Przez dekady walczył z bólem i bezradnością systemu. Dziś mówi jedno: „Podlasie dwa razy uratowało mi nogę”.

Wypadek, który zmienił życie Andrzeja Jaroszewicza

Wszystko zaczęło się 52 lata temu, podczas Rajdu Tulipana w NRD. Młody, energiczny kierowca Andrzej Jaroszewicz prowadził samochód, który na jednym z odcinków uderzył w drzewo. On sam doznał otwartego złamania nogi, a pilot wyszedł niemal bez szwanku. Trafił do niemieckiego szpitala powiatowego, gdzie lekarze od razu chcieli amputować kończynę.

Nie znał niemieckiego, więc podpisał zgodę na operację nie wiedząc, że to amputacja powyżej kolana. Uratował go przypadek – i czujność polskiego konsula, który przybył w ostatniej chwili. „Przeczytał dokument, zbladł i powiedział, że podpisuję zgodę na ucięcie nogi” – wspomina dziś Jaroszewicz.

Pierwszy cud: profesor z Podlasia uratował nogę

Dzięki interwencji konsula Jaroszewicz został przetransportowany do Polski. Operacji podjął się prof. Donat Tylman, wybitny ortopeda – również pochodzący z Podlasia. To on po raz pierwszy uratował mu nogę.

„Masz nogę zrobioną, 15 lat masz spokój. Co będzie potem, nie wiem, ale pewnie wymyślą sztuczny staw kolanowy” – miał powiedzieć profesor po zabiegu.

I faktycznie – przez lata noga, choć bolała, pozwalała mu normalnie żyć. Ale z czasem zaczęły się problemy. Ból narastał, kolano sztywniało, a kolejni lekarze w Warszawie proponowali tylko jedno: kolejne operacje.

Lata bólu, sześć operacji i zakażenie gronkowcem

W warszawskich szpitalach przeszedł kolejne zabiegi, w tym wymianę stawu kolanowego. To wtedy doszło do zakażenia szczepem szpitalnym gronkowca złocistego. „Żadne antybiotyki nie działały” – wspomina. Lekarze usunęli endoprotezę i wstawili tzw. spacer – tymczasową protezę z tworzywa nasyconego antybiotykiem.

Nie pomogło. Ból był nie do zniesienia. Po kilku miesiącach kolejny ośrodek zaproponował całkowite usztywnienie kolana. „Dwa lata chodziłem ze sztywną nogą. Nie mogłem jeździć autem ani latać samolotem” – opowiada rajdowiec.

Lekarze z USK w Białymstoku pokazują przypadek Andrzeja Jaroszewicza
ikona lupy />
Lekarze z USK w Białymstoku pokazują przypadek Andrzeja Jaroszewicza / Materiały prasowe / Uniwersytecki Szpital Kliniczny w Białymstoku

Ostatnia nadzieja: „W Białymstoku robią cuda”

Przełom przyszedł dzięki radzie znajomego. „Kolega z Gdańska zapytał: a ty byłeś w Białymstoku? Tam cuda robią” – wspomina Jaroszewicz. Tak trafił do Kliniki Ortopedii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.

Najpierw lekarze zoperowali jego lewą nogę, aby przygotować ją do rehabilitacji. Potem przyszła pora na prawą – tę sztywną, z dawnymi zrostami i infekcjami.

Operacja, której nikt nie chciał się podjąć

Zabieg był niezwykle ryzykowny. Prowadził go dr Jan Kiryluk, kierownik Kliniki Ortopedii USK, z asystą dr Thomasa Wenty.
„Pacjent nie mógł chodzić, skarżył się na ból, miał zaburzenia biomechaniki chodu” – mówi dr Kiryluk.

Jaroszewicz podpisał zgodę nawet na amputację, uznając, że to lepsze niż życie z wyprostowanym kolanem.
„Po analizie ewentualnych powikłań, pacjent się zgodził. Wiedział, że to jego ostatnia szansa” – dodaje lekarz.

„Największą trudnością w tym zabiegu było usunięcie gwoździa” – wspomina dr Thomas Wenta. „Kiedy wykonaliśmy osteotomię, udało się zgiąć nogę. Ale wszystkie ścięgna i więzadła były napięte jak struny”.

Cztery godziny walki o ruch w kolanie

Operacja trwała ponad cztery godziny. Lekarze usunęli zrosty, blizny, a także metalowy gwóźdź z kości. Następnie założyli pierwotną protezę kolana, czyli taką, jaką zwykle zakłada się przy pierwszym zabiegu (a nie „rewizyjną”).

To ogromne wyzwanie chirurgiczne – większość tego typu operacji w Polsce kończy się koniecznością amputacji.
„Takie zabiegi wykonuje się niezwykle rzadko” – przyznaje dr Kiryluk. „To była pierwsza tego typu operacja w naszym szpitalu”.

Andrzej Jaroszewicz po operacji w USK w Białymstoku
ikona lupy />
Andrzej Jaroszewicz po operacji w USK w Białymstoku / Materiały prasowe / Uniwersytecki Szpital Kliniczny w Białymstoku

Efekt? Kolano znów się zgina

Po operacji noga zaczęła się zginać – dziś w zakresie prawie 90 stopni. „Parametry zapalne spadają i jest duża szansa, że pacjent będzie bardzo zadowolony” – mówi dr Kiryluk.

Pacjent przeszedł badanie biomechaniki chodu – wynik potwierdził sukces. „To spektakularny przypadek” – podkreślają lekarze.

„Poprawa jest zdecydowana. I proszę zobaczyć – historia zatoczyła koło. Profesor Tylman był z Podlasia, teraz lekarze z Podlasia znów uratowali mi nogę” – mówi wzruszony Jaroszewicz.

7 listopada Jaroszewicz został wypisany ze szpitala. Uśmiechnięty, poruszający się o własnych siłach, już planuje powrót do pasji. „Pierwszy plan? Pościgać się z kolegami samochodem” – żartuje.

Białystok na mapie polskiej ortopedii

W Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku ortopedzi wykonali w tym roku:

  • ponad 900 operacji endoprotez kolan i bioder,
  • 100 endoprotez kończyn górnych,
  • ponad 200 rewizji – czyli operacji naprawczych po zabiegach wykonanych w innych ośrodkach.

W tym gronie był właśnie Andrzej Jaroszewicz. Szpital staje się jednym z najważniejszych ośrodków ortopedii w Polsce. Zespół dr. Kiryluka specjalizuje się w przypadkach, których inni lekarze się nie podejmują.

Kim jest Andrzej Jaroszewicz?

Syn byłego premiera PRL Piotra Jaroszewicza. Kierowca rajdowy, zwycięzca Rajdu Warszawskiego (1975) i Rajdu Polski (1976).
Odznaczony m.in.:

  • Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski,
  • Srebrnym Krzyżem Zasługi,
  • Medalami „Za wybitne osiągnięcia sportowe”.