Brak zainteresowania lekarza, błędne diagnozy – niezależnie, czy płacimy za wizytę, czy robi to fundusz, wszędzie jest tak samo.
Z raportu „Prywatna oraz publiczna służba zdrowia – opinie Polaków nt. jakości świadczonych usług” na zlecenie Centrum Medycznego Damiana wynika, że o korzystaniu z prywatnej opieki medycznej decyduje tylko brak kolejek. Nie jakość.
Na zdrowie z własnej kieszeni wydajemy rocznie ponad 45 mld zł. Choć głównie na leki, to – jak wynika z badania GUS – 60 proc. Polaków korzysta z prywatnej służby zdrowia. Niepubliczna przychodnia zapytała, z jakich powodów. Okazuje się, że nie otrzymujemy tam lepszej opieki. Liczy się fakt, że w ogóle ją otrzymujemy.
Powody korzystania z prywatnej opieki medycznej / DGP
Ankieterzy przeprowadzili pogłębione wywiady z ponad pół tysiącem osób. Na pytanie, dlaczego korzystasz z prywatnej służby zdrowia, badani odpowiadali zgodnie: jest szybciej. A poza tym czasem to jedyna szansa, żeby dostać się do specjalisty. Tak uważa 48 proc. badanych. Potem było długo, długo nic i dopiero na trzecim miejscu (po deklaracji, że korzystam z prywatnej opieki, bo mam taką ofertę od pracodawcy) znalazła się jakość. Ta okazała się istotna tylko dla co dziesiątego badanego. A opinię, że prywatnie mogę dostać się do lepszego lekarza, podzieliło tylko 3 proc. osób.
Z odpowiedzi ankietowanych wynika, że w obu rodzajach placówek – prywatnych i publicznych – nie są traktowani poważnie. Niemal 40 proc. badanych przyznawało, że doktor nie poświęca im zbyt dużo uwagi. A niemal co dziesiąty badany, który posiadał wykupioną prywatną opiekę, deklarował, że lekarz nie tylko nie angażuje się w rozwiązanie problemu zdrowotnego pacjenta, ale także nie przedstawia żadnego dobrego rozwiązania. I jak się okazuje, niemal takie same odczucia mamy niezależnie od tego, czy zapłaciliśmy za wizytę, czy nie. Odsetek tych, którzy uważają, że nie otrzymali trafnej diagnozy, również jest podobny w obu rodzajach placówek: ok. 35 proc. badanych przyznaje, że taka sytuacja zdarza się od czasu do czasu lub często zarówno w publicznej, jak i prywatnej służbie zdrowia.
I choć gdy zapłacimy za wizytę, lekarz może poświęcić nam więcej czasu i częściej wysyła na badania do specjalisty w celach profilaktycznych (14 proc. przekonywało, że publiczni nie robią tego nigdy), to zarówno prywatni specjaliści, jak i ci w placówkach z kontraktem NFZ mają kłopoty z komunikacją. Dowód? Ponad połowa pacjentów – niezależnie od tego, czy zapłacili za wizytę, czy nie – wskazała, że lekarze rzadko albo od czasu do czasu poświęcają czas na analizę wyników badań. Zaledwie 30 proc. spotyka się z tym często.
To zjawisko potwierdzają raporty OECD. Polska zawsze wypadała w nich na szarym końcu, jeżeli chodzi o umiejętność rozmowy i czas, który lekarze poświęcają chorym.
Według tych ostatnich zresztą nadal standardem jest to, że o raku dowiadują się na korytarzu od pielęgniarki. O efektach ubocznych leczenia doktor każe przeczytać w sieci, a jak badać piersi, obejrzeć na YouTubie. To wszystko doświadczenia z prywatnych placówek.
Wyniki badań Centrum Medycznego Damiana nie są zaskoczeniem dla Katarzyny Kolasy, kierownik zakładu ekonomiki zdrowia i zarządzania opieką zdrowotną Akademii Leona Koźmińskiego. – Prywatna opieka medyczna działa w oparciu o abonament, który bardzo się upowszechnił. Co działa na niekorzyść systemu. Przybywa pacjentów, na obsługę których jest coraz mniej czasu. Pieniędzy zaś już tak wiele nie przybywa z powodu ogromnej konkurencji. A administracja się rozrasta. To wszystko odbija się na jakości – dodaje.
