Od kilku do 60 proc. zwiększyła się liczba pacjentów przychodzących do specjalistów. Premiowane są pierwsze wizyty, co w niektórych placówkach ograniczyło dostęp dla chorych zgłaszających się po raz kolejny.
Od kilku do 60 proc. zwiększyła się liczba pacjentów przychodzących do specjalistów. Premiowane są pierwsze wizyty, co w niektórych placówkach ograniczyło dostęp dla chorych zgłaszających się po raz kolejny.
To efekt nowych przepisów, zgodnie z którymi placówki otrzymują dodatkowe środki za przyjmowanie pacjentów pierwszorazowych. Pierwsze konsultacje w poradniach udzielających porad z zakresów alergologii, endokrynologii, kardiologii i neurologii objęte są współczynnikiem korygującym w wysokości 1,4, co oznacza, że NFZ płaci za nie 40 proc. więcej niż za pozostałe świadczenia. Poza tym w tych dziedzinach medycyny, gdzie czas oczekiwania jest najdłuższy, premiowane jest skrócenie kolejek (po spełnieniu określonych warunków współczynnik wynosi tu 1,2).
/>
Dodatkowo NFZ płaci za nadwykonania (czyli świadczenia udzielone na kwotę wyższą niż przewidziana w kontrakcie) z pierwszego półrocza, a na trwający okres rozliczeniowy przeznaczył więcej środków dla ambulatoryjnej opieki specjalistycznej (AOS).
Na przykład mazowiecki NFZ sfinansował nadwykonania od stycznia do czerwca br. dla pacjentów pierwszorazowych na łączną kwotę 2 mln zł. Według wstępnych danych za wrzesień będzie to 600 tys. zł. W Małopolsce wartość zapłaconych nadwykonań w ramach świadczeń pierwszorazowych (również od stycznia do czerwca) wynosi 399 571 zł. Natomiast w okresie od lipca do września kwota nadwykonań planowanych do zapłaty wyniesie 612 261 zł.
Zgodnie z zamierzeniami miało to rozładować kolejki, jednak z wypowiedzi niektórych ekspertów wynika, że przyjmuje się nowych pacjentów, kosztem „starych”, bo choć są dodatkowe pieniądze, nie zwiększyła się liczba przychodni ani pracującego w nich personelu. Jak to realnie wygląda, do końca nie wiadomo, bo NFZ zbiera dane dotyczące czasu oczekiwania na pierwsze wizyty.
A te są optymistyczne. Widać, że zachęta finansowa zadziałała. W województwie opolskim w poradniach kardiologicznych liczba oczekujących od początku roku spadła o prawie 400 osób. Średni czas oczekiwania do poradni endokrynologicznych skrócił się o 38 dni (dla przypadków stabilnych), do poradni genetycznej – o 15 dni.
Na Podkarpaciu kolejki zmniejszyły się przede wszystkim do rezonansu magnetycznego, tomografii komputerowej oraz poradni chirurgii naczyniowej, chirurgii ogólnej dla dzieci, leczenia zeza, alergologicznych, dermatologicznych, logopedycznych, neurologicznych, otorynolaryngologicznych i urologicznych.
W Wielkopolsce najszybciej nastąpiła poprawa w terminach przyjęć do poradni: hematologicznej (o 45 proc.), gastroenterologicznej i reumatologicznej (po ok. 20 proc.). Poprawiła się także sytuacja najmłodszych – skróciły się kolejki do poradni dziecięcych.
W lubelskim poprawę widać m.in. w poradniach dermatologicznych, endokrynologicznych i neurologicznych. Z kolei w oddziale łódzkim największą poprawę mogli odczuć pacjenci poradni chorób naczyń, gdzie przyjęto o ponad 50 proc. więcej pacjentów niż w poprzednich miesiącach. Również tutaj – podobnie jak w innych województwach – poprawa jest zauważalna w kolejkach do specjalistów dziecięcych. Jedna z poradni kardiologicznych dla dzieci zmniejszyła o 22 proc. czas oczekiwania na pierwszą wizytę.
Tak wyglądają statystyki, zgodnie z którymi pacjenci powinni mieć powody do zadowolenia. Jednak nie pokazują one efektu, o jakim mówią szefowie placówek medycznych: że pacjenci pierwszorazowi – za których poradnie dostają więcej pieniędzy – wypychają z kolejki tych czekających na kolejną wizytę.
– Efekt premiowania pierwszych wizyt jest taki, że pozostali chorzy są przesuwani na później. Mamy przecież taką samą liczbę poradni, kadry, pielęgniarek. Większa liczba pacjentów pierwszorazowych powoduje więc dłuższy czas oczekiwania dla tych, którzy mają kolejne wizyty. To takie mieszanie w pustej szklance – uważa Mariusz Wójtowicz, prezes zarządu Szpitala Miejskiego w Zabrzu, członek zarządu Polskiej Federacji Szpitali.
O terminie przyjęcia chorego kontynuującego leczenie decyduje lekarz w zależności od jego stanu zdrowia i potrzeby kontroli – może być to tydzień, ale może być pół roku lub w ogóle pacjent zostaje przekazany do podstawowej opieki zdrowotnej (POZ). Dlatego nie wszystkie poradnie weszły w ten system.
– Nie mamy kadry. Mogliśmy przyjmować w dodatkowym czasie, ale lekarze nie chcieli. Innego rozwiązania nie było, w innym przypadku bowiem wydłużyłoby to kolejki na wizyty kontrolne – mówi Adam Zapaśnik, kierownik gdańskiej przychodni Balitmed.
Zdaniem Adama Kozierkiewicza, eksperta ochrony zdrowia, system powinien w jakiś sposób premiować nowych pacjentów, bo sami specjaliści jeżeli mogą wybrać, zawsze będą woleli przyjąć pacjenta na drugą i kolejną wizytę, która jest zazwyczaj mniej kosztochłonna i mniej pracochłonna (nie trzeba wykonywać dodatkowych badań diagnozujących).
– Na pierwszej wizycie trzeba sprawdzić, co konkretnie dolega pacjentowi, i ustalić, jak ma wyglądać leczenie, kolejne wizyty zazwyczaj mają charakter kontrolny – dodaje.
Jednak w jego ocenie zmiana, którą wprowadził NFZ, to doraźne rozwiązanie problemu.
– Na pewno poprawiła dostęp pacjentów pierwszorazowych do specjalistów, co jest istotne. Taki pacjent potrzebuje szybkiej diagnozy, a kontynuacja leczenia powinna być prowadzona u lekarza pierwszego kontaktu – tłumaczy Kozierkiewicz.
Jak wynika z informacji DGP, taki właśnie ma być model docelowy: specjaliści mają głównie stawiać diagnozy i ustawiać leczenie, a dalszą opiekę mieliby przejąć lekarze rodzinni. Dlatego resort zdrowia rozważa kolejną zmianę – już nie zachęty finansowej za przyjmowanie nowych chorych, tylko zmniejszenia finansowania za pacjentów, którzy przychodzą kolejny raz.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama