Ministerstwo Infrastruktury na początku stycznia 2025 r. przedstawiło projekt nowelizacji ustawy o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków (dalej u.z.z.w.). Zawarto w nim m.in. propozycję wprowadzenia progresywnych taryf wodociągowych – ceny i stawki opłat dla nieruchomości mieszkalnych rosłyby wraz z przekraczaniem ustalonych progów zużycia wody na jednego mieszkańca.
- Zasady ustalania taryfy progresywnej
- Legislacyjne lapsusy
- Taniej dla jednych, czyli drożej dla innych
- Oszczędniej, czyli droższe ścieki
- Taryfa progresywna - czy to w ogóle się opłaca?
Propozycja ta, jak się wydaje, jest modyfikacją zgłoszonego kilka miesięcy temu przez przedstawicieli ministerstwa pomysłu „pierwszego metra sześciennego wody za złotówkę”, a mówiąc bardziej górnolotnie – próbą urzeczywistnienia idei wody jako prawa, nie zaś towaru.
Jak wynika z uzasadnienia do nowelizacji, celem projektodawców było wprowadzenie „możliwości zróżnicowania cen i stawek opłat określonych w taryfie dotyczącej zbiorowego zaopatrzenia w wodę w zależności od liczby osób zamieszkałych w poszczególnych nieruchomościach mieszkalnych oraz lokalach, mając na uwadze potrzebę zachęcenia mieszkańców do racjonalnego korzystania z wody lub zapewnienie wody po niższych cenach dla gospodarstw domowych zaspokajających podstawowe potrzeby egzystencjalne gospodarstwa domowego”.
Zasady ustalania taryfy progresywnej
Jak ten pomysł miałby być zrealizowany w praktyce? Otóż, według projektu, gminie zostałoby przyznane uprawnienie do wprowadzenia na jej obszarze taryf progresywnych za zbiorowe zaopatrzenie w wodę. W tym celu rada gminy podejmowałaby stosowną uchwałę, stanowiącą akt prawa miejscowego. W uchwale rada określałaby m.in. ilość dostarczonej wody przypadającą na osobę, po której przekroczeniu ceny i stawki opłat określone w taryfie wzrastałyby, a także procentowe różnice między poszczególnymi progami cenowymi. Progów mogłoby być maksymalnie pięć, a różnice między kolejnymi progami mogłyby wynosić najwyżej 30 proc. W uzasadnieniu projektu nie wyjaśniono, dlaczego przyjęto akurat taką liczbę progów i taki poziom zróżnicowania cen i opłat.
Ponieważ przedsiębiorstwa wodo ciągowo-kanalizacyjne mają dziś umowy zawarte dla poszczególnych nieruchomości i nie dysponują danymi o liczbie osób w nich zamieszkujących, gmina będzie musiała ustalić tę liczbę samodzielnie. Uczyni to, według projektu, w oparciu o będące w jej posiadaniu dane uzyskane w celu ustalenia opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi, na podstawie specjalnych deklaracji składanych przez mieszkańców, a także innych danych będących w dyspozycji gminy.
Po podjęciu uchwały przez radę gminy przedsiębiorstwo będzie miało rok (liczony od chwili wejścia uchwały w życie albo od terminu końcowego na złożenie przez mieszkańców deklaracji o liczbie osób zamieszkałych w danej nieruchomości) na to, by przedstawić radzie gminy projekt progresywnej taryfy wodociągowej.
Legislacyjne lapsusy
Pod względem formalnoprawnym przedłożony dokument należy ocenić bardzo surowo. Projektodawcy posługują się w nim pojęciami niemającymi w u.z.z.w. swoich legalnych definicji, takimi jak np. nieruchomości mieszkalne czy lokale mieszkalne. Od razu można założyć, że pojawią się spory, czy do kategorii tej można zaliczyć np. hotel, internat albo noclegownię.
Zupełnie umknęło autorom nowelizacji to, że wielu odbiorców usług to odbiorcy zbiorowi, np. spółdzielnie mieszkaniowe, które rozliczają całe zużycie wody w swoich nieruchomościach na podstawie wskazań jednego wodomierza głównego w budynku. Często poszczególne lokale nie są opomiarowane. Co więcej – automatycznie powstanie w takich sytuacjach problem z zastosowaniem taryfy progresywnej, jeżeli w budynku znajdują się lokale użytkowe.
Ponadto projekt nakazuje w ramach ustalonych przez radę gminy progów (przypomnijmy – zależnych od poziomu zużycia wody) różnicować nie tylko ceny, lecz także stawki opłat abonamentowych, które zgodnie z obowiązującymi przepisami rozporządzenia taryfowego są uiszczane niezależnie od ilości pobranej wody (nawet w przypadku braku poboru). Trzeba też pamiętać, że opłaty abonamentowe są kalkulowane na bazie kosztów niemających nic wspólnego ze zużyciem wody przez odbiorcę (koszty odczytu wodomierza, rozliczenia i gotowości urządzeń).
