Statystycznie na trzech ubezpieczonych w ZUS składki zdrowotne na leczenie tak naprawdę płaci dwóch. Jeden kuruje się na koszt budżetu.
Najnowsze dane ZUS dotyczące osób płacących składki zdrowotne tylko potwierdzają, jak niewydolny jest system. Okazuje się, że na prawie 16 mln osób objętych obowiązkowym ubezpieczeniem zdrowotnym około jedna trzecia nie ponosi z tego tytułu żadnych kosztów. Wśród tych, którym prawo do nieodpłatnego leczenia z własnej kieszeni finansują pozostali podatnicy, są m.in. bezrobotni, duchowni oraz rolnicy posiadający gospodarstwa poniżej 6 hektarów przeliczeniowych. Za nich składkę zdrowotną opłaca budżet. Z kolei pracownicy i przedsiębiorcy uiszczają je niezależnie od tego, czy pracują na umowie o pracę, dzieło czy umowie-zleceniu. Pieniędzy na leczenie i tak brakuje. Dlatego eksperci zastanawiają się, czy po 15 latach od reformy sytemu ubezpieczeniowego nie warto zmienić zasad płacenia należności zdrowotnych.
Obciążony jak pracownik
– W najgorszej sytuacji są osoby zatrudnione na umowie o pracę. Płacą składki od każdej zarobionej przez siebie złotówki. Także wówczas, kiedy na rzecz swojego pracodawcy wykonują dodatkowo pracę na podstawie umowy o dzieło. I tak naprawdę to oni ponoszą największe koszty funkcjonowania tego systemu – zauważa Andrzej Strębski, ekspert ubezpieczeniowy OPZZ, członek zespołu ubezpieczeń społecznych komisji trójstronnej.
Potwierdza to analiza NFZ dotycząca struktury przychodów z tytułu składek na ubezpieczenie zdrowotne za poprzedni rok. Okazuje się, że co druga złotówka wpływająca z tego tytułu została zapłacona przez pracowników podlegających ubezpieczeniom społecznym. Aż 51 proc. uprawnionych odprowadzało składki od dochodów w wysokości od 1,5 do 4,5 tys. zł miesięcznie. Tylko 10 proc. płaciło je od kwoty poniżej 1,5 tys. zł.
Przedsiębiorca zapłaci
Coraz częściej pojawiają się wątpliwości, czy w przyszłości powinna być utrzymana zasada umożliwiająca przedsiębiorcom opłacanie składek od zryczałtowanej podstawy wymiaru składki, a nie od przychodów firmy. Wśród osób, które zadają takie pytanie, jest m.in. Agnieszka Pachciarz, prezes NFZ. Podobne stawia Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia na Uczelni Łazarskiego, członek Rady NFZ.
– System ustalania i poboru składek obowiązuje już 15 lat, a od tamtej pory zmieniła się rzeczywistość gospodarcza. Coraz więcej firm zatrudnia osoby pracujące na ich rzecz na podstawie różnego rodzaju umów. Oczywiście kryzys nie jest dobrym momentem do tego, żeby nakładać na przedsiębiorców nowe obowiązki. Można się jednak zastanowić nad zmianą systemową – uważa Małgorzata Gałązka-Sobotka.
Eksperci wskazują, że rozwiązaniem może być powiązanie wysokości składki zdrowotnej z przychodami. Obecnie taki system obowiązuje wyłącznie w przypadku pracowników. Z kolei ponad 93 proc. firm płaci należności w minimalnej wysokości. Zgodnie z art. 81 ust. 2 ustawy z 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych (t.j. Dz.U. z 2008 r. nr 164, poz. 1027 z późn. zm.) podstawa wymiaru składek dla prowadzących działalność gospodarczą nie może być niższa niż 75 proc. przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw w IV kw. roku poprzedniego, włączenie z wypłatami z zysku. Oznacza to, że deklarowana kwota stanowiąca podstawę odprowadzania tej daniny nie musi pozostawać w relacji z faktycznie osiąganym dochodem.
– Skoro mamy ujednolicać systemy ubezpieczeniowe, to należy stosować takie same zasady opłacania składek zdrowotnych dla pracowników i właścicieli firm. I to także, jeśli chodzi o sposób ustalania ich wysokości – zauważa Andrzej Strębski.
Na takie rozwiązanie nie zgadzają się przedsiębiorcy.
