Z powodu spadku liczby zamówień na kolei i w budownictwie firmy startują w przetargach na zlecenia drogowe.
W trzech przetargach na budowę trasy ekspresowej S8 z Wrocławia w kierunku Kłodzka – od Kobierzyc do Łagiewnik – wystartowała duża liczba firm – aż po 12–13 na każde postępowanie. Dodatkowo firmy ostro walczą ze sobą cenami, które wahają się między 52 proc. a 59 proc. wartości kosztorysu Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Przykładowo w przypadku odcinka S8 z Jordanowa Śląskiego do Łagiewnik (11 km) najtańsza propozycja opiewa na 355 mln zł. Tymczasem zamawiający zamierzał przeznaczyć na sfinansowanie zamówienia prawie 678 mln zł. Dużą liczbę zgłoszeń i niskie oferty odnotowywano też w przypadku innych tegorocznych przetargów GDDKiA.
Z jednej strony drogowa dyrekcja może się cieszyć, bo dzięki niższym ofertom mogą powstać oszczędności. Z drugiej strony takie tańsze propozycje rodzą ryzyka. Tomasz Żuchowski, szef GDDKiA, mówił wręcz, że niepokoi go takie hazardowe podejście do przygotowania ofert. – Z walką o kontrakty wiążą się odwołania, przeciąganie w czasie rozstrzygnięć przetargów, a w przyszłości możemy mieć powtórkę z rozwiązywania umów. Po raz kolejny proszę o dobrze przemyślane i skalkulowane oferty – apelował na ostatnim spotkaniu z branżą budowlaną. Drogowcy zapewniają, że przed wyborem będą szczegółowo sprawdzać, czy zgłoszone ceny nie są rażąco niskie.
Tak duża liczba propozycji i oferowane niskie kwoty to skutek braku zleceń na rynku budowlanym. – Silna konkurencja cenowa w segmencie drogowym jest pokłosiem dekoniunktury w sektorze budownictwa, z którą firmy budowlane mierzą się od ponad roku. Z powodu braku nowych zleceń o dużej wartości w segmencie kolejowym i energetycznym aktywność największych spółek kanalizuje się w tych obszarach rynku, w których proces inwestycyjny toczy się w relatywnie dobrym tempie, czyli właśnie na drogach – mówi Damian Kaźmierczak z Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. Zaznacza, że kosztorys GDDKiA nie powinien stanowić dla nikogo wyroczni przy ocenie szacunkowego kosztu budowy odcinka drogi ekspresowej czy autostrady. Eksperci podkreślają, że oferty na poziomie 50–60 proc. kosztorysu niekoniecznie muszą być zaniżone, bo przetargi były ogłaszane w inflacyjnym szczycie.
– Tym niemniej jest aż nadto widoczne, że wielu wykonawców decyduje się na agresywne ofertowanie, które ma przybliżyć ich do zdobycia kontraktu i zapewnić komfort funkcjonowania z pełnym portfelem zamówień w kolejnych latach. W takich warunkach rośnie ryzyko pogorszenia wyników finansowych dużych grup budowlanych w perspektywie dwóch–trzech lat, tym bardziej że wciąż nierozwiązanym problemem w kontraktach w toku pozostaje rekordowy poziom kosztów budowy po wybuchu wojny w Ukrainie – dodaje Kaźmierczak.
W jego ocenie do walki cenowej w segmencie drogowym nie doszłoby, gdyby do Polski na czas trafiły pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy, a spółka PKP Polskie Linie Kolejowe miała przygotowany mechanizm finansowania pomostowego do momentu napływu nowych funduszy z budżetu UE 2021–2027. Przez brak pieniędzy kolejarze mogli w tym roku rozstrzygnąć tylko pojedyncze przetargi. Wiosną dwie organizacje branżowe zaproponowały zmiany w mechanizmie finansowania inwestycji kolejowych, które byłyby zbliżone do zasad obowiązujących przy rządowych inwestycjach drogowych. Zmiany pozwoliłyby zasypać dziurę w zamówieniach na styku dwóch perspektyw UE. Jak powiedział nam kilka dni temu Andrzej Bittel, wiceminister infrastruktury, przedstawiona propozycja odpowiednich zmian w ustawie o Funduszu Kolejowym jest analizowana przez rząd.
– Na rynku rzeczywiście nie ma nadmiaru kontraktów budowlanych. Obyśmy wrócili do spokojniejszych czasów. To będzie lepsza sytuacja dla wszystkich – zarówno dla zamawiających, jak i dla wykonawców – mówi Piotr Kledzik, prezes polskiego oddziału firmy PORR. Dodaje, że pewne nadzieje można wiązać ze spodziewanym ożywieniem w branży budownictwa mieszkaniowego, do czego ma się przyczynić uruchomienie rządowego programu „Bezpieczny kredyt 2 procent”.
Damian Kaźmierczak ocenia, że ewentualnej poprawy nastrojów w budownictwie należy się spodziewać nie wcześniej niż w 2024 r., kiedy powinny przyspieszyć inwestycje infrastrukturalne współfinansowane ze środków unijnych. Jego zdaniem do tego dołoży się poprawa warunków realizacji inwestycji komercyjnych, w tym zwłaszcza mieszkaniowych, w których widać już pierwsze oznaki nieśmiałego ożywienia. ©℗