Bogdanowicz ocenił, że przyjęte w czwartek przepisy będą barierą ograniczającą unijne swobody świadczenia usług, z których korzystali polscy przewoźnicy.
Europarlament poparł w czwartek propozycje nowych przepisów w sprawie przewoźników drogowych. To kontrowersyjny projekt regulacji niekorzystnych dla Polski i krajów regionu, który zakłada m.in. objęcie przewoźników drogowych przepisami o delegowaniu pracowników. Zwiększy ona koszty działania polskich firm.
Ekspert w rozmowie z PAP podkreślił, że "administracyjne kształtowanie rynku i doraźna polityka, także w ramach rozpoczynającej się kampanii wyborczej do PE zostały postawione ponad unijne wartości, które budowały silną gospodarkę UE". Dodał, że "szczegóły rozwiązań poznamy teraz w fazie trilogu, gdy projekty zostaną uzupełnione o ponad tysiąc poprawek, jakie europarlamentarzyści przyjęli w tempie pociągu ekspresowego".
Bogdanowicz przewiduje, że po czwartkowej decyzji w branży transportowej zagrożonych jest bezpośrednio kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy. Ocenił, że nowe przepisy mogą doprowadzić do upadku nawet 25 proc. małych firm transportowych specjalizujących się w przewozach na terenie UE, o ile nie znajdzie się dla nich miejsce na rynku krajowym.
W jego opinii polskie firmy "zahartowane w walce o unijny rynek, czeka teraz trudny okres przystosowania się do nowych zasad". Wskazał, że nie będzie to jednak możliwe bez pomocy polskiego rządu". "Ta pomoc potrzebna jest zwłaszcza w rozmowach na forum Rady Dialogu Społecznego, gdzie swoje żądania formułują związki zawodowe, w zakresie wzrostu wynagrodzeń i zamiany zasad wynagradzania kierowców w transporcie międzynarodowym" - wyjaśnił.
Przyjęcie przepisów nie kończy procesu legislacyjnego, bo w kolejnym kroku kompromis w sprawie ostatecznego kształtu regulacji będą musiały wypracować PE, Komisja Europejska i kraje członkowskie (Rada UE). Pojawia się pytanie, czy znajdzie się na to czas, bo ostatnia sesja PE, na której taki kompromis musiałby być zatwierdzony, odbędzie się w dniach 15-18 kwietnia. Europosłowie wskazują więc, że czasu pozostało niewiele, co działa na korzyść przeciwników regulacji.