Urząd morski zbuduje nowy system, by na Bałtyku było bezpieczniej. Według obecnego operatora może być wręcz odwrotnie.
Po Bałtyku dziennie pływa 2,5–3 tys. jednostek: statków towarowych, pasażerskich, zbiornikowców. Rocznie dochodzi do 120 wypadków. Łączność w trakcie akcji poszukiwawczych i ratunkowych, a także przekazywanie porad medycznych i informacji o pogodzie umożliwia dziewięć stacji nasłuchowych ustawionych wzdłuż wybrzeża. W ich zasięgu jest część morza, za którą odpowiada polska administracja.
Ten system łączności – działający w ramach ogólnoświatowego morskiego systemu powiadamiania – od 25 lat obsługuje firma Emitel (początkowo jako część Telekomunikacji Polskiej). Urząd Morski w Gdyni szykuje się jednak do rewolucji w tej dziedzinie: powstanie zupełnie nowy system. W przetargu wyłoniono już firmę technologiczną Wasko, która go zbuduje.
Nowe rozwiązanie będzie kosztowało 19 mln zł – z czego 16,7 mln zł (brutto) to wartość kontraktu na budowę infrastruktury. Jak nas informuje Urząd Morski w Gdyni, 85 proc. kosztów kwalifikowanych pokryje Unia Europejska – w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko. Urząd przewiduje, że zwrot z inwestycji nastąpi w ciągu 3–3,5 roku.
– Nasi specjaliści wykonali symulację zasięgu systemu, który jest przedmiotem przetargu. Wyniki wskazują, że będzie miał istotnie gorsze zasięgi od obecnego – wskazuje Jerzy Godek, członek zarządu Emitelu ds. techniki. – Poza tym odporność obecnego systemu na zakłócenia jest znacząco lepsza, ponieważ korzystamy z systemów radiowych Frequentis. To najwyższa światowa półka. Poważne wątpliwości budzi również harmonogram prac nad wdrożeniem nowego systemu: w zakładanym czasie niezmiernie trudno będzie zrealizować ten projekt. W konsekwencji oznacza to ryzyko obniżenia poziomu bezpieczeństwa żeglugi na Bałtyku – podkreśla.
Jednak gdy Emitel odwołał się od wyniku przetargu, Krajowa Izba Odwoławcza przyznała rację Urzędowi Morskiemu w Gdyni. Anna Stelmaszyk-Świerczyńska, zastępca dyrektora Urzędu Morskiego w Gdyni ds. technicznych, zapewnia, że zmiana systemu łączności zwiększy bezpieczeństwo żeglugi m.in. dzięki temu, że dojdzie drugie centrum nadawczo-odbiorcze, a stacje na wybrzeżu będą gęściej rozlokowane. Nowy sprzęt ma też przyspieszyć lokalizację statków wzywających pomocy.
Po podpisaniu umowy wykonawca będzie miał półtora roku na budowę. Według urzędu to wystarczy, bo wykorzysta istniejące obiekty i łącza światłowodowe administracji morskiej. – Proces inwestycyjny jest więc znacząco uproszczony i w części lokalizacji ogranicza się jedynie do instalacji urządzeń łączności – zaznacza wicedyrektor urzędu.
Nowy system na pewno będzie tańszy. Roczny koszt utrzymania nowej infrastruktury i personelu urząd szacuje na 2,5 mln zł. Emitel nie ujawnia kwoty, ale nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że obecny kosztuje rocznie ok. 7,8 mln zł.
– Od wielu lat gwarantujemy najwyższą jakość systemu łączności morskiej na Bałtyku. System stale rozwijamy, podążając za światowymi trendami. W październiku otwieramy zapasowe centrum nadzoru w Koszalinie. W każdej chwili jesteśmy gotowi przedłużyć umowę z ministerstwem. Taką propozycję, atrakcyjną finansowo, złożyliśmy zresztą ministerstwu kilka miesięcy temu – stwierdza Andrzej Kozłowski, prezes Emitelu.
Ale w przetargu oferta dotychczasowego operatora okazała się mniej atrakcyjna cenowo od złożonej przez firmę Wasko, która zapunktowała też za ISO 9001. Pod względem funkcjonalności, gwarancji i czasu naprawy obie firmy oceniono jednakowo. – Budowa własnego systemu łączności w niebezpieczeństwie jest wpisana w ramy priorytetu 5. – „Zapewnienie bezpieczeństwa uczestników ruchu portowego” – programu rozwoju polskich portów morskich do 2020 r. – mówi Anna Stelmaszyk-Świerczyńska. Funkcjonowania dotychczasowego systemu łączności nie ocenia, bo urząd nie jest stroną umowy z Emitelem.
Podpisało ją Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Biuro prasowe resortu nie odpowiedziało nam, czy były przypadki, że łączność w niebezpieczeństwie zawodziła. Emitel zapewnia, że nigdy do tego nie doszło.