MON nie spieszy się z wdrażaniem w życie projektu budowy specjalnej jednostki lotniczej do przewozu najważniejszych osób w państwie.
Prezydent Andrzej Duda i minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak przebywają z wizytą w Australii. Wraz ze współpracownikami dotarli na miejsce samolotami rejsowymi. I nie były to maszyny państwowego LOT-u. Największe zdziwienie budzić jednak fakt, że choć do dyspozycji VIP-ów są dwa nowe, sprawne, kupione w ubiegłym roku, samoloty Gulfstream G550, to z nich nie skorzystano.
– Jednym z wymogów do wykonywania lotów o statusie HEAD jest nalot na danym typie statku powietrznego, który dla dowódcy załogi wynosi 250 godzin, a dla drugiego pilota 150 godzin. Obecnie trzy załogi samolotów G550 spełniają ten warunek – poinformował resort obrony 1 sierpnia, a więc ponad dwa tygodnie przed wylotem głowy państwa na antypody. Dlaczego więc prezydent nie skorzystał z gulfstreama? – Chodziło o cięcie kosztów – mówi nam osoba z ośrodka prezydenckiego wtajemniczona w przygotowanie wizyty. Zapewne powodem było też to, że na pokład maszyny mogłoby wsiąść zaledwie kilkanaście osób, a nie kilkadziesiąt – a tyle liczyła cała delegacja.
Warto przypomnieć, że w ubiegłym roku podpisaliśmy umowy na nowe samoloty dla VIP-ów (dwa G550 i trzy boeingi 737) warte łącznie ok. 3 mld zł. A cały system zabezpieczenia lotów najważniejszych osób w państwie miał być zreformowany. Pomimo problemów przy zakupie boeingów (Krajowa Izba Odwoławcza uznała, że zrobiono to z naruszeniem przepisów) plany były ambitne.
– Powstanie Centrum Operacyjne w 1 Bazie Lotnictwa Transportowego w Warszawie, do którego spływały będą wszystkie prośby i informacje o sytuacjach nagłych. Na przykład dane o dodatkowych pasażerach, którzy mogą się pojawić na pokładzie w ostatniej chwili, o opóźnieniu wylotu, wcześniejszym wylocie etc. Centrum będzie decydowało, czy da się to zrobić, czy nie. (…) W ten sposób jest szansa na wyeliminowanie poleceń „na gębę” – deklarował niecały rok temu Bartosz Kownacki, ówczesny wiceminister obrony narodowej. Poza tym wprowadzona miała być nowa instrukcja HEAD, która reguluje zasady przygotowywania lotów najważniejszych osób w państwie.
Najwyraźniej jednak nowe kierownictwo resortu zrewidowało te plany. Według naszych nieoficjalnych informacji zmodyfikowanej instrukcji wciąż nie wprowadzono. Nie powołano również Centrum Operacyjnego. Dlaczego? Ministerstwo Obrony Narodowej nie odpowiedziało nam na to pytanie. Od miesięcy nie ma rzecznika prasowego.
Ponadto w ramach zapowiadanej reformy w oparciu o 1 Bazę Lotnictwa Transportowego miała powstać specjalna jednostka lotnicza, która w praktyce pełniłby zadania dawnego 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Podlegałaby bezpośrednio inspektorowi Sił Powietrznych. Planowano, że jej tworzeniem zajmie się pełnomocnik ministra, którego jednak do dziś nie ustanowiono.
Choć mamy już dwa nowe gulfstreamy, załogi boeinga 737 ćwiczą, przygotowując się do możliwości wykonywania lotów HEAD, a w ubiegłym tygodniu w amerykańskim Seattle rozpoczął się montaż kolejnej maszyny zamówionej przez Polskę, to MON najwyraźniej nie traktuje projektu priorytetowo. – Obecne kierownictwo resortu wszystko bardzo długo analizuje i generalnie ma awersję do podejmowania jakichkolwiek decyzji – mówi jeden z naszych rozmówców znający kulisy działania ministerstwa.
Obecnie 1 Baza Lotnictwa Transportowego dysponuje 10 śmigłowcami W-3 Sokół (są dość młode, bo mają 5–10 lat), pięcioma śmigłowcami Mi-8 (dwóm z nich kończą się wkrótce resursy i pod koniec 2019 r. będą mogły służyć już tylko trzy takie statki) oraz wspomnianymi dwoma G550 i jednym boeingiem 737. Pozostałe dwa takie samoloty zostaną dostarczone w 2020 r.
Mimo wymiany sprzętu na wyraźnie lepszy, wciąż mnóstwo do zrobienia pozostało w dziedzinie procedur. Ale jak na razie pośpiechu w tej sprawie w MON nie widać.