Projekt milczy o tym, w jakiej formie i w jakich terminach mieszkańcy będą mogli ewentualnie aktualizować swoje deklaracje o liczbie osób zamieszkujących poszczególne nieruchomości. Zupełnie pomija też wpływ tych fluktuacji na sytuację przedsiębiorstwa, które na bazie danych z gminy przygotuje przecież taryfę obowiązującą nawet przez trzy lata.
Wreszcie trzeba wziąć pod uwagę to, że przygotowanie taryfy progresywnej na zasadach opisanych w projekcie wymaga przyjęcia zupełnie nowego rozporządzenia taryfowego (na co ustawodawca daje właściwemu ministerstwu aż dwa lata). Obowiązujące dziś zasady konstrukcji taryf i alokacji kosztów stoją w jawnej sprzeczności z projektowanym rozwiązaniem. Nakazują bowiem przede wszystkim, aby każdej grupie odbiorców przypisać wyłącznie te koszty, które przedsiębiorstwo faktycznie na jej rzecz ponosi (nakaz unikania tzw. finansowania skrośnego). Tymczasem projekt nowelizacji wprost nakazuje przedsiębiorstwu złamanie tej zasady przy przygotowaniu taryfy progresywnej.
Taniej dla jednych, czyli drożej dla innych
Skąd taki wniosek? Otóż wprowadzenie taryf progresywnych nie obniży globalnych kosztów przedsiębiorstwa wodociągowo-kanalizacyjnego (raczej je podniesie, o czym niżej) i nie zmieni faktu, że dla przedsiębiorstwa koszt dostarczenia danemu odbiorcy każdego m sześć. wody (czy to będzie pierwszy metr w miesiącu, czy 10.) jest dokładnie taki sam. Jeżeli zatem rada gminy wyznaczy progi, po których przekroczeniu cena wody i opłaty mają obligatoryjnie wzrastać, przedsiębiorstwo będzie musiało całkowicie sztucznie zaalokować swoje koszty, by osiągnąć efekt progresji.
Przyjmijmy, że rada gminy nakaże przedsiębiorstwu przygotowanie taryfy progresywnej z kilkoma progami, między którymi różnica w cenie ma wynieść 25 proc. Cena podstawowa będzie ustalana dla pierwszych 3 m sześc. wody miesięcznie na mieszkańca i wyniesie 3 zł za m sześć. Zatem czteroosobowa rodzina, która zużyje 10 m sześc. wody w miesiącu, zapłaci za to 30 zł. Ale jeżeli inna czteroosobowa rodzina zużyje 20 m sześc. miesięcznie, to zapłaci nie 60 zł, lecz 66 zł (36 zł za pierwsze 12 m sześc. oraz 30 zł za pozostałe 8 m sześc. po cenie 3,75 zł dla drugiego progu).
W tej sytuacji, kalkulując taryfę, przedsiębiorstwo będzie musiało tak alokować koszty, by czwarty metr sześcienny zużyty przez daną osobę w miesiącu kosztował o 25 proc. więcej niż pierwsze trzy metry (mimo że faktycznie dostarczenie każdego m sześć. będzie kosztowało tyle samo).
Jak łatwo zauważyć, mieszkańcy zużywający więcej wody oraz wszyscy odbiorcy korzystający z nieruchomości niemieszkalnych (a zatem wszystkie podmioty gospodarcze) zapłacą więcej, finansując w ten sposób część kosztów świadczenia usług wodociągowych osobom zużywającym mniej wody.
Kalkulacja cen dla poszczególnych grup nie będzie miała nic wspólnego z realnymi kosztami w tym sensie, że choć globalna wartość przychodów przedsiębiorstwa ma być oparta na jego rzeczywistych łącznych kosztach, to już alokacja tych kosztów na poszczególne grupy będzie zupełnie sztuczna i determinowana wyłącznie koniecznością wykonania uchwały rady gminy. Żadna liczba progów i żadna procentowa różnica między poszczególnymi cenami nie będzie miała odzwierciedlenia w realiach prowadzenia przez przedsiębiorstwo działalności, ponieważ realia te, jak już wskazano, są takie, że każdy metr sześcienny wody dostarczonej danemu odbiorcy czy danej grupie odbiorców kosztuje tyle samo.
Oszczędniej, czyli droższe ścieki
Jednym z dwóch głównych celów wprowadzenia taryf progresywnych miałoby być zachęcenie mieszkańców do racjonalnego korzystania z wody. Niestety, projektodawcy nie dostrzegli, że znakomita część kosztów ponoszonych przez przedsiębiorstwa wodociągowo-kanalizacyjne ma charakter kosztów stałych. Co za tym idzie, racjonalizacja zużycia wody (choć oczywiście godna pochwały ze względów środowiskowych) nie redukuje proporcjonalnie kosztów przedsiębiorstwa będących podstawą ustalania cen.
