Samorządy miały odzyskać kompetencje do ustalania liczby miejsc parkingowych przy inwestycjach realizowanych w ramach specustawy mieszkaniowej. Zmianę w Sejmie zablokowali posłowie Polski 2050 i PiS. Zapytam ich językiem – dlaczego przedstawiciele miast forsują „prodeweloperską wrzutkę”, która usunęłaby centralny wskaźnik parkingowy?

Moim zdaniem absolutnie nie jest to „prodeweloperska wrzutka”. Warto przypomnieć, że początkowo ustawa z 5 lipca 2018 r. o ułatwieniach w przygotowaniu i realizacji inwestycji mieszkaniowych oraz inwestycji towarzyszących dawała gminom możliwość realizacji własnej polityki parkingowej (red. – specustawa mieszkaniowa lub lex deweloper – umożliwia budowę mieszkań tam, gdzie nie przewidują tego dokumenty planistyczne gminy, ale pod specjalnymi warunkami, np. w zakresie realizacji inwestycji towarzyszącej). Mieliśmy więc w tym zakresie decentralizację. Dopiero od 2023 r. wskaźnik wynosi 1,5 miejsca postojowego na mieszkanie, a w zabudowie śródmiejskiej – 1 miejsce. Chcemy wrócić do sytuacji takiej, jak chociażby w przypadku miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, kiedy to sama gmina decyduje o tym, jak ta przestrzeń jest urządzona – w jakich częściach miasta, jakie wskaźniki parkingowe powinny obowiązywać. Gdańsk jest podzielony na kilka stref, jeśli chodzi o miejsca parkingowe. Najlepiej wiemy, gdzie mamy potrzeby np. w zakresie terenów zielonych i do nich dopasowujemy potencjał miejsc parkingowych.

Padają argumenty, że samorządy nie zawsze dobrze wywiązują się z tej roli. Publiczne pieniądze inwestowane są w lokalne drogi, które później służą jako parkingi dla dużych inwestycji mieszkaniowych, dzięki czemu deweloperzy obniżają swoje koszty.

Każde miasto ma swoją politykę przestrzenną. W Gdańsku to polityka miasta krótkich odległości – miasta kompaktowego. W wielu miejscach takie praktyki ograniczane są strefami płatnego parkowania. Już na etapie projektowania drogi ukracana jest możliwość parkowania wzdłuż ulic. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby takie działania podejmować. Jeżeli w danym mieście zależy nam na tym, żeby inwestycje miały swoje miejsca postojowe, a nie żeby odbywała się ucieczka na okoliczne ulice – można to osiągnąć właściwym projektowaniem przestrzeni. Politycy zbyt mocno wchodzą w kompetencje samorządów i tu mamy tego dobitny przykład. Gminy same wiedzą, gdzie są możliwości parkingowe, a gdzie ich nie ma. Propozycja rezygnacji z odgórnie – to słowo jest kluczowe – narzuconych wskaźników to był krok w dobrą stronę. Wiele gmin, w tym Gdańsk, ma swoje własne strefy parkingowe, które jasno określają liczbę niezbędnych miejsc parkingowych. I to nam się sprawdza.

Jak te wskaźniki wyglądają dla inwestycji, które nie są realizowane na podstawie specustawy mieszkaniowej? W stolicy wahają się one od 0,3 do 2 na obrzeżach miasta. W Gdańsku wygląda to podobnie?

W Gdańsku politykę parkingową określono w studium, które dzieli obszar miasta na trzy strefy parkingowe pod względem zapotrzebowania dla nowej zabudowy mieszkaniowej wielorodzinnej. Strefa A (centralny obszar Śródmieścia) – ograniczonego i kontrolowanego parkowania – wskazujemy wskaźnik maksymalny jedno miejsce postojowe na mieszkanie. Strefa B (obszar intensywnej zabudowy śródmiejskiej) – ograniczonego parkowania i tutaj ten wskaźnik został określony na poziomie minimalnym i wynosi jedno miejsce postojowe na mieszkanie oraz Strefa C (obszar zabudowy miejskiej) – nieograniczonego parkowania, gdzie wskaźnik wynosi min. 1,2 miejsca postojowego na mieszkanie. Nasz przykład pokazuje, że odgórnie określony jeden wskaźnik 1,5 miejsca postojowego na mieszkanie w ramach ustawy lex deweloper nie ma zastosowania przy procedowanych w mieście planach miejscowych. W ramach prac nad planami każdorazowo analizuje się potrzeby i dzięki elastycznym wskaźnikom można indywidualnie określić optymalną liczbę miejsc parkingowych i jest ona niższa niż 1,5 na mieszkanie.

