Importerzy i dilerzy dwoją się i troją, aby rozruszać kulejącą sprzedaż. Najodważniejsi zdecydowali się już nawet oficjalnie rozpocząć wyprzedaż rocznika 2012. A u nielicznych stoją jeszcze modele z rocznika 2011.
Importerzy i dilerzy dwoją się i troją, aby rozruszać kulejącą sprzedaż. Najodważniejsi zdecydowali się już nawet oficjalnie rozpocząć wyprzedaż rocznika 2012. A u nielicznych stoją jeszcze modele z rocznika 2011.
/>
Od początku roku do końca sierpnia w Polsce zarejestrowanych zostało 188,2 tys. nowych samochodów osobowych. Wynik jest o 3,7 proc. lepszy niż osiągnięty w tym samym okresie roku ubiegłego, co – wziąwszy pod uwagę to, co dzieje się w Europie Zachodniej – powinno w naszych dilerach budzić poczucie sukcesu. Ale tak nie jest. Przedstawiciele branży tradycyjnie już lamentują, zwracając uwagę, że tendencja jest wyraźnie spadkowa i rynek z impetem wjeżdża w kryzys.
Rzeczywiście, o ile od stycznia do maja widać było ożywienie na rynku motoryzacyjnym (w styczniu sprzedaż poszybowała do góry o rekordowe 22 proc.), o tyle od czerwca można mówić nawet nie o stagnacji, a recesji w branży. W czerwcu sprzedaż spadła o ponad 5 proc. rok do roku, a w lipcu – o niemal 10 proc. Sierpień przyniósł kolejny dołek – zarejestrowano u nas kolejne 8 proc. aut mniej. I to w porównaniu z sierpniem ubiegłego roku, więc nie można użyć argumentu, że „klienci wyjechali na wakacje”. Bo przecież rok temu też na nich byli, a mimo to chętniej odwiedzali salony i robili w nich zakupy.
Powód tego, że salony pustoszeją, jest zupełnie inny. Gospodarka zwalnia (PKB w drugim kwartale wzrósł tylko o 2,4 proc.), realne pensje spadają, bo dusi je wysoka inflacja, a ze strefy euro napływają coraz gorsze informacje. Wszystko to sprawia, że z zakupem nowych samochodów wstrzymują się nie tylko klienci indywidualni, ale przede wszystkim firmy – a te stanowią 50 – 60 proc. klienteli firm motoryzacyjnych. Po prostu boją się tego, co przyniesie niedaleka przyszłość, więc wolą kumulować gotówkę na ciężkie czasy, które mogą wkrótce nastać, niż przeznaczać ją na zakup czterech kółek.
Jak jednak wiadomo, kryzys ma również to do siebie, że podczas niego można upolować atrakcyjne okazje. I dotyczy to także zakupu samochodów.
Pod względem cen najbliższe miesiące będą idealnym czasem na zakup nowego samochodu, szczególnie dla małych przedsiębiorców potrzebujących do działalności jednego, góra kilku aut.
Bo w tym roku autosalony, zmuszone kiepską sytuacją rynkową, znacznie wcześniej niż zwykle ruszyły z akcjami promocyjnymi. Niektóre, jak Renault, Fiat czy Hyundai wprost anonsują, że już wyprzedają modele z rocznika 2012. To ewenement, bo w poprzednich latach takie akcje rozpoczynały się dopiero w listopadzie.
Ale nawet marki, które nie mówią jeszcze wprost o rocznikowej przecenie, kuszą klientów atrakcyjnymi promocjami – rabatami sięgającymi 10 – 15 proc. wartości auta, darmowymi ubezpieczeniami, lepszym wyposażeniem wybranych wersji czy preferencyjnymi kredytami i leasingami.
Napisy na salonach Renault nie pozostawiają wątpliwości – „Letnia wyprzedaż rocznika 2012”. Tańsze są wszystkie modele marki – od Twingo począwszy, a na Lagunie i luksusowym Lattitude skończywszy. W przypadku Laguny klient zyskuje pełną wartość podatku VAT, co w topowej wersji Initiale oznacza oszczędność ponad 21 tys. złotych. Kupując popularne megane, zyskać można 8 tys. zł.
Właśnie w klasie kompaktów – najpopularniejszej wśród małych firm – liczyć można na największe upusty. Volkswagena golfa w specjalnej, bogato wyposażonej CitiLine można mieć już za niecałe 55 tys. zł. w dodatku w preferencyjnym leasingu 108 proc. Przy zakupie skody octavii zyskuje się 6,6 tys. zł plus pakiety wyposażenia w atrakcyjnych cenach. Nawet nowiutki hyundai i30, który dopiero co wjechał do polskich salonów, jest już przeceniony – o 2,5 tys. zł.
Upusty są już na tyle duże, że drobni przedsiębiorcy przy odrobinie szczęścia mogą kupić samochód w cenie, na jaką do tej pory mogły liczyć wyłącznie duże firmy flotowe, zamawiające po kilkadziesiąt samochodów, mające specjalne względy i wysokie rabaty u dilerów.
Rzeczywistą sytuację na polskim rynku motoryzacyjnym najlepiej obrazuje to, że niektóre marki ciągle mają na stanie auta wyprodukowane w roku 2011. Tak jest m.in. w Toyocie, Seacie czy Mitsubishi, choć nie jest to oczywiście pełen wybór modeli i wyposażenia.
Mitsubishi producent wyprzedaje jeszcze m.in. colty, lancery i asx z zeszłego rocznika. W przypadku tego ostatniego można liczyć nawet na 15 tys. zł rabatu. Do tego przedsiębiorcy mogą skorzystać z preferencyjnego leasingu.
Z kolei w niektórych salonach Toyoty można jeszcze znaleźć pojedyncze egzemplarze Aurisa, Hiluxa i Urban Cruisera z zeszłego roku. Ten ostatni zamiast 72 tys. zł kosztuje tylko 56,9 tys. zł, co oznacza że przeceniony został o ponad 20 proc.
Czy może być jeszcze taniej? Trudno powiedzieć, wszystko zależy od tego, jak bardzo w kolejnych miesiącach kryzys przyciśnie importerów do ściany.
Jeżeli w 2012 r. nie sprzedadzą samochodów, które mają już w magazynach i na placach, to na początku przyszłego roku możemy być świadkami samochodowych wyprzedaży na miarę tych, które oglądamy w sklepach odzieżowych.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama