NFZ i MZ z jednej strony dosypują pieniędzy, z drugiej wprowadzają ostrzejsze kryteria dostępu.

Zabieg usunięcia zaćmy ma być dostępny tylko wtedy, kiedy „upośledzenie wzroku istotnie wpływa na możliwości wykonywania czynności życia codziennego lub zawodowego, a satysfakcjonująca poprawa widzenia nie może być osiągnięta za pomocą okularów lub soczewek kontaktowych”. To podstawowa zasada ustalona przez zespół przy ministrze zdrowia, który opracował standardy kwalifikacji do operacji.

Do tej pory skierowanie na zabieg wydawał okulista, a pacjent wybierał dowolną placówkę. Teraz na listę oczekujących będzie mógł wpisać chorego tylko specjalista z ośrodka, w którym dana osoba miałaby być operowana. Wizyta kwalifikacyjna będzie musiała się odbyć najpóźniej 30 dni od zgłoszenia się do ośrodka. Przy okazji zaostrzone zostaną kryteria uprawniające do bezpłatnego zabiegu: będzie on dotyczył tylko osób, których ostrość wzroku jest niższa niż 60 proc. widzenia do dali. Obecnie takich wytycznych nie ma. Operuje się wtedy, gdy lekarz i pacjent stwierdzą, że jest na to odpowiedni moment.

Wprowadzenie zasad ograniczających zabiegi budziło najwięcej kontrowersji. Próbował je wprowadzić jeszcze minister Bartosz Arłukowicz. Po licznych protestach się z tego wycofał. Teraz w trakcie konsultacji Zarząd Polskiego Towarzystwa Okulistycznego argumentował, że ostrość wzroku nie powinna być wskazaniem do zabiegu. Powód: to wykluczałoby część chorych, dla których nawet utrata wzroku mniejsza niż 40 proc. stanowi realne utrudnienie w życiu.

Dlatego ostatecznie do standardów, które wypracował zespół działający przy ministrze, wpisano wyjątki. Kryterium ostrości nie liczy się, jeżeli np. zaćma stanowi przeszkodę w diagnostyce i leczeniu innych schorzeń oka czy też w przypadku kierowców zawodowych, osób z udokumentowanym upośledzeniem umysłowym oraz chorobami psychicznymi.

Jak przekonywał prof. Marek Rękas, konsultant w dziedzinie okulistyki, który jest jednym z głównych autorów zmian, taka rewolucja jest potrzebna, bowiem uporządkuje system. Z danych zebranych w Klinice Okulistyki Wojskowego Instytutu Medycznego wynika, że 83 proc. pacjentów, u których w 2017 r. wykonano operację, miało ostrość wzroku wyższą niż 60 proc. Zdaniem konsultanta w dziedzinie okulistyki robienie operacji, kiedy wzrok jest jeszcze relatywnie dobry (uważa się, że codzienne życie utrudnia ostrość poniżej 50 proc.), to zły pomysł. I choć większości chorych poprawia ona widzenie, to w 30 proc. przypadków dochodzi do powikłań. Część z nich szybko znika, jednak są i takie, które powodują pogorszenie wzroku.

Przy okazji NFZ wprowadza jeszcze kilka zmian organizacyjnych: lekarze będą musieli sprawozdawać jakość leczenia: ostrość wzroku pacjenta przed operacją i po niej, a także ewentualne powikłania. Dzięki temu będzie wiadomo, które ośrodki leczą najlepiej. Docelowo ma to służyć wprowadzeniu nagród w postaci wyższego finansowania dla najlepszych.

Fundusz także chce podzielić płatność za zabieg: obecnie daje pieniądze w pakiecie – za usunięcie zaćmy i wizytę kontrolną. Po zmianach 80 proc. kwoty przeznaczone byłoby na zabieg, a 20 proc. na kontrolę. Płatność byłaby uzależniona od tego, czy wykonano obie czynności w tym samym ośrodku.

Wszystko to ma ograniczyć wyjazdy Polaków na leczenie do Czech. Umożliwia to dyrektywa transgraniczna.

Na osłodę NFZ wprowadzi soczewki korygujące wzrok dla chorych, którzy mają astygmatyzm powyżej dwóch dioptrii. Obecnie wszyscy pacjenci otrzymują standardową soczewkę. Nie mają nawet możliwości dopłacić do takiej, która korygowałaby np. wadę wzroku.

Za zmianami ma iść także lepsze finasowanie. Plan jest taki, żeby skrócić kolejki mniej więcej o 20 proc. i przy okazji poprawić pozycję Polski w rankingach. Kolejki do zaćmy to jeden z podstawowych wskaźników oceny jakości systemu opieki zdrowotnej.