Do Polski dotarła pierwsza okrojona partia produktu. Zmniejszone dostawy to jeden z problemów, jakie mogą się pojawić w procesie szczepień.

Po raz pierwszy do Polski przyleciała okrojona dostawa szczepionek od Pfizera. Rezultatem tego będzie zastopowanie podawania pierwszych dawek w grupie zero. W tej chwili zaczyna się szczepienie drugimi dawkami, szczepieni mają być też podopieczni i personel DPS-ów. Rząd pociesza się, że mniejsze dostawy mają potrwać nie dłużej niż trzy tygodnie. Później mają być zwiększone tak, by do końca kwartału UE i Polska dostały dokładnie tyle, ile pierwotnie przewidziano. – Ale na ile możemy ufać zapewnieniom, skoro jeszcze niedawno nikt nie mówił, że dostawy mogą być zmniejszane – pyta osoba z rządu. To powoduje, że polskie władze zamierzają trzymać się konserwatywnego modelu szczepień i nadal odkładać połowę dostaw na drugą dawkę.
Dostawy to dziś najwrażliwszy punkt całego procesu. Po uruchomieniu powszechnego systemu szczepień zdolności znacznie przekraczają obiecane wielkości dostaw. Każde zmniejszenie może zakłócić harmonogram szczepień i jednocześnie nie pozwala szczepić większej liczby osób z zachowaniem tygodniowej rezerwy na wypadek przerwania dostaw. – Umowa zezwala firmie na zmniejszanie liczby dawek w zależności od sytuacji, więc nie jesteśmy w stanie wyciągnąć wobec niej żadnych konsekwencji – mówi osoba znająca system dostaw. Pfizer tłumaczy obcięcie dostaw przebudową możliwości produkcyjnych. Ale część naszych rozmówców zastanawia się, czy zmniejszenie dostaw do UE nie jest związane z możliwym zwiększeniem ich do USA i obietnicą Joego Bidena 100 mln szczepionek w ciągu 100 dni jego prezydentury.
Nasz rząd ostatnio zmniejszył zamówienia od Moderny o 6 mln szczepionek, co krytykowała opozycja. Michał Dworczyk broni jednak tej decyzji, argumentując, że i tak w tym roku mamy otrzymać 60 mln szczepionek, a zmniejszone dostawy od Moderny miały przyjść dopiero pod koniec roku.
Trzecia fala a powrót do szkół
Liczba chorych to jeden z kluczowych, obok dostaw, czynników, które mogą wpłynąć na przebieg szczepień. Na razie spada, co – jak tłumaczy dr Franciszek Rakowski z ICM UW, który opracowuje modele epidemiczne – jest efektem rygorystycznych obostrzeń wprowadzonych w listopadzie. Trwają dyskusje, czy wczorajszy powrót do szkół dzieci z klas I–III może wpłynąć na zwiększenie liczby przypadków. Doktor Rakowski przekonuje jednak, że w modelu uwzględniono ewentualny skok, ale ten będzie jego zdaniem niewielki. Przy dalej istniejących obostrzeniach liczba przypadków i tak powinna spadać, choć nieco wolniej niż gdyby szkoły były nadal zamknięte. Z prognozy wynika, że na koniec lutego ma być 2,5 tys. przypadków dziennie (na początku stycznia średnia tygodniowa to ok. 9 tys.).
Zagrożeniem może być ewentualne szerokie poluzowanie obostrzeń albo masowe pojawienie się brytyjskiej odmiany wirusa. Jak mówił wczoraj w radiowej Jedynce minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek: „Przewidujemy każdy scenariusz, nikt na świecie nie jest w stanie przewidzieć, co się będzie działo w kolejnych kilkunastu, kilkudziesięciu dniach”.
