Ustawa ustanawiająca koronerów – zamiast rozwiązywać problemy wynikające z luki prawnej – obarcza lekarzy i ratowników niechcianymi obowiązkami. Obawiają się oni, że procedury związane ze stwierdzaniem zgonów spadną na nich.
Zgony według miejsca / DGP
Obowiązujące przepisy dotyczące tych kwestii określają ustawa z 31 stycznia 1959 r. o cmentarzach i chowaniu zmarłych (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 1473) oraz rozporządzenie ministra zdrowia i opieki społecznej z 3 sierpnia 1961 r. w sprawie stwierdzenia zgonu i jego przyczyny (Dz.U. nr 39, poz. 202). Oba te akty prawne są przestarzale i nie przystają do współczesności, co rodzi wiele problemów z ich interpretacją i praktycznym stosowaniem.
Dlatego już od lat zapowiadane jest powołanie instytucji koronera. Obecnie lekarze pełniący tę funkcję są w niektórych samorządach, przepisy mówią bowiem, że zgon i jego przyczyna są ustalane przez lekarza leczącego chorego w ostatniej chorobie, a w razie jego braku, przez inną osobę powołaną przez właściwego starostę. Ponieważ jednak nie jest to szczegółowo opisane w przepisach, trudno znaleźć chętnych i wygospodarować na ten cel środki.
Rząd zapowiadał przepisy dotyczące koronerów już w 2017 r. Projekt ustawy o stwierdzaniu, dokumentowaniu i rejestracji zgonów trzykrotnie był wpisywany do wykazu prac legislacyjnych rządu (dwa razy w 2018 r. i raz w 2019 r.), przeszedł prekonsultacje, ale nie został opublikowany. Stało się to po wyborach – pod koniec listopada. Termin na zgłaszanie uwag jeszcze nie upłynął, już jednak słychać głosy, że nie do końca spełnia oczekiwania środowiska.

Lekarz rodzinny całodobowo

Najbardziej niecierpliwie wyczekiwali ustawy lekarze podstawowej opieki zdrowotnej (POZ). To oni bowiem często wzywani są do stwierdzania zgonów, kiedy nie wiadomo, kto powinien to zrobić. Dlatego o powołanie koronerów apelują od dawna. Zaproponowane przepisy ich jednak rozczarowały.
– Kierunek jest dobry, ale patrząc z pozycji lekarza POZ, taka forma jest nie do przyjęcia – ocenia Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia (PPOZ).
Wtóruje jej Jacek Krajewski, szef Federacji Porozumienie Zielonogórskie (PZ). – Dobrze, że instytucja koronera znalazła się w ustawie. Jest jednak w tym projekcie wiele niedoskonałości – mówi.
Przede wszystkim lekarz POZ wymieniany jest w nim jako pierwszy, który stwierdza zgon (jeżeli udziela świadczeń na obszarze gminy właściwej dla miejsca ujawnienia zwłok i zgłoszenie nastąpiło w czasie jego działania – red.).
– Uważamy, że to musi zostać bardzo wyraźnie określone, aby nie było interpretacji (która się na pewno pojawi), że gdy nie ma koronera, to lekarz POZ będzie wzywany do zgonów osób, które nie są mu znane. My jesteśmy właściwi tylko dla pacjentów, których leczymy w ciągu 30 dni przed zgonem, których widzieliśmy i znamy – podkreśla szef PZ.
Bożena Janicka zwraca uwagę, że realizacja tego obowiązku może być trudna. W projekcie jest bowiem zapisane, że protokół dokumentujący stwierdzenie zgonu sporządza się w czasie nie dłuższym niż cztery godziny od przyjęcia zgłoszenia, jednak nie wcześniej niż po upływie dwóch godzin od godziny zgonu.
– My mamy harmonogramy przyjęć pacjentów. Mam ich zostawić, jeśli dostanę zgłoszenie o 8 rano? A jeśli nastąpi to o 17, mam czekać (POZ pracuje do godz. 18 – red.)? Nie doprecyzowano tego albo – co gorsza – ktoś wymyślił, że będziemy dostępni 24 godziny na dobę – zwraca uwagę szefowa PPOZ.
Także Jacek Krajewski uważa, że może być problem z dotrzymaniem określonych w projekcie terminów.
– To często jest niewykonalne, np. w dużym mieście, bo pacjenci zapisują się do lekarza nie zawsze zgodnie z lokalizacją. Spełnienie wymogu, by dojechać w ciągu czterech godzin na drugi koniec miasta, gdy lekarz ma zarejestrowanych pacjentów, może być niemożliwe. Powinna być większa elastyczność i dostosowanie do realiów praktyk – przekonuje.
Kolejna kwestia to pieniądze. Choć – jak podkreśla Jacek Krajewski – stawki nie są najważniejsze, to jeśli już ustawodawca zdecydował się je określić, pojawia się pytanie, kto ma je wypłacać.
– Obawiamy się, że spadnie to na pracodawców. A wówczas NFZ musi podwyższyć kontakty, bo to jest nowe świadczenie, którego teraz nie mamy – mówi.

