Na koniec sierpnia 2019 r. w Polsce było 13,9 tys. placówek, o 522 mniej niż przed rokiem. W 2018 r. zniknęło ich 460.
ikona lupy />
DGP
Ustawa wprowadzająca zasadę apteka dla aptekarza, która weszła w życie w połowie 2017 r., zadziałała tak, jak przewidywano, jednak z opóźnieniem. Jeszcze przez kilka miesięcy otwierano więcej placówek niż zamykano, dopiero 2018 r. przyniósł odwrócenie trendu. Teraz aptek ubywa, i to coraz prędzej.
Zdaniem ekspertów to dopiero początek. Zgodnie z obowiązującymi od czerwca 2017 r. przepisami nową aptekę może prowadzić tylko farmaceuta lub farmaceuci w ramach wybranych spółek osobowych. W przypadku nowych placówek obowiązują kryteria geograficzno-demograficzne: 3 tys. mieszkańców w danej gminie na jedną aptekę oraz minimum 500 m odległości między sąsiadującymi placówkami. Jeśli jednak nowa apteka powstanie w odległości co najmniej 1 km od obecnie istniejącej, kryterium dotyczące liczby mieszkańców nie będzie obowiązywać.
– Nie można też w nieskończoność otwierać nowych aptek. Ich liczba w dużym stopniu jest uzależniona od liczby farmaceutów, których w Polsce brakuje – podkreśla Tomasz Leleno, rzecznik prasowy Naczelnej Izby Aptekarskiej.
W wielu miastach aptek jest też po prostu za dużo. Nie są w stanie ze sobą zdrowo konkurować, co przekłada się na ich rentowność, zwłaszcza w obliczu rosnących kosztów działalności. – Są miejsca, gdzie w promieniu kilkuset metrów zlokalizowanych jest 5–6 placówek. Już wiele miesięcy temu ostrzegaliśmy, że w tej sytuacji otwieranie nowych punktów mija się z celem. Nasze prognozy się sprawdziły, a rynek powoli się stabilizuje – wyjaśnia Tomasz Leleno.
Marcin Gawroński, dyrektor ds. współpracy z aptekami w firmie analitycznej IQVIA, dodaje, że kurczenie się rynku ma nie tylko ekonomiczne podłoże, ale też organizacyjne i strukturalne. Chodzi o konsolidację i optymalizację sieci aptek czy rozwój biznesu w internecie. Do tego dochodzą kwestie regulacyjne, czyli zwiększenie kontroli i ograniczenie eksportu równoległego. Zamykane są także szpitalne apteki, których nie chce nikt kupić.
Zdaniem ekspertów rynek może się skurczyć nawet do 11–12 tys. placówek, czyli osiągnąć poziom z lat 2004–2005. Zdaniem niektórych erkspertów nie byłoby to złe rozwiązanie. Zyskaliby właściciele aptek, bowiem konkurencja zmalałaby do zdrowego poziomu, zyskaliby też klienci, którzy mogliby liczyć na podniesienie jakości obsługi. Dziś na jedną aptekę przypada średnio 1,78 farmaceuty. Tymczasem średnia w krajach UE wynosi 2,97.
Eksperci wskazują na jeszcze jeden pozytyw – dziś apteki, jeśli już powstają, to tam, gdzie ich faktycznie brakuje. We wsiach i w mniejszych miejscowościach od 2017 r. przybyło ponad 300 placówek.
Znikające punkty sprzedaży leków