Sukces Volkswagena polega na tym, że w ciągu kwadransa jest w stanie zamienić najbardziej niezdecydowanego fajtłapę w pewnego siebie macho, który będzie przekonany, że kupując auto ze znaczkiem VW i w kolorze frost, podjął najlepszą decyzję w swoim życiu. Co ciekawe, tak prowadzonej przez ludzi z Wolfsburga polityki nie nazwałbym kompromisową. Bo Jetta z racjonalnego punktu widzenia jest bezkompromisowa.
Życie to kwestia wyborów. Między tańszym a droższym, większym a mniejszym. Niektórzy jednak z podjęciem decyzji mają poważne problemy. Nawet na drodze. Nie dalej jak wczoraj, tuż przede mną, na środku ulicy zatrzymał się kierowca, włączył lewy kierunkowskaz, po czym zjechał na prawe pobocze. Potem zmienił kierunkowskaz na lewy i zaczął zawracać. W prawo. Jechał volkswagenem. Prawie zawsze, kiedy na drodze ma miejsce takie zdarzenie, jego uczestnikiem jest VW. Nieprzypadkowo.
Takimi autami jeżdżą ludzie, którzy mają problemy z dokonywaniem wyborów. Także w kwestii zakupu samochodu. Zaczynają od wycieczki na giełdę, później chodzą po komisach i nie potrafią określić, czego potrzebują – ani w kwestii silnika, ani bagażnika. Rok później decydują, że auto jednak nie będzie używane, tylko nowe, i zaczynają męczyć sprzedawców w salonach. Znajomy z Volvo opowiadał mi o kliencie, który zanim zdecydował się na zakup auta, przychodził do niego ponad trzydzieści razy, a przynajmniej piętnaście prosił o jazdę próbną. W końcu podjął decyzję. Kupił Volkswagena.
Zupełnie mnie to nie dziwi. Auta VW nie są brzydkie ani ładne – trudno zachwycać się ich stylistyką, ale z drugiej strony nie odrzucają. Nie powalają gabarytami wnętrza, ale nie można ich też nazwać klaustrofobicznymi. Nie sprawiają, że dostajecie zawrotów głowy od przeciążeń podczas przyspieszania, ale też nie przynoszą wstydu podczas startu spod świateł. Idealnie odpowiadają tym, którzy nie do końca wiedzą, czego chcą.
W dodatku wybór mają nawet ci, którzy już trafili do salonu VW i nadal nie mogą się zdecydować: Golf czy Passat? Teraz mogą kupić nową Jettę, która jest golfem udającym passata. Nawet kolor przestaje być problemem. Do wyboru jest srebrny leaf, srebrny frost, srebrny reflex i szary platinum. To auto naprawdę można zamówić w jednym z czterech kolorów, między którymi różnice zauważą jedynie absolwenci ASP.
Wahacie się między naturalną skórą a zwykłym materiałem? VW ma lek na bezsenność wywołaną tym problemem. Nazywa się Corn Silk i jest tapicerką skórzano-materiałową. W zasadzie wyboru nie macie tylko w przypadku kształtu kierownicy i kół – muszą być okrągłe. To smutna wiadomość, ale na otarcie łez człowiek w salonie pozwoli wam zdecydować o liczbie ramion w felgach.
Sukces Volkswagena polega na tym, że w ciągu kwadransa jest w stanie zamienić najbardziej niezdecydowanego fajtłapę w pewnego siebie macho, który będzie przekonany, że kupując auto ze znaczkiem VW i w kolorze frost, podjął najlepszą decyzję w swoim życiu. Co ciekawe, tak prowadzonej przez ludzi z Wolfsburga polityki nie nazwałbym kompromisową. Bo Jetta z racjo nalnego punktu widzenia jest bezkompromisowa – dobrze wykonana, z zawieszeniem dopasowanym do polskich dróg, a do tego w 140-konnej wersji 2.0 TDI jest także zaskakująco dynamiczna i superoszczędna. Niestety, cennik auta także jest bezkompromisowy – przyzwoicie wyposażony model z motorem 2.0 TDI to wydatek 100 tys. zł. Podobno sprzedawcy w salonach VW przed dostarczeniem klientowi faktury mają obowiązek zapytać go, czy nigdy nie miał problemów sercowych, a w szufladach biurek na wszelki wypadek trzymają defibrylatory. Ale nie martwcie się – napięcia w nich nie ustawiają ani za nisko, ani za wysoko, lecz w sam raz. Czyli tak, abyście zaraz po wstaniu z podłogi podjęli jedyną racjonalną decyzję – dołożyli jeszcze 10 tys. zł i zamiast jetty kupili prawdziwego passata.