To efekt zbyt małej dostępności gruntów, brak możliwości budowy garaży podziemnych czy są inne przyczyny?

To nie tylko kwestia braku możliwości terenowych, choć ten czynnik rzeczywiście odgrywa dużą rolę. Budujemy także w zwartej tkance śródmiejskiej, gdzie każda inwestycja silnie oddziałuje na otoczenie. Dlatego tak ważne jest, by samorządy mogły samodzielnie kształtować politykę w tym zakresie, uwzględniając wszystkie lokalne uwarunkowania.

Społeczne odczucie może być takie – samorządowcy ręka w rękę z deweloperami utrudniają mieszkańcom życie. Jak, mając samochód, żyć tam, gdzie na jedno mieszkanie przypada nawet mniej niż połowa miejsca parkingowego?

Tylko gmina jest w stanie właściwie uwzględnić z jednej strony potrzeby mieszkańców, a z drugiej – specyfikę konkretnego terenu, bo zna wszystkie lokalne uwarunkowania. Od tego właśnie jest: by odpowiedzialnie godzić interes publiczny z realiami przestrzennymi. Jeśli mówimy o terenach śródmiejskich, konieczne jest zmniejszenie wskaźników parkingowych. W innych lokalizacjach – bardziej peryferyjnych, słabiej skomunikowanych – możemy je zwiększyć, bo mieszkańcy mają tam dalej do przystanków komunikacji miejskiej, usług społecznych czy placówek edukacyjnych.

Gmina najlepiej wie, jak dane miejsce jest położone i skomunikowane. Tego nie da się ocenić odgórnie. Nie odbierajmy samorządom kompetencji do planowania miast – to one ponoszą konsekwencje urbanistycznych decyzji. Skoro przy tworzeniu miejscowych planów zagospodarowania mamy te uprawnienia, dlaczego tracimy je przy realizacji inwestycji na podstawie specustawy mieszkaniowej? Przepisy powinny być spójne i uczciwe wobec samorządów i mieszkańców.

A jak sami mieszkańcy reagują na inwestycje, w stosunku do których z góry wiadomo, że miejsc parkingowych dla wszystkich nie wystarczy?

Mieszkańcy mają różne potrzeby i oczekiwania, dlatego w kwestii wskaźników parkingowych opinie są mocno podzielone. Część osób uważa, że jeśli inwestycja jest dobrze skomunikowana transportem publicznym i zapewnia łatwy dostęp do usług, można zastosować niższy wskaźnik miejsc postojowych. Inni – zwłaszcza ci, którzy w rodzinie korzystają z kilku samochodów – oczekują większej liczby miejsc do parkowania.

W takiej sytuacji konieczne jest poszukiwanie rozsądnego kompromisu. Przestrzeń miejska jest ograniczona i musi służyć wielu celom: nie tylko potrzebom parkingowym, ale także zapewnieniu dostępu do zieleni, szkół czy przestrzeni publicznych. Właśnie dlatego tak ważne jest, aby decyzje w tym zakresie zapadały z uwzględnieniem lokalnego kontekstu i w dialogu z mieszkańcami.

Resort rozwoju zwraca uwagę, że w ramach lex deweloper realizowanych jest rocznie ok. 80 inwestycji w zakresie zabudowy wielorodzinnej. Dla porównania na podstawie decyzji o warunkach zabudowy i pozwoleń na budowę – 6 tys. Jak wygląda to w przypadku Gdańska?

W skali kraju rzeczywiście dominującą formą realizacji inwestycji mieszkaniowych są te oparte na decyzjach o warunkach zabudowy i pozwoleniach na budowę – i Gdańsk nie jest tu wyjątkiem. Tryb specustawy mieszkaniowej, tzw. lex deweloper, stanowi wciąż margines – zarówno pod względem liczby wniosków, jak i zrealizowanych inwestycji. Obecnie procedowanych jest siedem wniosków. Do tej pory tylko jeden wniosek przeszedł całą procedurę i rada miasta wyraziła zgodę na realizację inwestycji mieszkaniowej w trybie specustawy. Szacując, jeśli wszystkie wnioski zostaną zrealizowane, mogłoby powstać ok. 4 tys. mieszkań. Pamiętajmy też, że obowiązywanie tych przepisów kończy się w przyszłym roku.

