Ministerstwo zdrowia nie podpisało jeszcze żadnej umowy w sprawie rządowego programu refundowania zabiegów in vitro. Projekt ma ruszyć 1 lipca. Jednak wybrane przez resort kliniki nie otrzymały jeszcze umów. Tymczasem wiceminister zdrowia Sławomir Neumann uspokaja i twierdzi, że program rusza według planu.

Dyrektorzy 26 wybranych przez resort klinik mają poznać zapisy w dokumentach tuż przed rozpoczęciem programu. Na razie nie widzieli ich na oczy. Rozczarowania tym faktem nie kryje doktor Mirosław Szlachcic z Centrum Medycznego "Macierzyństwo" w Krakowie. "Stoimy pod murem, a musimy się wcześniej zaznajomić z warunkami tego kontraktu. Musimy wiedzieć na jakich warunkach będzie przeprowadzany dobór pacjentów”- podkreśla.

Przedstawiciele klinik twierdzą, że jest wiele znaków zapytania, na przykład czy w programie będą mogły uczestniczyć rodziny, które wcześniej korzystały z zabiegów in vitro i finansowały je z własnej kieszeni. Nie będzie też czasu na negocjacje umów i poprawę ewentualnych nieścisłości.

Z rządowego "Programu- Leczenie Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego" w ciągu trzech lat ma skorzystać blisko 15 tysięcy par. Tylko od lipca do czerwca przyszłego roku przeznaczono na ten cel 67 milionów złotych. Do programu kwalifikowane będą kobiety do 40. roku życia. Wykluczone będą panie, które miały problemy z donoszeniem wcześniejszych ciąż.

Neumann: Nie mam obaw

- Nie mam obaw. Program refundacji in vitro będzie działał od 1 lipca – powiedział w Radiu ZET wiceminister zdrowia Sławomir Neumann. Zapytany, dlaczego na 10 dni przed wejściem programu w życie Ministerstwo Zdrowia nie podpisało umów z klinikami wyłonionymi w konkursie stwierdził, że trwały odwołania klinik, które w konkursie przegrały. – Musieliśmy poczekać do końca tej procedury. Ona się zakończyła. Mamy 10 dni, w czasie których spotkamy się z klinikami i przedstawimy im projekty umów – zapowiedział.

Sławomir Neumann ocenił, że przyczyną nieporozumień między klinikami a ministerstwem jest nowatorstwo programu. – Kliniki in vitro nie mają doświadczenia i nigdy nie współpracowały z Ministerstwem Zdrowia i Narodowym Funduszem Zdrowia, bo nigdy nie korzystały ze środków publicznych – mówił.

Dodał, że kliniki dopiero uczą się brania udziału w konkursie, a ministerstwo zdecydowało się na organizację otwartego konkursu. - Dla nas ważne jest to, żeby wydawać publiczne pieniądze zgodnie z regułami. My jesteśmy zobligowani do przestrzegania prawa – stwierdził dzisiejszy „Gość Radia ZET”.

„Jeśli ktoś uważa, że nas obejdzie, to się zdziwi”

Monika Olejnik pytała również o tryb kontroli klinik, które zakwalifikowały się do programu. – Każda klinika była przez nas prześwietlana i będzie nadal. Każda klinika została sprawdzona wizytacją i musi spełniać kryteria, które zostały złożone w ofercie. Założyliśmy w programie, że zarodki muszą być przechowywane i musi być zapewnione ich bezpieczeństwo – wyjaśniał Neumann. Zapowiedział, że kliniki będą sprawdzane w czasie programu.

Odnosząc się do informacji tygodnika NIE, który napisał, że do programu zakwalifikowały się kliniki, które m.in. nie posiadały wymaganego w konkursie sprzętu, Neumann stwierdził, że tygodnik NIE napisał nieprawdę. – Nie wiem skąd tygodnik ma takie informacje. Jeśli ktoś próbował wejść do programu tylnymi drzwiami i uważa, że nas obejdzie, to się zdziwi. Rozumiem, że to mogło być tak, że ktoś pokazał maszynę, a potem ją wywiózł, bo miał pożyczoną. Jeżeli ktoś tak zrobił, to się zdziwi, bo musi to mieć. Jest zero-jedynkowo: masz, to jesteś w programie, nie masz, to cię nie ma w programie – zapowiedział wiceminister zdrowia w Radiu ZET.