Wyniki finansowe uwiarygodniają nas w oczach Komisji Europejskiej - mówi Sebastian Mikosz, prezes PLL LOT.

Ukazał się dokument Komisji Europejskiej mówiący o tym, że wszczęte zostało postępowanie ws. pomocy publicznej udzielonej LOT-owi. Jak idą negocjacje z Brukselą?

Nie nazwałbym tego procesu negocjacjami. To nie jest tak, że każda ze stron ma coś do zaoferowania i jest jakaś droga kompromisu. Komisja jest ciałem oceniającym, a my odpowiadamy na jej pytania. Jeśli gdzieś można mówić o negocjacjach czy raczej rozmowach, to na przykład wtedy, kiedy chodzi o plany kompensacyjne, czyli o oczekiwania KE wobec naszych planów dotyczących kształtu siatki połączeń. Oczywiście żadna linia lotnicza nie jest zainteresowana choćby najmniejszym cięciem swojej oferty, a z drugiej strony Komisja jest zainteresowana wydaniem decyzji o znaczącym cięciu połączeń. Najprościej rzecz ujmując, kompensacja jest tym, co linia musi oddać rynkowi w zamian za to, że otrzymała pomoc publiczną.

Z planu wynika m.in. renegocjacja przeróżnych umów, np. z PAŻP, PPL czy Eurolotem. Jak idą te negocjacje i jaki jest status tych rozmów?

Mam nadzieję, że nasze ostatnio publikowane wyniki pokazują, że idzie dobrze. Działania wynikające z planu, także te związane z renegocjacją umów, przynoszą pozytywne efekty. Dlatego cały czas nie wzięliśmy drugiej transzy pomocy – nasza sytuacja, i wynikowa, i płynnościowa – poprawia się na tyle, że nie ma takiej potrzeby. Mam nadzieję, że najlepszym argumentem na przekonanie Komisji, że wszystko idzie w dobrym kierunku, jest fakt, że to, co napisaliśmy w planie, nie jest tylko listą założeń na papierze, ale dzieje się realnie. To z pewnością mocno uwiarygodnia nas w Brukseli.

To obędzie się bez kolejnej transzy pomocy?

Bardzo bym chciał nie brać drugiej transzy. Ale nie chciałbym też kreować wrażenia, że jest to już w pełni możliwe. Na razie postawiliśmy sobie bardzo ambitne cele i chcemy je osiągnąć. Ale działamy na wolnym rynku, na którym mogą się pojawić różne niespodziewane wydarzenia. Wpływają na naszą działalność operacyjną, np. strajki kontrolerów, warunki meteorologiczne, ceny paliw, ale również to, jakie umowy wynegocjujemy z dostawcami, czy np. będziemy w stanie renegocjować dalej koszty leasingu, jak będzie wyglądał rynek czarterowy itd. Na pewno drugiej transzy nie weźmiemy do końca czerwca.

Minister skarbu pozytywnie ocenia to, co się dzieje w PLL LOT. Niedawno w wywiadzie dla nas mówił nawet, że spodziewa się, iż spółka w 2015 r. będzie rentowna.

Bardzo się cieszę z takiej opinii, bo nasza spółka potrzebuje pozytywnych sygnałów. Jak się cały czas słyszy o tym, że coś się dzieje źle, to jest to sytuacja frustrująca dla każdego pracownika. Co do wyników to chcemy, by LOT był rentowny już w tym roku. W planie restrukturyzacji założyliśmy 71 mln zł zysku na działalności operacyjnej. Kluczem jest słowo „rentowność”. Ale nam chodzi o rentowność na takim poziomie, który nie powoduje konieczności brania drugiej transzy pomocy. Ten wynik, o którym mówimy w planie, co prawda już na plusie, nie oznacza jeszcze wystarczającej ilości gotówki, byśmy mogli sami się finansować.

Czyli w tym roku 71 mln zł zysku, a w przyszłym?

W przyszłym to ponad 170 mln zł.

Skargę do KE złożył Ryanair, twierdząc, że jesteście w uprzywilejowany sposób traktowani przez polski rząd. To będzie miało jakiś wpływ na postępowanie Komisji?

Na pewno. Każda skarga jest formalnie przez Komisję rozpatrywana, więc już dostaliśmy pytania w tej sprawie.

Co dokładnie Irlandczykom się nie podoba?

Nasze relacje z lotniskiem w Warszawie i ratalne spłacanie zadłużenia, jakie mieliśmy wobec PPL. Oczywiście robimy to na warunkach rynkowych. Portowi zależy na tym, by nasza sytuacja się poprawiała – jesteśmy największym klientem PPL, stąd też nasze dobre relacje biznesowe. Z kolei ja też chętnie wypowiem się co LOT-owi nie podoba się w kwestii Ryanaira: ukryte dotacje i finansowanie linii przez samorządy i lokalne porty. Dla nas i innych przewoźników to też drażliwa i krzywdząca kwestia.

Wracając do skargi Ryanaira. Będzie jakiś kontratak ze strony LOT-u?

Rozważamy to. Co prawda nie chcę się koncentrować na wymienianiu skarg z konkurencją, ale zauważam też pewien fakt. Otóż na każdy artykuł medialny na temat wysokości dopłat, jakie biorą z portów regionalnych tanie linie, szczególnie Ryanair, ta firma nie reaguje. Jeśli byłoby nieprawdą, że tak jest – to zakładam, że byłby jakiś pozew, jakaś odpowiedź. Uważam, że sytuacja, w której dopłaty marketingowe, które de facto determinują, gdzie linia lata, są formą dopłacania do kosztów stałych, formą pomocy publicznej. Nie jest mi z tym dobrze, by nie powiedzieć, że mnie to frustruje, bo LOT jest rozliczany z każdej złotówki i musimy z otwartą przyłbicą tłumaczyć się z każdej decyzji, a ktoś inny udaje, że działa na warunkach rynkowych, co moim zdaniem nie jest prawdą.

CZYTAJ CAŁY WYWIAD W SERWISIE FORSAL.PL