O tym, że będzie brakowało pieniędzy na ochronę zdrowia, wiadomo, od kiedy w planie finansowym NFZ na bieżący rok przyjęto zbyt optymistyczne założenia makroekonomiczne. Niedobór wpłat ze składek tylko za okres od stycznia do sierpnia 2012 r. wyniósł ponad 800 mln zł. Rezerwy finansowe funduszu mogą się okazać zbyt małe, aby go skompensować. Napięcie pogłębia algorytm podziału środków na leczenie. Jaki jest tego efekt chociażby dla województwa mazowieckiego – słyszymy na każdym kroku.
Gdy wiadomo, że nie można zapobiec kryzysowi, należy znaleźć winnego. Pierwszym sygnałem wskazujacym na to, kogo się nim okrzyknie, był opublikowany latem tzw. raport Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. „Tak zwany”, ponieważ z pojęciem naukowego raportu miał niewiele wspólnego. Teza dokumentu jest jasna. Winę za kryzys ponosi sektor prywatny – selekcjonuje pacjentów, oferuje mały zakres świadczeń, wybiera intratne procedury. O tym odkryciu Rada Pomorskiego OW NFZ powiadomiła w maju nawet premiera RP. W odpowiedzi centrala NFZ opublikowała drobiazgową, ponaddwustustronicową analizę. Opracowanie to jasno pokazuje, że szpitale niepubliczne realizują 90 proc. liczby zakontraktowanych zakresów świadczeń w ramach hospitalizacji jednego dnia i 75 proc. w ramach hospitalizacji planowej. Trudno więc mówić o małym zakresie świadczeń lub ich selekcji. To są najtańsze procedury! Siła tych argumentów nie okazała się jednak wystarczająca dla ministra zdrowia, który 18 lipca tego roku utworzył własny zespół badawczy. I powołał do niego m.in. ekspertów Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, autorów sławetnego „raportu”. Do zespołu nie został zaproszony nikt ze strony świadczeniodawców. Dziś głos ludu apeluje już o likwidację całego sektora prywatnego. Budzą się demony przeszłości!
Na nieco ponad 400 szpitali prywatnych, które podpisały umowę z NFZ, tylko około 40 ma kontrakt roczny w wysokości powyżej 10 mln zł. Wartość kontraktów szpitali prywatnych wynosi zaledwie 6 proc. budżetu NFZ przeznaczanego na leczenie szpitalne, to jest 1,6 mld zł. Na świadczenia te fundusz zaplanował w 2012 r. ogółem 26,3 mld zł. Przy takiej strukturze i tak niskim finansowaniu sektora prywatnego trudno oczekiwać, że wyrówna on niedobory. To, że w fatalnych warunkach finansowania szpitale prywatne inwestują w nowoczesne obiekty, mają osiągnięcia medyczne zasługuje na wyróżnienie, a nie potępienie.
Gdyby nawet wymienioną kwotę 1,6 mld zł, na jaką Narodowy Fundusz Zdrowia zawarł kontrakty ze szpitalami prywatnymi, w całości przeznaczyć na szpitale publiczne, niczego to nie zmieni. Dług szpitali publicznych to prawie 11 mld zł. Problemem bowiem nie są szpitale prywatne, tylko wycena świadczeń, brak konkurencji płatników i akceptowanie „socjalnego” status quo szpitali publicznych na poziomie regionalnym.
Apeluję do ministra zdrowia o pilne działania rządu, a więc: odpowiadającą kosztom taryfikację świadczeń, kontrolę i finansową promocję jakości w opiece medycznej, wsparcie dla innowacyjności, wprowadzenie rankingu szpitali, decentralizację NFZ, konkurencję płatników o składkę, w tym płatników prywatnych, dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne, uporządkowanie kwestii badań klinicznych, roli konsultantów. Kolejny raz deklarujemy nasze wsparcie dla procesu tworzenia prawa w ramach sprawdzonych procedur i zwyczajów dialogu społecznego.
Jestem przekonany, że mimo niewystarczających środków przeznaczonych na ochronę zdrowia los pacjentów można poprawić, włączając w realizację zadań publicznych państwa w większym stopniu sektor prywatny.

Andrzej Mądrala wiceprezydent Pracodawców RP, współwłaściciel Centrum Medycznego Mavit