W czwartek sejmowa komisja zdrowia rozpatrywała projekt przewidujący, że antykoncepcyjne pigułki "dzień po" będą sprzedawane jedynie na receptę. Ta sama nowelizacja ma też wprowadzić przepisy ułatwiające dostęp do niestandardowej terapii w sytuacjach zagrożenia zdrowia i życia, jednak dyskusja posłów skupiła się na przepisach dotyczących antykoncepcji.
Obrady miały burzliwy przebieg, w ich trakcie przewodniczący komisji Bartosz Arłukowicz ogłosił 10 minut przerwę, by - jak mówił - uspokoić emocje. Ostatecznie po trzygodzinnej dyskusji posiedzenie komisji zostało przerwane.
Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł przedstawiając projekt, ocenił, że wprowadzenie dostępności pigułek "dzień po" jedynie na receptę "przywraca pewną normalność". "Rozwiązanie to umożliwi pacjentkom zasięganie opinii lekarza, uzyskanie porady, czy preparaty te nie wpływają negatywnie na zdrowie" – przekonywał.
Zwracał uwagę, że obecnie wszystkie hormonalne leki antykoncepcyjne są dostępne na receptę. Powołując się na opinie Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych i Europejskiej Agencji Leków, wskazał, że hormonalne leki antykoncepcyjne to "środki o działaniu silnym, potencjalnie niebezpieczne, wchodzące w wiele interakcji".
Radziwiłł przekonywał, że preparat "dzień po" może "w zależności od momentu, w którym został przyjęty, oznaczać, że dalszy rozwój ciąży nie jest możliwy". Zdaniem ministra stosowanie tej pigułki może być niebezpieczne. Przypomniał, że na receptę dostępne są także inne leki, które należy przyjąć jak najszybciej, np. ratujące życie pacjentów, którzy wchodzą we wstrząs anafilaktyczny.
Bernadeta Krynicka (PiS) dziękowała ministrowi zdrowia za działania, które ograniczą młodym dziewczynom dostęp do tabletki "dzień po". "W tej chwili jest parodia: każde inne leki antykoncepcyjne w tym kraju są na receptę, a tabletka dostępna dla piętnastolatki – bez" – mówiła.
Krzysztof Ostrowski (PiS) przekonywał, że tabletka ellaOne ma również działanie wczesnoporonne. "Sam byłem kilka razy świadkiem, jak panie w aptekach kupowały ten lek po prostu garściami" – powiedział. "Oczywiście, że mamy demokrację, mamy wolność, ale ta wolność musi być sensownie używana, musimy się opowiedzieć czy jesteśmy za życiem, czy jesteśmy za śmiercią" – dodał.
Krytycznie projekt oceniali posłanki i posłowie opozycji. Zwracali m.in. uwagę, że po wprowadzeniu nowych przepisów kobiety mogą nie mieć możliwości uzyskania recepty w czasie, który zagwarantuje skuteczność stosowania tabletek. Przekonywali, że może to doprowadzić do zwiększenia liczby aborcji.
"Zlikwidowaliście in vitro, likwidujecie standardy opieki okołoporodowej, zabieracie dostęp do antykoncepcji awaryjnej, promujecie środki na erekcję, promujecie stosowanie klauzuli sumienia, robicie internetowy kalendarzyk małżeński za 3 mln zł" – mówiła Monika Wielichowska z PO. "Wracamy do średniowiecza, nowoczesną medycynę XXI w. zastępuje ideologia" – dodała.
Głos na posiedzeniu komisji zabierali także m.in. organizatorki tzw. czarnego protestu i działacze pro-choice. "Nie chcecie aborcji, straszycie cały czas całkowitym zakazem, ale robicie wszystko, żeby kobiety stały przed takimi wyborami. Zabieracie nam ratunek, nie traktujecie nas jak ludzi" - mówiła jedna z działaczek.
Posłowie opozycji pytali ministra, czy podtrzymuje deklarację, że nie przepisałby pigułki "dzień po" także zgwałconej kobiecie. "Mam nadzieję, że przyjdzie czas, że pan przeprosi za te słowa (...). Ja się nigdy w życiu nie spodziewałem tego typu słów z ust ministra, polityka, ojca" – mówił Arłukowicz.
"Nie widzę żadnych okoliczności, żeby zabić dziecko, niezależnie od tego, w jakich okolicznościach ono się poczęło. To jest moje stanowisko. I jeżeli chodzi o moje rodzinne sprawy, to ktoś się pytał, czy mam córkę – mam cztery córki i jeszcze dużo więcej wnuczek. I w każdym takim przypadku – oświadczam to uroczyście – gdyby doszło do takiego strasznego nieszczęścia, o jakim państwo mówią, to z całą pewnością otoczyłbym miłością swoje dziecko i swojego wnuka" – powiedział Radziwiłł. Część posłów PiS wypowiedź ministra przyjęła oklaskami.
"To jest moje stanowisko. To nie ma nic wspólnego z moją funkcją. Mam prawo do tego, żeby trzymać się swojego sumienia i nie zostawiać (...) go przed gabinetem" – dodał Radziwiłł.
Posłanka Elżbieta Radziszewska (PO) pytała ministra o przypadki powoływania się przez aptekarzy na klauzulę sumienia i podkreślała, że takie działania nie są zgodne z prawem. Zwracała uwagę, że leki hormonalne mogą być przepisywane pacjentkom z różnych przyczyn, nie tylko w celu antykoncepcyjnym.
"Jeżeli chodzi o kwestię klauzuli sumienia aptekarzy - nie planujemy w najbliższym czasie żadnej regulacji w tym zakresie" - odpowiedział minister.
Projekt, którym zajmowała się komisja - poza regulacją dotyczącą antykoncepcji - zakłada też wprowadzenie procedury ratunkowego dostępu do technologii lekowych w sytuacji, gdy u ciężko chorego pacjenta wyczerpano już wszystkie możliwe dostępne technologie medyczne finansowane ze środków publicznych, a zastosowanie nowej terapii jest uzasadnione i wynika ze wskazań aktualnej wiedzy medycznej.
Minister zdrowia będzie mógł wydać indywidualną zgodę na pokrycie kosztu leku, który w danym wskazaniu medycznym nie jest finansowany ze środków publicznych (ale jest dopuszczony do obrotu i dostępny na rynku). Zgoda będzie wydawana na trzy miesiące lub trzy cykle leczenia, przewidziano jednak uproszczone zasady finansowania kontynuacji terapii, jeśli jej skuteczność zostanie potwierdzona przez lekarza.
Radziwiłł wskazał, że obecnie w wielu nietypowych sytuacjach Minister Zdrowia nie miał narzędzia, by indywidualnie sfinansować tego typu procedury. "Uzupełniamy to brakujące ogniwo systemu leczenia pacjentów" – ocenił.
W projekcie zaproponowano też m.in. możliwość wydania decyzji o finansowaniu leków, które czasowo są niedostępne w Polsce, ale są sprowadzane z zagranicy w trybie importu docelowego. Ma to pozwolić na sfinansowanie terapii, gdy lek jest tymczasowo niedostępny w Polsce, mimo że ma ważne pozwolenia na dopuszczenie do obrotu.