Szefowie urzędów, podobnie jak firmy prywatne, mają już niewiele czasu na wdrożenie wewnętrznych regulacji dotyczących sygnalistów. Ustawa z 14 czerwca 2024 r. o ochronie sygnalistów (Dz.U. z 2024 r. poz. 928) nakłada na podmioty zatrudniające co najmniej 50 osób obowiązek rozpoczęcia przygotowania procedury zgłoszeń sygnalistów od 1 stycznia 2025 r. Podmiotów AML, czyli działających w obszarze usług, produktów i rynków finansowych oraz przeciwdziałania praniu pieniędzy, bez względu na wielkość zatrudnienia, dotyczy krótszy termin – 25 września. Szczegółowo pisaliśmy o tym w DGP nr 178/2024 w tekście „Duże firmy mają więcej czasu na sygnalistów”.
Urzędy też muszą się uporać z opracowaniem i uzgodnieniem tych procedur z załogą. W wielu miejscach przygotowania już się rozpoczęły, ale niektóre rozwiązania zaproponowane przez pracodawców są odrzucane przez związkowców. W dodatku zarówno jedna, jak i druga strona uważa, że będzie to kolejny wewnętrzny dokument, zawierający raczej martwe regulacje, bo nikt nie będzie chciał się narażać pracodawcy i zgłaszać nieprawidłowości.
Uzgodnienia w toku
„Zachowanie poufności ma na celu zagwarantowanie poczucia bezpieczeństwa zgłaszającemu oraz minimalizację ryzyka wystąpienia działań odwetowych lub represyjnych” – tak brzmi treść jednego z przepisów wewnętrznych regulacji dotyczących sygnalistów w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim. W innej części tego projektu jest przepis, który stanowi, że jeśli w wyniku analizy zgłoszenia albo w toku postępowania wyjaśniającego okaże się, iż w zgłoszeniu świadomie podano nieprawdę lub zatajono prawdę, dokonujący zgłoszenia może zostać pociągnięty do odpowiedzialności porządkowej określonej w przepisach kodeksu pracy.
– Jeśli w takim dokumencie mamy zapis o minimalizowaniu działań odwetowych na pracowniku, który zgłasza nieprawidłowości, to sam autor dokumentu przyznaje się, że nie może zagwarantować pełnej ochrony. Wątpliwości budzi też ten fragment o konsekwencjach z kodeksu pracy. Zawsze można wmówić pracownikowi, że coś zataił albo skłamał, zgłaszając nieprawidłowości, i wyleci z pracy. Umieszczenie takich zapisów w procedurze traktuję jako straszak na zgłaszających. Dlatego też zdecydowałem, że nasza organizacja nie będzie uzgadniać tego dokumentu, a wszystkich pracowników budżetówki namawiam, aby, jeśli wiedzą o nieprawidłowościach, udali się na policję lub do prokuratury, a nie wcielali się w rolę sygnalisty – mówi Robert Barabasz, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim.
Z większym spokojem do sprawy podchodzi sam urząd.
– Wprowadzenie wewnętrznej procedury zgłaszania informacji o naruszeniach prawa i podejmowania działań następczych będzie spełniało swoje zadanie usprawnienia urzędu oraz wykluczenia nieprawidłowości i wpłynie pozytywnie na właściwą kontrolę zarządczą, rozumianą jako ogół działań podejmowanych dla zapewnienia realizacji celów i zadań w sposób zgodny z prawem, efektywny, oszczędny i terminowy – wyjaśnia Tobiasz Puchalski, rzecznik prasowy wojewody łódzkiego.
Kłopoty z interpretacją przepisów
Problem z przygotowaniem dokumentacji zgłasza wielu pracodawców – zarówno z urzędów rządowych, jak i samorządowych.
– Najwięcej kłopotów stwarza interpretacja przepisów ustawowych. Przeszkodą dla faktycznego wdrożenia procedury może być natomiast niechęć pracowników do dokonywania zgłoszeń. Wątpliwości mogą również powstać przy kwalifikacji dokonywanych zgłoszeń, a co za tym idzie – czy można nadać zgłaszającemu status sygnalisty. Monitorowanie sytuacji kadrowej sygnalisty, aby zapobiec ewentualnym działaniom odwetowym, również może być niełatwym zadaniem – mówi Małgorzata Wawak, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Tychy.