– Nie można w czasie kryzysu zmuszać firm do ponoszenia jeszcze większych obciążeń na zdrowie. Już teraz mali przedsiębiorcy rozpoczynający działalność gospodarczą muszą płacić daninę od takiej samej kwoty, jak firmy już mające doświadczenie biznesowe – zauważa Dorota Wolicka, dyrektor biura interwencji Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
W jej ocenie przedsiębiorcy powinni płacić mniej niż obecnie.
– Jeśli składki na zdrowie będą niższe, to osoby aktywne zawodowo nie będą uciekać przed tym obciążeniem. Składki powinny być małe, ale ich płacenie powinno być bezapelacyjne, a restrykcje za łamanie tego przepisu nieuchronne, żeby nikomu nie opłacało się oszukiwać – dodaje Dorota Wolicka.
Na koszt systemu
Najwięcej jednak emocji budzi opłacanie składek za rolników przez budżet państwa.
– Nie można dalej tolerować takiej sytuacji, że jedna grupa korzysta z przywilejów kosztem innych ubezpieczonych – wskazuje Jeremi Mordasewicz, ekspert ubezpieczeniowy Konfederacji Lewiatan, członek Rady Nadzorczej ZUS.
Potwierdzają to dane NFZ. Okazuje się bowiem, że roczny przychód ze składek zdrowotnych z KRUS na jednego rolnika w 2012 roku wyniósł 888,55 zł. Dla porównania w 2009 roku była to kwota 975,04 zł. W sumie prawo do bezpłatnego leczenia w placówkach zdrowia ma 3,5 mln rolników, domowników, emerytów i rencistów. Ale najbardziej drażliwą kwestią są składki za czynnych zawodowo rolników, którzy od 2012 roku częściowo sami finansują należności na zdrowie. Granica ponoszenia kosztów z tego tytułu została określona nie na podstawie uzyskiwanych przychodów, ale powierzchni posiadanego gospodarstwa. Z danych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi wynika, że pod koniec ubiegłego roku 553 tys. rolników samodzielnie opłacało składki zdrowotne. Wpływy z 12 miesięcy z tego tytułu wynosiły zaledwie 109,1 mln zł. Kwota ta pochodziła jednak wyłącznie od właścicieli gospodarstw o powierzchni 6 i więcej hektarów. A to dlatego, że osoby posiadające grunty mniejsze nie płacą daniny na leczenie. Robi to za nich budżet państwa, który za pośrednictwem KRUS przekazuje do NFZ 155 mln zł miesięcznie. Sprawą, która jednak najbardziej bulwersuje, jest to, że takie osoby mogą zgłosić do ubezpieczenia również domownika. Z wyliczeń NFZ wynika, że takich osób pełnoletnich, w pełni sprawnych, a przypisanych do członków rodzin płacących składki, jest około miliona.
Długa lista
Na rolnikach nie kończy się lista osób, które korzystają z prawa do bezpłatnego leczenia, nie płacąc na ten cel ani złotówki. W tej grupie są m.in. bezrobotni, nianie, duchowni, funkcjonariusze w służbie kandydackiej, osoby przebywające na urlopach wychowawczych, osoby korzystające z pomocy społecznej oraz kombatanci. Z danych NFZ wynika, że w 2012 r. osób, za które składkę pokrywał budżet, było prawie 2,35 mln.
Zdaniem ekspertów konieczne jest sprawdzenie, czy nie można uprościć systemu ubezpieczeń. Z samego przekładania pieniędzy budżetowych z jednej kieszeni do drugiej nie przybędzie bowiem środków na leczenie.
Komentarze (38)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeBo dlaczego ktoś kto zarabia 5000zł ma płacić 2 razy więcej na zdrowie niż ktoś kto zarabia 2500zł? Przecież żadne statystyki nie potwierdzą, że ten pierwszy choruje 2 razy więcej, niż ten drugi...
- Nie naleze do do zadnej grupy VIP-ow od szczebla centralnego do miejsko-gminnego, ktore korzystaja z leczenia z bez kolejki i 'bezplatnie',
- nie jestem przedstawicielem kleru, ktory korzysta bez kolejki i bezplatnie z leczenia, mimo , ze nie oplaca skladek zdrowotnych,
- nie naleze do grupy "znajomych krolika", ktora ma relatywnie szybki i 'bezplatny' dostep do leczenia,
- nie naleze do grupy bogatszych, ktorzy oplacaja skladke zdrowotna nizsza niz 9% w stosunku do swoich dochodow/przychodow,
- nie jestem rolnikiem z Marszalkowskiej ani chlopem malorolnym, placacym symboliczna skladke lub wcale,
- nie jestem przedsiebiorca, ktory nie placi skladki zdrowotnej od dochodu.
