Budzący kontrowersje pomysł ograniczenia listy produktów dopuszczonych do obrotu pozaaptecznego upadł. Poinformowało o tym oficjalnie Ministerstwo Zdrowia. Właściciele sklepów spożywczych i stacji benzynowych mogą więc odetchnąć z ulgą. Farmaceuci za to nie kryją żalu. Część z nich czuje się przez resort oszukana.

Na przełomie 2016 i 2017 r. do konsultacji trafił projekt nowelizacji rozporządzenia w sprawie kryteriów klasyfikacji produktów leczniczych, które mogą być dopuszczone do obrotu w placówkach obrotu pozaaptecznego oraz punktach aptecznych. Przewidywał, że poza aptekami sprzedawanych mogłoby być 18 substancji leczniczych, zamiast obecnych 52. Ograniczone zostałyby też dostępne w sklepach i na stacjach benzynowych dawki. Polacy nie kupiliby więc już opakowania zawierającego np. 60 tabletek, lecz jedynie takie, w których znajdowałoby się ich kilka. Tak by uśmierzyć nagły ból.
Szybko podniosło się larum. Organizacje przedsiębiorców, jedna po drugiej, przestrzegały, że po wejściu w życie nowych przepisów ceny leków wzrosną. Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych, na łamach DGP wskazywał, że wieś pozostanie bez leków. A to dlatego, że na terenach wiejskich często działa np. jedna apteka, która nie zawsze jest czynna. I odebranie prawa do sprzedawania wielu leków przeciwbólowych w sklepach utrudniłoby dostęp do medykamentów.
Z drugiej strony zmian domagał się samorząd aptekarski. Postulaty te popierał także Główny Inspektorat Farmaceutyczny. Powód jest prozaiczny: inspektorzy mają wielki problem z kontrolą obrotu pozaaptecznego. Pomijając dyskusyjną kwestię, czy w ogóle mogą przyjść służbowo do sklepu spożywczego, chodzi o prostą statystykę. Sklepów i stacji benzynowych, gdzie mogą być sprzedawane leki, jest w Polsce ok. 360 tys. Inspektorów farmaceutycznych 120. Z wyliczeń Naczelnej Izby Aptekarskiej wynika, że inspekcja by skontrolować wszystkie placówki obrotu pozaaptecznego chociaż raz, potrzebowałaby 1200 lat.
Resort zdrowia ostatecznie postanowił się wycofać z projektowanych zmian.
„Podmioty zgłaszające uwagi podnosiły, że wejście w życie zaprojektowanych kryteriów stanowiłoby istotną przeszkodę dla zachowania ciągłości prowadzenia działalności przez licznych przedsiębiorców. Minister Zdrowia uznał tę argumentację za częściowo zasadną, gdyż korzyści jakie mógłby odnieść rynek obrotu pozaaptecznego, w tym przede wszystkim pacjenci, byłyby zdecydowanie mniejsze, aniżeli możliwe negatywne konsekwencje, jakie mogłyby dotknąć polskich drobnych przedsiębiorców” – stwierdził wiceminister zdrowia Marek Tombarkiewicz w odpowiedzi na interpelację poseł Ewy Malik. I dodał, że proponowane obniżenie dopuszczalnych w obrocie pozaaptecznym dawek leków przeciwbólowych do minimalnych umożliwiłoby pozostanie na rynku tylko części z obecnych produktów leczniczych jednego czy dwóch producentów.
„Taki stan rzeczy wzbudził sprzeciw innych producentów leków, zaś Minister Zdrowia stał się adresatem zarzutów o zamiar ukonstytuowania stanu nierównego traktowania podmiotów” – wyjaśnił Tombarkiewicz.
Aptekarze nie kryją rozgoryczenia. – Wstrzymanie przez Ministerstwo Zdrowia prac nad projektem zmian w obrocie pozaaptecznym to decyzja, która cofa nas o co najmniej kilka miesięcy w rozwiązaniu poważnego problemu, jakim są leki sprzedawane promocyjnie i w charakterze „przykasówki” na stacjach benzynowych czy przechowywane latem „na szybie” kiosku – komentuje Łukasz Waligórski, redaktor naczelny portalu mgr.farm i członek Naczelnej Rady Aptekarskiej.
Jego zdaniem stworzony projekt nie był doskonały i rzeczywiście wymagał korekt. Ale należało kontynuować nad nim prace, a nie wyrzucić całość do kosza.
Łukasz Waligórski przekonuje też, że uzasadnienie zaniechania dalszych prac problemami polskich przedsiębiorców jest co najmniej zaskakujące. – A co z negatywnym wpływem leków przechowywanych niezgodnie z przepisami i sprzedawanych przez niewykwalifikowany personel na zdrowie Polaków? – pyta.