Farmaceuta, który formalnie zarządza placówką, lecz w praktyce jest jedynie słupem, podlega odpowiedzialności dyscyplinarnej.
Sąd aptekarski może orzekać kary / DGP
Orzeczenie Okręgowego Sądu Aptekarskiego Lubuskiej Izby Aptekarskiej w Zielonej Górze (sygn. akt A/1/19) wywołało ogromne poruszenie w środowisku farmaceutycznym. Większość farmaceutów je chwali. Zarazem jednak rodzi się pytanie, co z wieloma placówkami, które, aby utrzymać się na powierzchni, kombinują.

AAA Kierownika

W każdej aptece musi być kierownik – doświadczony farmaceuta. Kierownikiem może być farmaceuta, który ma co najmniej pięcioletni staż pracy w aptece lub trzyletni staż w przypadku posiadania specjalizacji z zakresu farmacji aptecznej. W części województw nie ma z tym kłopotu. Ale w niektórych, takich jak lubuskie, opolskie, warmińsko-mazurskie, świętokrzyskie czy zachodniopomorskie, pracownik mogący zostać kierownikiem apteki jest na wagę złota. Tajemnicą poliszynela jest to, że część właścicieli aptek zatrudnia farmaceutów jako słupy – czyli ktoś zostaje kierownikiem, otrzymuje za to niewysokie wynagrodzenie i w ogóle nie pojawia się w aptece, bo pracuje w zupełnie innym miejscu, często wręcz w innym województwie. Wszyscy teoretycznie są zadowoleni – właściciel apteki, bo wypełnia formalny wymóg posiadania kierownika, a także sam kierownik, który dostaje pieniądze w zasadzie za nic. Tracą jedynie pacjenci, bo de facto nad placówką nie ma żadnego merytorycznego nadzoru.
O tym, że takie sytuacje się zdarzają, wiedzą od dawna niemal wszyscy w środowisku. Do tej pory jednak praktyka ta pozostawała bezkarna. Jak jednak informuje branżowy portal Mgr.farm, sąd aptekarski wydał 28 października 2019 r. wyrok w tego typu sprawie. Zaczęło się od kontroli inspektora farmaceutycznego w aptece. Okazało się, że w trakcie kontroli nie ma farmaceuty. Taki wymóg zaś wynika z art. 92 ustawy – Prawo farmaceutyczne (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 499 ze zm.). W toku kolejnych ustaleń okazało się, że w placówce w ogóle nie bywała jej kierowniczka. Sprawą zatem zajął się sąd aptekarski. Ustalił, że obwiniona w rzeczywistości nie sprawowała swojej funkcji. Ba, wszystko wskazuje na to, że nigdy nie była w aptece, mimo że była w niej zatrudniona na cały etat. Pracujący w placówce technicy farmaceutyczni korzystali z loginu i hasła farmaceutki i na nią wydawali leki, do których wydawania nie są uprawnieni technicy.

Największy grzech

Obwiniona przyznała się do winy. Stwierdziła, że już nigdy więcej nie dopuści się podobnego czynu. Sąd aptekarski uznał jednak, że trzeba kobietę surowo ukarać.
„Obwiniona dopuściła się chyba obecnie największego «grzechu» środowiska farmaceutycznego – sprzedała swoje uprawnienia firmie prowadzącej apteki! Nie była obecna w aptece, nie prowadziła nadzoru nad jej pracą, nie interesowała się składem personelu (magistrowie, technicy) ani niczym innym, co działo się w tej aptece. W rzeczywistości jedynie firmowała swoją osobą funkcjonowanie apteki i pobierała za to wynagrodzenie” – czytamy w uzasadnieniu orzeczenia. W ocenie sądu takim postępowaniem dała technikom farmaceutycznym złudzenie, że mają wystarczającą wiedzę do wykonywania wszystkich czynności w aptece, co bezpośrednio wpływało na bezpieczeństwo zdrowia i życia pacjentów. Skutek? Zawieszenie prawa wykonywania zawodu aptekarza na okres trzech miesięcy oraz upomnienie.
– Przewinienie, jakiego dopuściła się farmaceutka, bez wątpienia zasługiwało na surową karę i napiętnowanie. Wybór jej wymiaru nie był z pewnością łatwy dla sędziów. Ostatecznie wymierzona przez nich kara dla niektórych jest wystarczająca, a dla innych zbyt łagodna – komentuje Łukasz Waligórski, farmaceuta i redaktor naczelny portalu Mgr.farm. Wskazuje przy tym, że jedyną surowszą karą, jaką mógł w tej sytuacji wymierzyć okręgowy sąd aptekarski, było pozbawienie farmaceutki prawa wykonywania zawodu.
– Czy taka kara odniosłaby jakikolwiek efekt edukacyjny lub profilaktyczny? Pewnie zyskałaby poklask w środowisku. Może i zadziałałaby jako straszak dla innych farmaceutów dopuszczających się takich przewinień. Dla tej młodej farmaceutki stanowiłaby jednak koniec kariery zawodowej – zauważa Waligórski.
Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej, podkreśla, że najważniejszy jest wysłany przez sąd sygnał: nie ma zgody na proceder „słupowania” w aptekach.
– Orzeczenie sądu to dowód na to, że środowisko aptekarskie najlepiej oczyszcza się samo. Ustawodawca nam zaufał, tworząc ustawę nazwaną apteką dla aptekarza, przewidującą, że nowe placówki mogą tworzyć tylko farmaceuci. My jako aptekarze musimy więc pokazywać, że na to zaufanie zasługujemy – stwierdza Tomków.

Zgryz dla biznesu

Gdyby całe środowisko aptekarskie potraktowało orzeczenie sądu jako przestrogę, istotny kłopot mogłoby mieć wielu właścicieli aptek, w szczególności w województwach z niewielką liczbą farmaceutów. Mogłoby się okazać, że brakuje kandydatów na kierowników, a ci, którzy do tej pory lekko podchodzili do swoich obowiązków, zaczną rezygnować z pracy w obawie przed konsekwencjami. Aptek, które mogą mieć problem, może być nawet kilkaset. Chodzi głównie o placówki należące do sieci aptecznych (w indywidualnej praktyce w przytłaczającej większości przypadków kierownikiem apteki jest jej właściciel).
Samorząd aptekarski nie widzi jednak potrzeby ochrony interesów tych właścicieli, którzy nie są w stanie zapewnić fachowej obsady w placówce.
– Gwarancją fachowej obsługi i bezpieczeństwa pacjentów jest to, że są oni obsługiwani przez farmaceutów. Gdy więc w aptece ich nie ma, nie ma co żałować takiej placówki – twierdzi Marek Tomków.