Resorty zdrowia i edukacji podrzucają między sobą problem dzieci przewlekle chorych. Kto ma podać leki, a kto zapłaci za szkolenie – resorty nie chcą wziąć odpowiedzialności.
Taki stan trwa ponad rok. I jest jedną z głównych przyczyn, dla których nadal nie wprowadzono ustawy o opiece medycznej nad uczniami.
– Jestem mamą 6-letniej dziewczynki chorej na cukrzycę typu 1. Nie chcę rezygnować z pracy, ale zdrowie i życie dziecka stawiam na pierwszym miejscu. Błagam, pozwólcie naszym chorym dzieciom na godne i bezpieczne warunki w przedszkolu i szkole. Nie skazujcie nas na rezygnowanie z pracy – napisała podczas konsultacji nad projektem ustawy o medycynie szkolnej do resortu zdrowia jedna z opiekunek dziecka z cukrzycą.
Ministerstwo Zdrowia chciało, by to nauczyciele mieli obowiązek opieki nad przewlekle chorymi dziećmi (np. podania leku). Przepis wywołał protest MEN, które uznało, że to zbyt wielka odpowiedzialność. MZ dodało więc, że nauczyciel może to robić, jeżeli się na to zgodzi (pisemnie).
Wpisano również „Dyrektor szkoły zapewnia pracownikom szkoły szkolenia lub inne formy zdobycia wiedzy na temat sposobu postępowania wobec uczniów przewlekle chorych lub niepełnosprawnych, odpowiednio do potrzeb zdrowotnych uczniów”. Ten zapis również wywołał wiele kontrowersji.
MEN pyta przede wszystkim, kto zapłaci za szkolenia. I podkreśla, że wprowadzenie zapisu „inne formy” może prowadzić do tego, że nauczyciele „w ramach np. samokształcenia będą pozyskiwać wiedzę z różnych źródeł o niepotwierdzonej jakości i skuteczności”. Zdaniem MEN zdobycie wiedzy powinno zostać potwierdzone certyfikatem. Oczywiście pod warunkiem, że nie będzie za to płacić szkoła, tylko resort zdrowia lub NFZ.
Również rzecznik praw dziecka wskazuje na nieprecyzyjność zapisów. Wice minister zdrowia Józefa Szczurek-Żelazko przekonuje, że szczegóły zostaną określone w osobnym obwieszczeniu. Zaznacza jednak, że będą to tylko zalecenia, a nie wymogi. MZ nie chce też ingerować, ile takie szkolenia miałyby trwać i czego konkretnie dotyczyć (bo to zależy od specyfiki danej placówki, a raczej jej potrzeb). Uwaga o finansowaniu nie została uwzględniona.
Obecnie wiele placówek działa intuicyjnie. Do jednego ze stołecznych przedszkoli przyjmowane są dzieci z cukrzycą, którym w zmierzeniu poziomu cukru czy przyjęciu leków pomagają nauczyciele. Żeby było to możliwe, co roku organizowane są szkolenia dla wychowawców. W przedszkolu nad menu czuwa zatrudniony na stałe dietetyk. A dyrekcja podpisuje umowę z rodzicami: nie tylko zgadzają się oni, by dozór nad chorobą ich dziecka przejęła kadra pedagogiczna, ale także zrzekają się roszczeń w razie skutków ubocznych działania insuliny. Szkolenia dla nauczycieli placówka organizuje w ramach własnego budżetu. Jak podkreśla w rozmowie z DGP Iwona Pielech, dyrektor przedszkola – inaczej nie byłoby możliwości przyjmowania dzieci z cukrzycą.
Ogólnopolska Federacja Organizacji Pomocy Dzieciom i Młodzieży Chorym na Cukrzycę krytykuje pomysł, by czynności związane z prowadzeniem choroby mogła wykonywać wyłącznie pielęgniarka, bo jest ona w placówce raz lub kilka razy w tygodniu. Organizacja postuluje ustawowe włączenie w proces nauczycieli. – W znakomitej większości rola nauczyciela sprowadzać się będzie do nadzoru nad samodzielnym wykonaniem pomiaru cukru czy podaniem insuliny przez ucznia, bowiem już dzieci 6-letnie potrafią te czynności wykonać – podkreśla federacja.