Karetka do nieboszczyka?

Nie tylko lekarze rodzinni rozczarowani są zaproponowanymi przepisami. Zastrzeżenia mają też ratownicy medyczni, którzy jeszcze niedawno – m.in. w uwagach do projektu ustawy o swoim zawodzie – wnioskowali, by umożliwić im pełnienie funkcji koronera.
– Taki zapis był w projekcie, który pojawiał się w prekonsultacjach – przypomina Piotr Dymon, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych i Polskiej Rady Ratowników Medycznych.
W najnowszej wersji ratownikom (kierownikom podstawowych zespołów ratownictwa) umożliwiono stwierdzanie zgonu tylko w dwóch przypadkach: odstąpienia od prowadzenia czynności ratunkowych w sytuacji stwierdzenia znamion śmierci u ratowanej osoby lub gdy pacjent, do którego wezwano pogotowie, zmarł przed przybyciem zespołu. Takich uprawnień jednak ratownicy nie chcą.
– Obawiamy się, że ludzie będą to wykorzystywać i wzywając karetkę, kłamać, że pacjent żyje – przewiduje Piotr Dymon.
Jak dodaje, to się już zdarza, jednak dyspozytorzy teraz sobie z tym radzą, informując, że ratownicy nie mogą stwierdzić zgonu. Po wprowadzeniu ustawy takiego argumentu już nie będzie i ratownicy obawiają się, że w sytuacji, gdy lekarz POZ będzie miał pacjentów, a koronera nie będzie, obowiązek ten przerzucany będzie na pogotowie.
Zdaniem Piotra Dymona powinna być to dodatkowa możliwość – każdy kierownik powinien sam decydować, czy chce wziąć na siebie ten obowiązek – i raczej dotyczyć tylko sytuacji, gdy pacjent umrze w czasie resuscytacji.
– W przeciwnym razie skończy się tak, że system ratownictwa będzie łatał kolejne dziury, także w tym zakresie – mówi.

Znajdą się chętni?

W obliczu braków kadrowych, z jakimi boryka się system ochrony zdrowia, naturalnie nasuwają się wątpliwości, czy znajdą się chętni na koronerów, zwłaszcza że zgodnie z projektem mogą to być tylko lekarze określonych specjalizacji. Dlatego właśnie – w opinii Piotra Dymona – rozwiązaniem byłoby powierzenie tej funkcji również ratownikom.
– Oczywiście po postawieniu realnych wymagań, takich jak kursy, odpowiedni staż pracy, wyższe wykształcenie – dodaje.
Jacek Krajewski ma jednak wątpliwości. – Wydaje się, że sposób przygotowania ratowników do zawodu przewiduje możliwość stwierdzenia zgonu, czyli ustania czynności życiowych, ale koroner ma też inne zadania, np. zbadanie, czy zgon nastąpił z naturalnych przyczyn. Dlatego byłbym ostrożny, choć nie wykluczam, że jest to jakaś opcja – ocenia.
Jego zdaniem ze znalezieniem chętnych lekarzy rzeczywiście może być kłopot. Ma jednak nadzieję, że ułatwi to sformalizowanie tej funkcji i opisanie jej w ustawie. Jak przyznaje, bardziej niepokoi go przepis, zgodnie z którym jeśli administracja nie może znaleźć koronera, wskazuje go izba lekarska.
– To przerzucanie odpowiedzialności na samorząd lekarski. Izby mogą opiniować kandydatów na koronerów, ale nie ich szukać – przekonuje.
Etap legislacyjny
Projekt w konsultacjach