Przez brak konkurencji na rynku utylizacji placówki medyczne tracą rocznie 300 mln zł, które mogłyby przeznaczyć na inwestycje.
Postępowanie z odpadami medycznymi / Dziennik Gazeta Prawna
Szpitale coraz więcej płacą za śmieci. W tym roku większość z nich musiała zmienić swoje budżety, bo okazało się, że ich wydatki na ten cel będą wyższe niż pierwotnie planowane. Rosnących kosztów odbioru odpadów nie uwzględnia NFZ. Koszty te powiększają więc deficyt szpitali.

Nie ma rynku

Największy problem dla szpitali stanowią nie te śmieci, które wytwarzają pacjenci, lecz zużyte igły, strzykawki czy rękawiczki. Są to odpady medyczne, które nie powinny trafiać na wysypiska. Zgodnie z obowiązującą ustawą z 14 grudnia 2012 r. o odpadach (Dz.U. z 2013 r., poz. 21) mogą być unieszkodliwiane tylko w jeden sposób – poprzez spalanie. Jednak placówkom medycznym trudno jest zrealizować ten wymóg, ponieważ w Polsce jest za mało spalarni. Powstało ich dotychczas 34, ale nie wszystkie mają uprawnienia do utylizacji każdego rodzaju śmieci medycznych. Żadnej spełniającej wymogi ustawowe spalarni nie ma w Lublinie oraz Warszawie, gdzie powstaje najwięcej niebezpiecznych śmieci, bo leczone są tu najtrudniejsze przypadki medyczne. W województwach lubelskim, świętokrzyskim i podlaskim utylizacją niebezpiecznych śmieci zajmują się instalacje przyszpitalne, obsługujące przede wszystkim placówkę medyczną, przy której są zlokalizowane. W efekcie rynek podzieliło między siebie około 10 spalarni. Tymczasem zgodnie z art. 20 ust. 3 ustawy o odpadach śmieci medyczne muszą być utylizowane na obszarze tego województwa, w którym zostały wytworzone. Od tej zasady szpital może odstąpić wtedy, gdy odległość do spalarni z innego województwa jest mniejsza niż do tej, która znajduje się w jego regionie.
Przepis miał ukrócić praktykę wożenia niebezpiecznych odpadów po całym kraju w poszukiwaniu odbiorcy, który zaoferuje najniższą cenę. Jego skutek jest jednak odmienny do pierwotnie zamierzonego. W niektórych województwach w efekcie obowiązywania zasady bliskości doszło do powstania monopoli. Spalarnie, które w regionie nie mają żadnej konkurencji, dyktują szpitalom ceny trzykrotnie wyższe niż w województwach, gdzie takich zakładów jest więcej. Z danych zebranych przez Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju i Stosowania Bezdioksynowych Technologii Unieszkodliwiania Niebezpiecznych Odpadów Medycznych w Krakowie wynika, że placówki medyczne płacą 1,5 zł za utylizację jednego kilograma na Podkarpaciu, gdzie rywalizują ze sobą trzy firmy. z kolei w województwach, gdzie zasada rynku nie działa (np. w Małopolsce i w województwie świętokrzyskim, gdzie śmieci odbierają monopoliści), ceny utylizacji jednego kilograma sięgają 4–6 zł. Dlatego zdaniem tej organizacji placówki medyczne, w których wytwarza się rocznie 60–70 tys. ton odpadów medycznych, ponoszą co roku straty rzędu 300 mln zł tylko dlatego, że są obsługiwane przez monopolistów.

