Za kilka tygodni w kraju pojawi się kilkaset kilometrów jezdni, za które nikt nie będzie się czuł odpowiedzialny. Trzeba je będzie komuś „sprzedać”.
Samorządy szykują się do rozgrywki pomiędzy sobą o to, kto powinien zająć się niechcianymi drogami – czyli komu można będzie podrzucić niechciane jajo. 8 lipca wejdzie w życie nowelizacja ustawy o drogach publicznych, która wprowadza tzw. kaskadowe przekazywania sobie dróg przez ich zarządców. W uproszczeniu oznacza to tyle, że gminy, powiaty i województwa będą mogły przekazywać sobie nawzajem odcinki dróg w sytuacji, gdy uznają, że ich nie stać na ich utrzymanie lub gdy dojdą do wniosku, że kto inny powinien nimi zarządzać. Spory są nieuniknione, a ich rezultatem może być chaos drogowy.
Do tej pory jest tak, że po wybudowaniu np. nowego odcinka autostrady albo drogi ekspresowej stara, równoległa droga krajowa z mocy prawa staje się drogą gminną i przechodzi na utrzymanie władz lokalnych. Ale samorządy zwykle dróg w utrzymanie brać nie chciały, twierdząc, że ich na to nie stać. Po zmianie przepisów droga, zamiast do gminy, trafi do samorządu województwa. Ten jednak swój odcinek drogi o proporcjonalnej długości (ustawa nie precyzuje, wobec czego proporcjonalnej) będzie mógł scedować na powiat. A ten będzie mógł zrobić to samo i przekazać swoją drogę gminie.
Nowe przepisy dają gminom jedną istotną furtkę. W terminie 90 dni od dnia wejścia w życie znowelizowanej ustawy będą mogły pozbyć się dróg, które otrzymały w spadku od poprzedniego zarządcy. Wówczas trafią one do władz województw. A jest tego sporo – tylko w okresie 2007–2014 aż 867 km dróg utraciło kategorię krajowych i zostało przekazanych gminom. Do tego dochodzą inwestycje realizowane przez samorządy województw i powiatów, które również chętnie przy takich okazjach przekazywały drogi władzom lokalnym.
Gminy już zapowiadają, że z chęcią skorzystają z możliwości pozbycia się kosztownych „prezentów”. – Akurat 23 lipca mamy wyznaczony termin rozpraw przed NSA w pięciu sprawach dotyczących dróg, które na nas scedowano. Jeśli sąd uzna, że drogi są nasze, wówczas skorzystamy z możliwości przekazania ich do województwa – zapowiada Gabriel Szkudlarek, burmistrz Łaska (woj. łódzkie). Miasto nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności za utrzymanie 17 km dotychczasowych dróg krajowych. Samo ich odśnieżanie kosztowałoby rocznie 500–600 tys. zł, a do tego dochodzą koszty oświetlenia i remontów. W regionie zawiązała się nieformalna koalicja gmin, które nie chcą przejąć dawnych krajówek. Burmistrz Szkudlarek przewiduje, że wszyscy koledzy pójdą jego śladem i przekażą drogę wyżej. – To jest chore, że co kilka kilometrów ta sama droga ma innego zarządcę – uważa burmistrz Łaska.
Urzędy marszałkowskie obawiają się, że lada moment ruszy lawina gminnych uchwał przekazujących im drogi w zarząd. Trwają analizy, jaka może być skala tego zjawiska. Sytuacja różni się w zależności od regionu. Przykładowo samorząd woj. podkarpackiego spodziewa się, że na jego barki spaść może co najmniej 30 km jezdni. Z kolei władze woj. łódzkiego mówią już o ponad 151 km. Obawy ma też wielkopolski samorząd. – Liczymy się z możliwością, iż gminy będą chciały przekazać większość odcinków przejętych dróg. Należy jednak mieć nadzieję, że wszystkie organy samorządów podejdą do tego rozsądnie i jeśli dany odcinek drogi nie spełnia wymogów kategorii drogi wojewódzkiej, nie zostanie nam przekazany – mówi Agnieszka Kubiakowska-Michalak, dyrektor departamentu infrastruktury urzędu marszałkowskiego woj. wielkopolskiego.
Część województw stara się przygotować na to, co szykują im gminy. – W Dolnośląskiej Służbie Dróg i Kolei (DSDK) pracuje specjalnie powołany zespół do oceny i weryfikacji istniejących dróg pod względem spełnienia warunków technicznych dla danej klasy. Każda z ewentualnie podejmowanych uchwał będzie podlegała szczegółowej analizie. W przypadku niezgodności stanowisk wnioski będą kierowane do wojewody jako organu sprawującego nadzór nad podejmowanymi przez samorządy uchwałami – twierdzi Leszek Loch, dyrektor DSDK.
Ale samorządy województw nie zamierzają siedzieć bezczynnie i czekać, aż gminy przerzucą na nie swoje drogi. Same szykują odcinki dróg, które mogłyby przekazać komuś innemu. – Mamy w istniejącej sieci dróg wojewódzkich odcinki, które m.in. ze względu na swoje parametry i niewielkie natężenie ruchu mogą być zaliczone do kategorii dróg powiatowych lub gminnych – informuje Marzena Baczyńska, dyrektor departamentu inwestycji i infrastruktury drogowej w urzędzie marszałkowskim woj. kujawsko-pomorskiego. Podobne analizy trwają także w powiatach.
Zdaniem ekspertów w najbliższych tygodniach może dojść do spięć pomiędzy samorządami. – Do momentu przekazania drogi za jej stan powinien odpowiadać dotychczasowy zarządca. Pytanie tylko, czy rzeczywiście będzie o nią dbał, skoro robi wszystko, by się jej pozbyć – zastanawia się dr Michał Beim, ekspert od transportu z Instytutu Sobieskiego. Jego zdaniem problem będzie trwał tak długo, jak w ślad za przekazaniem jakiejkolwiek drogi nie będą szły żadne pieniądze. – Nad tym trzeba było się zastanowić dekadę temu, gdy intensywnie ruszała budowa dróg ekspresowych w Polsce. W kolejnych latach problemem będzie nie tyle budowa nowych dróg, ile koszty utrzymania tych już istniejących. Szacunkowy koszt utrzymania drogi to średnio 2–3 proc. kosztów jej budowy rocznie – zwraca uwagę dr Beim.

Problemem staje się nie tyle budowa nowych dróg, ile utrzymanie starych