Naleze do grupy ,
- ktora ma obowiazek odprowadzania 9% swojego dochodu do systemu ubezpieczeniowego
- oraz mam prawo do poznania obiektywnej procedury kolejkowej,
a leczyc sie musze po 2-3 -krotnie wyzszych cenach w stosunku do cen NFZ-owskich.
Ja to mam pecha, ze urodzilam sie w kraju nad Wisla, gdzie dla osob ubezpieczonych obowiazuja dwa systemy cen: NFZ-owski i system cen wolnorynkowych i we wlasnym kraju jako osoba ubezpieczona jestem dyskryminowana.
---
W Polsce, podobnie jak w Niemczech czy w Belgii, powinien obowiazywac tylko jeden system cen za leczenie, zarowno dla ubezpieczonych jak i nieubezpieczonych. Niemcy wszyscy sa objeci 100% refundacja za leczenie czyli tzw. bezplatnym leczeniem, Belgowie otrzymuja srednio okolo 77% zwrotu poniesionych kosztow.
W Polsce 100 procentowa refundacja czyli 'bezplatne' leczenie dotyczy tylko wybranych grup, ktore wymienilam wyzej,
reszta spoleczenstwa calkowicie lub w duzej mierze zmuszona jest do korzystania z 2 lub 3 krotnie drozszego leczenia w sektorze prywatnym czyli poprostu w wyrazny sposob jest dyskryminowana.
Mysle, ze jest juz najwyzszy czas, aby uporzadkowac system cen w Polsce i dla wszystkich osob ubezpieczonych w NFZ wprowadzic odpowiednia refundacje.
W Polsce powinien obowiazywac jeden system cen za uslugi medyczne z odpowiednia refundacja, na pewno nie 100- procentowa, bo na to naszego kraju nie stac.
Podatek jest jest jeden a 9% to zwykle dojenie podatnikow.
Kazdy leczy sie tak samo niezaleznie od tego czy zarabia 100 czy 1000 zlotych. Skladka powinna byc taka sama dla wszystkich.
Budowanie zdrowotnego systemu ubezpieczeniowego opartego na wzor
ZUS + OFE czyli NFZ + prywatne ubezpieczalnie zdrowotne nie jest wlasciwym rozwiazaniem.
To co?
Obcokrajowcow w ramach dyrektywy transgranicznej bedziemy leczyc po cenach NFZ-owskich, a sami w wiekszosci bedziemy korzystac z leczenia po cenach wolnorynkowych, 2-3 krotnie wyzszych w sektorze prywatnym.
Viva Polonia!
Często firma nie przynosi żadnych dochodów . Czy w takim wypadku składka zdrowotna będzie wynosić 0 ?
Podwyżka składki może wcale nie zwiększyć wpływów. Wielu przedsiębiorców przeniesie działalność do szarej strefy albo będzie sztucznie pompować koszty.
O ile wzrosną koszty funkcjonowania ZUSu?
Modyfikacja systemu informatycznego ZUSu pochłonie gigantyczne pieniądze i konieczność zatrudnienia dodatkowej armii urzędników oraz kontrolerów.
1/ NFZ-owski - powolny "bezplatny",
2/ NFZ-owsko/prywatny - przyspieszony dodatkowo platny, dzialajacy na zasadzie "mam prawo" do omijania kolejki,
3/ system cen wolnorynkowych na zasadzie 'Hulaj dusza piekla nie ma'
i kolejny
- dla Polakow leczacych sie za granica - system NFZ-owski limitowany w sposob b. ostry, czyli tylko dla wybrancow losu,
oraz
- system dla obcokrajowcow z UE na zasadzie cen NFZ-owskich, usrednionych cen wolnorynkowych, czy specjalnych cen wolnorynkowych ustalanych przez poszczegolne placowki medyczne lub poszczegolnych lekarzy wedlug blizej nieznanych kryteriow.
Rząd powinien dopłacać tylko na leczenie osób chorych nie z własnej winy.
Powinna być też dobrowolna i zwracana na zasadzie ubezpieczenia, idziesz do stomatologa. Stomatolog wystawia fakture NFZ i co najwyżej ty pokrywasz różnicę jeśli chcesz sobie złote plomby wstawić.
Nie chce płacić na ludzi którzy codziennie żrą w McSyfie, palą, a potem ludzie się dziwią że rządu nie stać na leczenie wszystkich.