Konflikt rządu z POZ i szpitale tymczasowe
W ostatniej chwili rząd zgodził się, żeby punkty szczepień mogły zablokować miejsca na szczepienia dla swoich pacjentów. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami miały zostawić przynajmniej połowę dla osób z zewnątrz zgłaszających się przez infolinię czy stronę internetową. Zmiana, jak się dowiedział DGP, wynikała z napięcia, które powstało na linii rząd – środowisko lekarskie (głównie Porozumienie Zielonogórskie) odnośnie sposobu funkcjonowania punktów szczepień. Lekarze rodzinni chcieli sami decydować, jak będą zarządzać swoimi miejscami i sprzeciwiali się centralizacji zapisów. Przekonywali, że dzięki temu lepiej zadbają o swoich pacjentów. Sęk w tym, że nie każdy POZ prowadzi punkt szczepień. Poza tym rząd bał się, że poradnie, które zgłosiły się do prowadzenia szczepień, nie podadzą żadnych terminów. Placówki nie mają takiego obowiązku. Zresztą, pomimo tej zmiany, i tak część punktów nie zgłosiła się i nie wystawiła swoich grafików. Jeszcze w weekend usłyszeliśmy, że w systemie brakowało ok. 200 z niemal 6 tys. punktów.
Planem B było udostępnienie miejsc w szpitalach tymczasowych – tutaj znalazło się kilkaset miejsc. To najlepsza opcja na wyszczepienie dużej liczby ludzi naraz, ale pod warunkiem, że nie będzie trzeciej fali i nie pojawi się konieczność wykorzystania szpitali tymczasowych dla osób chorych. – Wtedy cały plan może się wywrócić – mówi nasz rozmówca.
Masowość szczepień a logistyka
Choć system działa relatywnie dobrze, często nie można dodzwonić się na infolinię, a część punktów szczepień ma problemy techniczne. Jednak, jak przyznają same POZ, działa całkiem sprawnie. Na razie jednak zapisy dotyczą 1,7 mln osób po 80. roku życia. Od 22 stycznia zaczną się zapisywać osoby po 70. roku życia, co oznacza przypływ kolejnej, ponad dwa razy większej, grupy – 4,5 mln uprawnionych.
Przy szczepieniu seniorów ułatwieniem jest fakt, że organizacja przebiega według numerów PESEL. Dopisanie kolejnych uprzywilejowanych grup już nie będzie takie proste. W grupie pierwszej są także nauczyciele czy służby mundurowe. Nadal nie ma jasności, jak skierowania dla nich będą wpisane do systemu. Być może będą zgłaszać się sami (przez osobne formularze) po zatwierdzeniu przez pracodawcę. Jeszcze więcej kłopotu logistycznego może powstać przy pacjentach z chorobami współistniejącymi. Jednym z rozważanych rozwiązań byłoby wpisywanie ich przez lekarzy na podstawie rozpoznania choroby.
Możliwy nawrót szczepionkowego sceptycyzmu
Od momentu rozpoczęcia szczepień radykalnie wzrosła liczba osób deklarujących chęć przyjęcia szczepionki. Także afera ze szczepionkami celebrytów na WUM pokazała szczepionkę jako trudno dostępne dobro, o które warto się starać. To spowodowało, że wyrażane wcześniej wątpliwości czy obawy zeszły na dalszy plan. Na razie nie ma także wielu przypadków niepożądanych objawów poszczepiennych. Według oficjalnych statystyk odnotowano ich 133, w większości to objawy alergiczne czy bóle niestwarzające zagrożenia dla zdrowia. Na razie szczepienia dotyczyły jednak głównie osób z grupy zero, a więc aktywnych zawodowo, często w dobrej formie fizycznej. Za chwilę zaczną się szczepienia w domach opieki czy zakładach opiekuńczo-leczniczych, a potem osób 80 plus. Każdy przypadek ciężkiego zachorowania czy zgonu u osoby zaszczepionej z tych grup będzie brany pod lupę i nawet jeśli nie będzie miał związku z zastrzykiem, może stać się orężem w antyszczepionkowej kampanii. Rozminowaniu tych obaw ma służyć utworzenie funduszu kompensacyjnego, ale nie wiadomo, czy to wystarczy. Współpraca Maciej Miłosz