Pendolino: ponad 100 mln zł za sztukę. Remont torów na trasie Warszawa – Gdynia: 9 mld zł. Pokonanie jej w trzy godziny: bezcenne. Ale tylko zdaniem naszych kolejarzy. Bo w cywilizowanych krajach taki wynik mieści się w kategorii wstydu. Tam dystans 300 km szybkie pociągi pokonują w półtorej godziny. Od dwudziestu lat. Dekadę temu miałem okazję jechać japońskim shinkansenem – wsiadłem w Tokio, nie zdążyłem jeszcze znaleźć swojego przedziału, a już byłem na miejscu, 200 km dalej.

Pod względem infrastruktury kolejowej doganiamy lata 80., co – zdaniem naszego rządu i PKP – jest wystarczającym powodem, by trąbić o sukcesie. Przykro mi bardzo, Panie i Panowie, ale jesteście partaczami i nic was nie uratuje. Modernizacja w waszym wydaniu sprowadza się do wykładania kryształkami Swarovskiego publicznego szaletu, w którym wybija kanalizacja. Co gorsza, zorientowaliście się, że coś śmierdzi i że stoicie po szyję w szlamie dopiero w momencie, gdy klienci zaczęli omijać was szerokim łukiem. Nie namówicie ich do powrotu, obiecując, że siedząc na złotej desce klozetowej, będą mogli cieszyć się WiFi. To się nie liczy. Liczy się czas i prędkość. A tego – jak widać – nie jesteście w stanie nam zapewnić. Dlatego całkowitym idiotyzmem jest wydawanie miliardów na nowe składy, perony etc. Jesteśmy jedynym krajem w Europie, w którym podróż autem trwa krócej niż pociągiem. I niech tak zostanie. Dla was oznacza to porażkę, ale ja uważam, że możemy przekuć to w sukces. Trzeba tylko zalać tory asfaltem. 9 mld zł na początek wystarczy – da nam jakieś 500 km nowych autostrad i ekspresówek.