zamieszania.
Jakimi?
Teraz szczepieni są studenci. Mam sygnały, że mimo wcześniejszych zapisów, jednego dnia nie stawiło się np. 15 osób. Nie wiem, czy szczepionki przeznaczone dla nich poszły do utylizacji, ale to wysoce prawdopodobne. Dlaczego? Bo ludzie boją się zarzutów, że zaszczepili kogoś spoza grupy, po znajomości. To nielogiczne. Nie lepiej szczepić tych, co chcą, którzy kiedyś i tak dostaliby swoje dawki? Naprawdę lepiej wyrzucać je do kosza?