Jej zdaniem dotychczasowe doświadczenie wskazuje, że tego typu narzędzia nie były chętnie wykorzystywane przez pracowników.
– Chociaż jest możliwość dokonywania zgłoszeń naruszeń prawa w urzędzie na podstawie dyrektywy z 23 października 2019 r., do dzisiaj nie wpłynęło żadne zgłoszenie. Pracownicy chcący zgłosić swoje uwagi, kierują je bezpośrednio do przełożonych lub kierownictwa urzędu – dodaje Małgorzata Wawak.
Część urzędników przyznaje, że konieczność wprowadzenia procedury generuje niepotrzebne koszty, bo osób, które będą chciały korzystać z tego rozwiązania, raczej nie ma się co spodziewać.
– Nie będzie zaufania do tego systemu, bo pracownicy mogą obawiać się, iż ich anonimowość nie będzie w pełni chroniona. Musi zostać wskazana osoba do odbierania napływających sygnałów – wątpliwości może budzić, dlaczego to właśnie ten ktoś i czy można mu zaufać – uważa Patryk Pulikowski, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Olsztyna.
– Koszty związane z wprowadzeniem systemu są dosyć duże, biorąc pod uwagę zarówno aspekt technologiczny, jak i kwestię zasobów ludzkich, które są niezbędne do zarządzania nim i analizowania zgłoszeń – dodaje.
W olsztyńskim magistracie działające tam związki zgłosiły zastrzeżenia do części rozwiązań dotyczących regulacji o ochronie sygnalistów. Na oficjalne stanowisko organizacji związkowych do podobnego dokumentu czeka resort spraw zagranicznych.
– Doświadczenia państw, które wcześniej przyjęły podobny model ochrony sygnalistów, pokazują, że rozwiązanie to przyczynia się do zapobiegania i zmniejszania występowania naruszenia prawa – przekonuje MSZ.
(Nie)szkodliwa procedura
Łódzki magistrat przekonuje, że procedura może się przyczynić do utrzymania dobrego wizerunku urzędu. Podobne głosy płyną też z innych instytucji, np. z Zachodniopomorskiego Urzędu Wojewódzkiego.
– Jeśli chodzi o organizację przyjmowania zgłoszeń, nie widzę potencjalnych problemów. Natomiast mogą się pojawić trudności w interpretacji, od kiedy i za co osoba zgłaszająca będzie miała status sygnalisty wraz z ochroną prawną. Może też pojawić się dużo bezpodstawnych zgłoszeń, dotyczących spraw, które nie wchodzą w zakres ustawy – mówi Maciej Marcinkowski, dyrektor biura kontroli Urzędu Miasta Poznania.
Dodaje, że wprowadzenie systemu ochrony sygnalistów może się przyczynić do zmiany sposobu myślenia o przekazywaniu informacji o łamaniu prawa w przestrzeni publicznej. Marta Stachowiak, rzeczniczka prasowa prezydenta miasta Bydgoszczy, uważa, że wdrożenie procedury jest kolejnym działaniem uwrażliwiającym pracowników na postępowanie zgodne z prawem, promowanie wśród pracowników kultury organizacyjnej opartej na przeciwdziałaniu nieprawidłowościom.
Profesor Stefan Płażek, adwokat i adiunkt z Uniwersytetu Jagiellońskiego, jest bardziej sceptyczny.
– Te nowe regulacje będą tylko antagonizować ludzi. W naszej kulturze nie ma zwyczaju donoszenia, więc regulacje te mogą tylko służyć do przepychanek politycznych – uważa. ©℗
Polecamy: „Sygnaliści w biurze rachunkowym”
Polecamy: „Sygnaliści w firmie. Przewodnik dla pracodawcy”
Polecamy: „Sygnaliści w administracji publicznej. Procedura dla pracodawcy”