Eksperci naciskają na rząd, aby uporządkował i ujednolicił przepisy dotyczące zatrudniania i wynagradzania urzędników na wszystkich szczeblach administracji. Na razie rozpoczęły się rozmowy na ten temat. Poprzednia ekipa rządowa też dyskutowała, ale nie udało się stworzyć jednolitej ustawy o służbie publicznej.
Od lat eksperci próbują przekonać rządzących do zastąpienia kilku pragmatyk urzędniczych jedną. Inicjatywa wróciła po zmianie władzy, która również dostrzega problem.
Anita Noskowska-Piątkowska, szefowa służby cywilnej, dzisiaj organizuje debatę na temat „Czy potrzebujemy Kodeksu Służby Publicznej”. Spotkanie odbędzie się w Krajowej Szkole Administracji Publicznej (KSAP).
– Nie tylko obywatele, ale często nawet politycy nie orientują się, co jest służbą cywilną, administracją rządową i samorządową. Potrzebna jest zarówno edukacja, jak i stworzenie przepisów, które w jednolity sposób określą zasady zatrudniania i wynagradzania urzędników pracujących czy to na szczeblu lokalnym, czy też w instytucjach centralnych – postuluje prof. dr hab. Jolanta Itrich-Drabarek, członek rady naukowej KSAP i główny ekspert dzisiejszej debaty. – Kropla drąży skałę nie siłą, lecz częstym padaniem. Już jest najwyższy czas, aby takie zmiany wprowadzić i stworzyć ustawę o służbie publicznej czy też pod roboczą nazwą kodeks urzędniczy. Mam nadzieję, że dzisiejsza debata przekuje się w określone wnioski. Wywrze presję na rządzących, by powołali międzyresortowy zespół do opracowania takiego projektu aktu prawnego – dodaje.
W 2016 r. na łamach DGP pisaliśmy o przygotowywanym projekcie ustawy ujednolicającym zasady zatrudniania m.in. pracowników samorządowych i służby cywilnej. Ówczesny rząd tłumaczył, że chce zasięgnąć opinii naukowców oraz praktyków na temat utworzenia kodeksu urzędniczego dla całej administracji. Narada w tej sprawie odbyła się w kancelarii premiera.
– Dobrze pamiętam, jak brałem udział w konferencji premiera na ten temat. Niestety zmiany poszły w innym kierunku, czyli demontażu administracji. Tu nie chodzi o zadanie pytania, czy potrzebujemy kodeksu o służbie publicznej, ale raczej o jego zawartość. Diabeł tkwi w szczegółach, bo nie chodzi, aby stworzyć nową ustawę, tylko aby zawierała ona dobre rozwiązania. Podobnie jest z kodeksem pracy, który funkcjonuje tylko w niektórych krajach, a mimo to tam, gdzie nie ma takiego aktu, przepisy pracownicze są bardzo dobrze skonstruowane – mówi prof. Stefan Płażek, adwokat i adiunkt z Katedry Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Kolejna dyskusja na ten temat będzie jałowa. Trzeba naprawiać konkretne rzeczy. Mam tu na myśli m.in. przywrócenie uczciwych naborów i umożliwienie dostępu do służby publicznej każdemu obywatelowi, który spełnia warunki formalne do udziału w konkursie – postuluje.
Dokładnie dwa lata później, w 2018 r., Andżelika Możdżanowska, sekretarz stanu w Ministerstwie Inwestycji i Rozwoju, pełnomocnik rządu ds. małych i średnich przedsiębiorstw, członek Rady Służby Publicznej, potwierdziła na łamach DGP, że przygotowuje kodeks urzędniczy. Pracę nad tym aktem prawnym przeszkodził jej wybór w 2019 r. do Parlamentu Europejskiego.
– Materia jest bardzo złożona i sama szefowa służby cywilnej nie ma uprawnień, aby podjąć próbę połączenia ustaw: o służbie cywilnej, o pracownikach urzędów państwowych oraz o pracownikach samorządowych. Debatować oczywiście można w nieskończoność, ale na szczeblu politycznym powinna być podjęta decyzja o przygotowaniu takiego aktu prawnego – mówi prof. Krzysztof Kiciński, były wiceprzewodniczący Rady Służby Cywilnej. – Z pewnością kulą u nogi jest ustawa z 1982 r. o pracownikach urzędów państwowych, z której korzystają m.in. kancelarie Sejmu, Senatu czy Prezydenta. Ten akt prawny już dawno powinien być uchylony. Niestety ci, którzy z niego korzystają, nie kwapią się do jego uchylenia i wprowadzenia otwartego oraz konkurencyjnego naboru – zauważa profesor. ©℗