Pracownicy Przedsiębiorstwa Państwowego „Porty Lotnicze”, które zarządza warszawskim lotniskiem, stawiają ultimatum dyrekcji przedsiębiorstwa – Konsalnet ma zniknąć z portu.
Gra toczy się o duże pieniądze. Konsalnet, jedna z największych firm ochroniarskich w Polsce, w dwa lata ma zarobić na kontroli bezpieczeństwa w warszawskim porcie 29 mln zł brutto. Jednak to nie podoba się pracownikom Przedsiębiorstwa Państwowego „Porty Lotnicze” (PPL). A ponieważ to wciąż przedsiębiorstwo państwowe, ich głos się liczy. Jak ustalił DGP, zebranie delegatów samorządu załogi – drugi oprócz rady pracowniczej przedsiębiorstwa organ samorządu załogi – domaga się od dyrektora PPL odstąpienia ze skutkiem natychmiastowym od umowy z Konsalnetem z winy wykonawcy.
Zebranie delegatów podjęło nawet w tej sprawie uchwałę. W uzasadnieniu jako powód wypowiedzenia podawane jest rażące – w ocenie delegatów – naruszenie art. 3 ust. 2 umowy z Konsalnetem. Pracownicy twierdzą, że umowa zobowiązuje firmę do wykonywania usług samodzielnie i niekorzystania ze wsparcia Służby Ochrony Lotniska należącej do PPL.
– Ostateczny termin całkowitego przejęcia przez Konsalnet obowiązków wynikających z umowy upłynął 2 czerwca 2013 r., a Służba Ochrony Lotniska nadal wykonuje znaczną część zadań, które samodzielnie powinna wykonywać firma Konsalnet – twierdzi proszący o zachowanie anonimowości przedstawiciel rady pracowniczej PPL.
Konsalnet jest oburzony. W specjalnym oświadczeniu firma zapewnia, że od 2 czerwca deklaruje samodzielną obsługę punktów kontroli bezpieczeństwa „we wszystkich ciągach objętych umową”. W hali centralnej firma – w zależności od ruchu – obsługuje np. dziewięć punktów kontroli. Samodzielnie kontroluje ponadto m.in. bagaże, załogi i pasażerów samolotów general aviation oraz VIP-ów.
Z kolei przedstawiciele dyrekcji PPL uważają, że choć faktycznie muszą się ustosunkować do uchwały zebrania delegatów samorządu załogi, to w żaden sposób ona ich nie wiąże. Według nich to nie związki, lecz dyrekcja przedsiębiorstwa kreuje strategię firmy. – Z Konsalnetem nie ma żadnych problemów, dlatego nawet nie myślimy o zrywaniu umowy – zapewnia Przemysław Przybylski, rzecznik prasowy PPL.
Przybylski dodaje, że argument o samodzielnym wykonywaniu obowiązków kłóci się z duchem prawa lotniczego. W myśl art. 186 tej ustawy w razie nadzwyczajnego nasilenia ruchu na zarządzającym portem spoczywa obowiązek zapewnienia dodatkowych rąk do pracy. Stąd pomoc SOL, o której mówią pracownicy.
Jednak pracownicy są zdziwieni takim stawianiem sprawy. W ocenie zebrania delegatów wypowiedzenie umowy jest konieczne. – Przetarg toczył się w trybie ustawy o zamówieniach publicznych, opis przedmiotu zamówienia jest jednoznaczny, a niewywiązanie się przez wykonawcę z kluczowego obowiązku stanowi przesłankę do wypowiedzenia umowy – twierdzi przedstawiciel rady pracowniczej przedsiębiorstwa.
Dodaje, że oprócz powodów czysto formalnych równie ważnym argumentem jest interes ekonomiczny przedsiębiorstwa. PPL ponosi bowiem wydatki na działania, do których wynajęto firmę zewnętrzną.
Wybór firmy zewnętrznej do kontroli pasażerów PPL uzasadnia nowelizacją prawa lotniczego i ustawy o ochronie osób i mienia. Wcześniej zadania te realizowane były przez służby państwowe – Straż Graniczną oraz policję – i finansowane były z budżetu państwa. Nowela ustaw nakazała zarządzającym lotniskom samodzielne przejęcie kontroli lub zlecenie tego zadania firmie zewnętrznej.
Warszawa zdecydowała się wybrać firmę zewnętrzną. Podobnie zrobiły inne duże porty, Katowice i Poznań. W tamtych portach firmom zewnętrznym nie pomagają jednak funkcjonariusze SOL.

Służba Ochrony Lotniska musi pomagać firmie, bo ta sobie nie radzi