I podkreśla, że zmiany w prywatnej opiece nastąpią dopiero wówczas, gdy zajdą także w publicznym sektorze. Tego nie ma jednak kto reformować. Dlatego i prywatna opieka się nie zmieni – „wie”, że chory nie ma alternatywy, dlatego nie ma bodźca do zrobienia rewolucji. – To nie jest tak, że lekarze nie interesują się problemem pacjenta. Niezależnie od miejsca przyjmowania nie mogą mu poświęcić tyle czasu, by zająć się nim kompleksowo – podkreśla Marek Kubicki, członek zarządu Centrum Medycznego Damiana. I choć, jak dodaje, badanie tego nie definiuje, to zakłada, że niezadowolone z obsługi były osoby, które odwiedziły doktora z powodu bardziej złożonego problemu zdrowotnego. – Wizyta pierwszorazowa, na której lekarz dopiero poznaje pacjenta i jego problem, powinna być dłuższa. W Polsce nie ma centralnej elektronicznej dokumentacji chorych, dostępnej niezależnie od placówki. Dlatego widząc go pierwszy raz – by wykonać dobrze swoją pracę – doktor powinien zrobić pogłębiony wywiad, a dopiero potem zająć się aktualnym czy najnowszym problemem. Podczas krótkiej wizyty z reguły starcza czasu na zajęcie się objawami. Ale zdarza się, że czasem doktor powinien zlecić dodatkowe badania i jeszcze raz spotkać się z chorym – wyjaśnia Kubicki. I podkreśla, że dlatego ważna jest ciągłość leczenia (ten sam lekarz), kompleksowość (kardiolog widzi, jakie leki lub rozpoznanie dał urolog czy diabetolog – m.in. po to, by uniknąć interakcji lekowych) oraz szybkość i dostępność do dodatkowej diagnostyki (zatrzymanie/identyfikacja problemu, zanim się rozwinie).
– Tego niestety często brakuje zarówno w publicznej, jak i prywatnej służbie zdrowia – twierdzi Marek Kubicki.
Ale zdaniem ekspertów niezależnie od jakości i tak będzie rósł popyt na niepubliczną opiekę. W zeszłym roku Polacy wydali na nią 46 mld zł. W tym roku zdaniem Polskiej Izby Ubezpieczeń kwota ta jeszcze wzrośnie. – Na wzrost wydatków wpływa inflacja, ale i coraz trudniejszy dostęp do specjalistów. Dziś na wizytę do nich czeka się średnio 3,8 miesiąca – wyjaśnia Dorota M. Fal z Polskiej Izby Ubezpieczeń. Powodem większego zainteresowania niepublicznymi placówkami jest też to, że do specjalisty można dostać się bez skierowania i nie czekać tak długo na badania jak w tych z kontraktem w NFZ. – Pacjent płaci i dostaje się do specjalisty lub robi potrzebne badania od razu – podkreśla Dorota M. Fal. To jej zdaniem przekłada się na lepszą jakość życia. Podkreśla, że prywatna opieka zdrowotna również ma swoje ograniczenia. Jest np. stosunkowo droga w przypadku leczenia immunologicznego, np. nowotworów. – Tu ciągle jest wiele do zrobienia – mówi, dodając, że potrzeby pacjentów z każdym rokiem rosną. Zaznacza też, że standardy publicznej opieki zdrowotnej są dobre, biorąc pod uwagę niskie nakłady. – Tu należy się ukłon w kierunku publicznej służby zdrowia i specjalistów, którzy w niej pracują. Nie można też zapominać o tym, że publiczna opieka zdrowotna stara się maksymalnie wykorzystać dostępne środki unijne. Dzięki nim poprawiają się infrastruktura i sprzęt – mówi Dorota M. Fal.