Z Wikipedii: „Marionetka jest lalką teatralną poruszaną od góry za pomocą nitek lub drucików zawieszonych na tzw. krzyżaku. Każda linka jest przymocowana do innej części ciała marionetki i przy ruchu krzyżaka są one poruszane.
W przeciwieństwie do lalek na rękę marionetka może przedstawiać całą postać. Często wykorzystuje się ją do przedstawień w teatrach. Słowo »marionetka« jest często używane również jako określenie osoby w dużym stopniu zależnej od kogoś – zwykle chodzi o aktualnie rządzących polityków”.
Z balem marionetek w roli głównej mamy właśnie do czynienia w dwóch miejscach na terenie Warszawy. Pierwsze to siedziba PLL LOT przy ul. 17 Stycznia, gdzie wybierany jest nowy prezes znajdującej się na bardzo wyboistym wirażu spółki. Druga scena, a właściwie techniczne zaplecze pierwszej mieści się przy ul. Kruczej w Warszawie, w siedzibie Ministerstwa Skarbu Państwa, gdzie za sznurki marionetek z LOT pociąga właśnie szef resortu Mikołaj Budzanowski. Po siarczystym publicznym strzale w twarz, jaki państwowy kadrowy dostał ostatnio od premiera grożącego mu dymisją za ociąganie się z wprowadzeniem zmian w Locie, Budzanowski, aby ocalić stołek, postanowił rytmiczniej wziąć sprawę w swoje ręce. Przy okazji pozbył się białych rękawiczek. Do ręki wziął pałę i rozbił ją na głowie szefa rady nadzorczej LOT, który naiwnie myślał dotąd, że owa rada ma wpływ na obsadę fotela prezesa. No bo przecież Polska to cywilizowany kraj, w którym nawet w państwowych spółkach posady zarządzających otrzymują ludzie wygrywający konkursy. A nie jakiś, za przeproszeniem, Bantustan.
Ale jest inaczej. W Locie ma wygrać delfin ministra namaszczony przez niego w jakimś zacisznym miejscu (oby nie na cmentarzu albo stacji benzynowej) dający gwarancję, że sprawy pójdą tam, gdzie pójść powinny. Czyli że choćby z LOT-u nie został kamień na kamieniu, czarnego polskiego luda nakarmi się kolejną bajeczką o robieniu porządków w ledwie zipiącym molochu. Da to podatnikom pewność, że ich krwawicy Budzanowski po raz kolejny nie potraktuje jak kroplówki dla firmy, której w praktyce potrzebny jest już grabarz.
A o tym, że LOT nie może przeżyć, świadczy prosty fakt. Ile kosztuje czteroosobową rodzinę podróż polską linią z Warszawy do Nowego Jorku w czerwcu br.? 11,8 tys. zł. W Air France 7,4 tys. zł, w Delcie, KLM, Air Kanada 7,9 tys. zł, w Lufthansie, British Airways, Brussels Airlines i American Airlines 8,8 tys. zł. Panie ministrze, bez znaczenia, za co pan nie pociągnie. Czarny lud i tak potrafi liczyć.