Dla porównania – w 2024 r. w Gdańsku oddano do użytkowania ponad 6,4 tys. mieszkań. W trybie ustawy lex deweloper w Gdańsku nie została zrealizowana jeszcze żadna inwestycja. Jesteśmy w procesie. Pokazuje to, że w przypadku Gdańska narzędzia planistyczne funkcjonują skutecznie, a gmina potrafi prowadzić spójną politykę mieszkaniową, uwzględniając zróżnicowane wskaźniki miejsc postojowych w zależności od specyfiki poszczególnych obszarów miasta.

A jakie miasto ma doświadczenia we współpracy z deweloperami np. w zakresie realizacji inwestycji towarzyszących? Zwolennicy utrzymania centralnego wskaźnika parkingowego sugerują, że odgórny przymus jest potrzebny, bo inaczej deweloperzy są skłonni do cięcia kosztów, gdzie się da.

W przypadku Gdańska inwestycje towarzyszące to najczęściej działania związane z zielenią miejską i infrastrukturą edukacyjną – przede wszystkim budową szkół podstawowych. Jeden z inwestorów zadeklarował realizację ogólnodostępnego boiska sportowego, natomiast inny wyraził wolę budowy basenu jako elementu towarzyszącego planowanej inwestycji mieszkaniowej. Gdańskie standardy urbanistyczne precyzują minimalne odległości do szkoły podstawowej i terenów zielonych. Jeśli inwestycja nie spełnia np. wymagań w zakresie dostępności do placówki edukacyjnej, konieczne jest zapewnienie budowy nowej szkoły – takie deklaracje są obecnie w przypadku dwóch inwestorów. Jeśli natomiast standardy są spełnione, wtedy w grę wchodzi rewitalizacja istniejącej przestrzeni publicznej lub jej ulepszenie, w zależności od potrzeb gminy.

Jednym z mocnych punktów specustawy mieszkaniowej jest to, że realizacja inwestycji towarzyszących musi nastąpić wyprzedzająco w stosunku do inwestycji mieszkaniowej. Deweloper nie może rozpocząć sprzedaży lokali, dopóki miasto nie odbierze inwestycji towarzyszących. To daje mieszkańcom realną gwarancję, że deklaracje inwestora zostaną spełnione. W przypadku inwestycji opartych na planach miejscowych takich zabezpieczeń brakuje. Pojawiają się zarzuty, że np. drogi powstają na końcu inwestycji, kiedy osiedle już jest zamieszkane. Oczywiście w niektórych sytuacjach ma to swoje uzasadnienie techniczne – np. po to, by ciężki sprzęt nie zniszczył nowo wybudowanej nawierzchni. Ale z perspektywy mieszkańców często oznacza to długie oczekiwanie na podstawową infrastrukturę.

A gdyby miała pani podać jeden przepis, który należałoby zmienić, żeby w miastach inwestycje mieszkaniowe były sprawniej realizowane, to co by to było?

Mieszkanie to jeden z kluczowych elementów jakości życia – decyduje o poczuciu bezpieczeństwa, stabilizacji i godnych warunkach do wychowywania dzieci i rozwoju. Dlatego jako samorząd dbamy, by zwiększać dostępność mieszkań, także tych komunalnych. Gdybym miała wskazać jeden przepis, który warto zmienić, to postulowałabym, aby w ramach zintegrowanych planów inwestycyjnych umożliwić deweloperom prowadzenie remontów mieszkań komunalnych. Oczywiście remontujemy swój zasób komunalny w miarę możliwości, ale taka zmiana dałaby realne przyspieszenie. Zamiast budować wyłącznie nowe lokale, moglibyśmy szybciej przywracać do użytku istniejące mieszkania. Deweloperzy mogliby w ten sposób realizować inwestycje towarzyszące, realnie wspierając lokalną politykę mieszkaniową. Taka możliwość byłaby korzystna dla wszystkich stron: miasto szybciej zwiększałoby dostępność mieszkań, deweloperzy procedowaliby swoje inwestycje, a mieszkańcy zyskiwaliby konkretne korzyści – nie tylko w postaci nowych budynków, ale też rewitalizacji istniejącej tkanki miejskiej. ©℗

Rozmawiał Krzysztof Bałękowski