Jeżeli odbiorcy usług zużyją mniej wody, koszty przedsiębiorstwa związane np. z amortyzacją czy kosztami pracy się nie zmienią. Spadną proporcjonalnie jedynie opłaty za usługi wodne i być może śladowo koszty energii elektrycznej. W efekcie przy prawie niezmienionych kosztach i mniejszym wolumenie sprzedaży wzrośnie proporcjonalnie cena 1 m sześć. wody. Efekt? Mieszkańcy zużyją mniej wody, a zapłacą nominalnie prawie tyle samo, ile dotychczas. Co gorsza, ponieważ na potrzeby rozliczeń ilość odprowadzanych przez odbiorców ścieków jest ustalana jako równa ilości dostarczanej im wody (art. 27 u.z.z.w.), oszczędności w zużyciu wody spowodują, że również w zakresie ceny ścieków zadziała opisany mechanizm. Koszty pozostaną niezmienne, a wolumen, na który koszty te trzeba rozłożyć, zmniejszy się. Podsumowując – jeżeli odbiorcy usług poczynią oszczędności w zakresie zużycia wody, otrzymają jedynie bardzo ograniczoną (śladową) redukcję ceny wody, a dodatkowo podwyżkę cen ścieków.
Samo wprowadzenie taryf progresywnych zmusi przedsiębiorstwa wodociągowo-kanalizacyjne do poniesienia różnych dodatkowych kosztów, np. całkowitej zmiany systemów billingowych, tak by móc fakturować odbiorców z uwzględnieniem progresji.
Taryfa progresywna - czy to w ogóle się opłaca?
Zakładając, że rada gminy ustali w swojej uchwale progi w sposób rozsądny, tj. przy uwzględnieniu, że w Polsce średnio na osobę zużywa się 3–4 m sześc. wody miesięcznie, z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że znakomita większość odbiorców z nieruchomości mieszkalnych będzie płacić cenę podstawową za cały pobierany wolumen wody. Ewentualnie pewna grupa za nadwyżkę zapłaci cenę powyżej pierwszego progu, czyli maksymalnie 30 proc. wyższą.
Oczywiście projekt milczy, jak w takiej sytuacji powinny być kalkulowane ceny dla podmiotów gospodarczych. Jeżeli jednak twórcy projektu w domyśle zakładają przeniesienie przez przedsiębiorstwo na takie podmioty nieproporcjonalnie wysokich kosztów, poprzez wyśrubowanie dla nich cen wody w imię odciążenia gospodarstw domowych, to są w błędzie. Przedsiębiorstwo wodociągowo-kanalizacyjne, posiadające przecież pozycję monopolistyczną, nie może swym kontrahentom narzucać cen nieuczciwych. To prosta droga do interwencji prezesa UOKiK i podstawa do skutecznego zaskarżenia uchwały taryfowej rady gminy do sądu administracyjnego jako sprzecznej z prawem.
Zatem prawdopodobnie cena dla przedsiębiorców co najwyżej odpowiadać będzie cenie powyżej pierwszego z wyznaczonych przez radę gminy progu (czyli będzie o 30 proc. wyższa niż cena podstawowa za pierwsze 3–4 m sześc.). W efekcie (przy cenie wody, która w większości gmin waha się między 4 a 7 zł za metr sześcienny) mechanizm ten najprawdopodobniej pozwoli odbiorcom zużywającym najmniej wody zaoszczędzić kilka złotych miesięcznie na osobę.
Czy przypadkiem zatem nakład działań organizacyjnych i łączne koszty po stronie gmin i przedsiębiorstw związane z wdrożeniem taryf progresywnych nie będą nieproporcjonalnie wysokie w stosunku do takiego efektu?
Gorący kartofel podrzucony samorządom
Oceniając przeanalizowaną propozycję legislacyjną i jej potencjalne skutki, z przykrością należy stwierdzić, że autorzy nowelizacji próbowali, jak się wydaje, po prostu zadośćuczynić swoim wcześniejszym, niezbyt przemyślanym, obietnicom prospołecznego ukształtowania kalkulacji cen za wodę. Finalnie jednak podrzucili ten gorący kartofel samorządom. Dając im prawo decyzji o wprowadzeniu taryf progresywnych, ale jednocześnie obciążając odpowiedzialnością za wszystkie skutki polityczne i ekonomiczne takiej decyzji, a także przerzucając na samorządy i przedsiębiorstwa wodociągowo-kanalizacyjne konsekwencje wszelkich niedoróbek legislacyjnych analizowanej instytucji.
W tym stanie rzeczy pozostaje mieć nadzieję, że przedstawiona propozycja przejdzie jeszcze głęboką modyfikację w procesie legislacyjnym. W przeciwnym zaś razie trzeba liczyć na to, że same gminy będą z ogromnym dystansem podchodziły do obligowania przedsiębiorstw do przygotowywania taryf progresywnych. ©℗
Autorzy nowelizacji próbują spełnić swoje niezbyt przemyślane obietnice prospołecznego ukształtowania kalkulacji cen za wodę. Finalnie jednak podrzucili ten gorący kartofel samorządom