Przetarg na niby

Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie płaci miejscowej spalarni za odbiór i unieszkodliwienie niebezpiecznych śmieci po 3,5 zł za kilogram. W grudniu wygaśnie mu umowa. Placówka ogłosiła przetarg na odbiór odpadów medycznych, ale obawia się, że kwota 900 tys. zł, którą zaplanowała na dwa kolejne lata, będzie za niska.
– Zgodnie z ustawą o zamówieniach publicznych powinniśmy w przetargu wybrać kontrahenta, który zaoferuje najniższą cenę. Ze względu jednak na ograniczenie zawarte w przepisach o odpadach nie mamy wyboru. Musimy przekazać odpady do najbliższej spalarni, którą mamy w Krakowie, i przyjąć cenę taką, jaką nam zaoferuje – podkreśla Janusz Urbański, kierownik działu administracji USK w Krakowie. Szpital tego jednego, konkretnego odbiorcę ma wpisanego w zezwoleniu na wytwarzanie odpadów medycznych.
Placówki wskazują także, że przepisy rozporządzenia ministra zdrowia zobowiązują je do segregowania odpadów medycznych. Szpitale muszą oddzielać te niebezpieczne od tych, które nie są zakaźne. Oba rodzaje śmieci zazwyczaj odbiera jednak ta sama firma, która dyktuje ceny. I jedne, i drugie są spalane, a to stawia pod znakiem zapytania sens ich segregowania.
– Cena za unieszkodliwienie jednych i drugich jest taka sama. Koszty są coraz wyższe. Jeszcze niedawno płaciliśmy miesięcznie za ich utylizację 20 tys. zł, a obecnie już 25 tys. zł – mówi Jerzy Krukowski z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu.

Miało być lepiej

Inspekcja ochrony środowiska podkreśla, że zasada bliskości miała służyć zachowaniu bezpieczeństwa publicznego.
– Nikt nie przewidział, że tych zakładów, które zajmują się ich utylizacją, jest na rynku za mało. Stworzył się swoisty monopol na rynku, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w regionie powstawały kolejne spalarnie – podkreśla Paweł Ciećko, małopolski wojewódzki inspektor ochrony środowiska.
Maria Suchy, zastępca mazowieckiego wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska, podkreśla, że zasada bliskości nie oznacza, że szpitale muszą utylizować odpady koniecznie na terenie swojego województwa. Powinny oddawać je do spalenia tam, gdzie mają najbliżej. Przy obecnej liczbie spalarni i ich nierównomiernym rozmieszczeniu na terenie kraju, oznacza to jednak, że podstawowy cel zmiany przepisów nie został osiągnięty. Śmieci nadal są wożone, bo szpitale szukają odbiorców, którzy zaoferują im niższe ceny. Na przykład z Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach trafiają do Bełchatowa w woj. łódzkim (ponad 300 km). Mimo że zasada bliskości nie działa, minister środowiska nie planuje zmian w tym zakresie. Resort zdrowia zaś nie ma takich kompetencji, bo odpowiada za gospodarkę odpadami medycznymi tylko na terenie zakładów opieki zdrowotnej.

Bez poprawy

Szpitale wskazują, że problemów z monopolistami nie byłoby, gdyby resort środowiska dopuścił stosowane w wielu krajach europejskich metody konkurencyjne dla spalarni. Są czterokrotnie tańsze niż spalanie. Były dozwolone do 2010 r.
– Szpitale kupiły własne instalacje, autoklawy, które teraz są bezużyteczne, bo po kilku latach okazało się, że jedynym dopuszczalnym sposobem unieszkodliwiania odpadów medycznych jest spalanie – zauważa Anna Szczypta, odpowiedzialna za gospodarkę odpadami w Szpitalu Zakonu Bonifratrów w Krakowie.
Monika Kondraszuk z biura ministra środowiska przyznaje, że stosowania alternatywnych metod unieszkodliwiania odpadów zakaźnych nie zakazuje prawo unijne. Zostały one wpisane do projektu ustawy o odpadach (druk nr 456, 2012), jednak podczas prac senackich zdecydowano o usunięciu tego rozwiązania.
– Co więcej, ze względu na fakt, że w ostatnich trzech latach miały miejsce dwie rządowe próby dopuszczenia metod alternatywnych do unieszkodliwiania odpadów o właściwościach zakaźnych, które jednak zostały odrzucone przez parlament, w najbliższym czasie nie są planowane zmiany w tym zakresie – informuje Monika Kondraszuk.
Dodaje, że wojewódzkie plany gospodarki odpadami przewidują budowę kolejnych przyszpitalnych instalacji. Spalarnia ma powstać np. przy Centrum Onkologii w Gliwicach. Jednak ze względu na duże koszty takiego przedsięwzięcia (rzędu kilku milionów złotych) projekty mogą nie zostać zrealizowane szybko.